Tajemnica Gadajacej Czaszki - Hitchcock Alfred. Страница 11
– Ja tez tak pomyslalem, prosze pana. Ale kiedy poszedlem pod wskazany adres, znalazlem tam Cyganke o imieniu Zelda, ktora wiedziala wszystko o Guliwerze. Powiedziala tez, ze Guliwera nie ma juz miedzy zywymi.
Inspektor Reynolds otarl pot z czola i ciezko westchnal.
– I opowiedziala ci historyjke o ukrytych pieniadzach, ktore podobno zobaczyla w krysztalowej kuli? – mruknal. – Bardzo to wszystko dziwne. Ale wracajac do tego listu, znalezionego pod podszewka kufra, podobno sfotografowales go. Chcialbym obejrzec te zdjecia.
– Oczywiscie, prosze pana – odparl Jupiter. – Zaraz je przyniose. Szybko pobiegl na zaplecze skladu i Tunelem Drugim przesliznal sie do Kwatery Glownej. Wczesnie rano wywolal film i powiesil odbitki, zeby wyschly. Mial tylko jeden zestaw, ale w kazdej chwili mogl ich dorobic wiecej.
Wlozyl zdjecia do koperty i zaniosl inspektorowi Reynoldsowi. Ten przejrzal je i pokrecil glowa.
– Nic mi to nie mowi – mruknal. – Ale jeszcze popracuje nad nimi pozniej. Chcialbym tez porozmawiac z ta Cyganka Zelda. Co bys powiedzial, Jupiterze, na mala przejazdzke? Zobaczymy, co nam powie ta kobieta. Mam przeczucie, ze wie o wiele wiecej niz mowi.
Bob i Pete mieli nadzieje, ze inspektor takze ich zaprosi, ale nie zrobil tego. Jupiter powiedzial, zeby pracowali dalej bez niego, i wsiadl do samochodu wraz z inspektorem. Kierowca powiozl ich w strone Los Angeles.
– To tylko nieoficjalna wizyta – zwrocil sie inspektor do Jupitera, kiedy pedzili samochodem. – Pewnie i tak niczego sie nie dowiemy. Cyganie niechetnie z nami rozmawiaja. Mimo to sprobuje. Moglbym poprosic o pomoc policje z Los Angeles, ale nie mam zadnych podstaw. Zelda nie przepowiadala ci przyszlosci, wiec nie zlamala prawa.
Natomiast kiedy tylko wroce do biura, zasiegne jezyka na temat tego Spike'a Neely'ego, ktory napisal do Guliwera. Moze sie dowiemy, co sie kryje za ta sprawa. A cos sie kryje na pewno, skoro para opryszkow spycha z drogi samochod, by ukrasc z niego jedynie jakis stary kuferek. Musieli obserwowac sklad zlomu. Zobaczyli, jak wkladacie kuferek do samochodu Maksymiliana, i pojechali za nim.
Jupiter milczal, poniewaz zaden nowy pomysl na rozwiazanie tej zagadki nie przychodzil mu do glowy. Musial przyznac, ze cala historia jest bardzo zagmatwana.
Samochod jechal z duza predkoscia i wkrotce znalezli sie przed zniszczonym domem, w ktorym Jupiter spotkal sie z Zelda. Inspektor Reynolds pierwszy wszedl na maly ganek i mocno nacisnal dzwonek.
Czekali. W srodku panowala glucha cisza. Inspektor przybral posepna mine. Wtem uslyszeli wolanie. Kobieta zamiatajaca schody w sasiednim domu krzyknela:
– Jesli szukacie Cyganow, to juz ich tu nie ma.
– Nie ma?! – krzyknal inspektor. – A gdzie sa?
– A kto tam trafi za Cyganami? – zachichotala kobieta. – Spakowali manatki i odjechali wczesnie rano jakimis starymi gruchotami. Nikomu nie powiedzieli ani slowa. Po prostu sie ulotnili.
– A to pech! – jeknal inspektor Reynolds. – I trop sie urywa. Ptaszki wyfrunely z klatki!
Rozdzial 9. Inspektor Reynolds ostrzega
– Zaraz zaczniemy zebranie – powiedzial Jupiter.
Bob Andrews i Pete Crenshaw zajeli swoje zwykle miejsca w Kwaterze Glownej. Jupiter siedzial za drewnianym biurkiem i postukiwal w nie olowkiem.
– Trzej Detektywi przedyskutuja teraz zadania na najblizsza przyszlosc – powiedzial. – Zapraszam wszystkich zebranych do skladania propozycji.
Poniewaz Bob i Pete milczeli, Jupiter dodal:
– Mamy dzien wolny od pracy. Jak zamierzamy go wykorzystac?
Od wizyty inspektora Reynoldsa minely dwa dni. Uplynely spokojnie. Chlopcy spedzili wiele godzin w skladzie zlomu, reperujac lub montujac uzywane sprzety. Nie pojawil sie nikt nowy z kolejna tajemnica do rozwiazania, co Bob i Pete przyjeli z ulga. Odrobina spokoju dla odmiany dobrze im zrobi. Szczegolnie cieszyli sie z tego, ze pozbyli sie gadajacej czaszki i tajemniczego kuferka.
– Zglaszam wniosek, zeby dzis zajac sie nurkowaniem – powiedzial Pete. – Pogoda jest wprost wymarzona, a ostatnio wcale nie nurkowalismy. Calkiem wyjdziemy z wprawy.
– Popieram ten wniosek – przyklasnal mu Bob. – Dzien jest upalny i woda pewnie wspaniala.
W tym momencie zadzwonil telefon.
Chlopcy lekko sie wzdrygneli i spojrzeli na aparat. Kupili go z pieniedzy zarobionych w skladzie zlomu. Zarejestrowany byl na nazwisko Jupitera. Jedynie nieliczni wiedzieli, ze byl to sluzbowy numer Trzech Detektywow. Telefon w ich Kwaterze dzwonil rzadko i przewaznie w waznych sprawach.
Rozlegl sie ponowny dzwonek. Jupiter podniosl sluchawke.
– Halo. Biuro Trzech Detektywow, Jupiter Jones przy telefonie.
– Witaj, Jupiterze – rozlegl sie glos inspektora Reynoldsa. Slyszeli go przez urzadzenie naglasniajace, zamontowane przez Jupitera. – Dzwonilem do ciebie do domu i twoja ciotka poradzila mi, zebym sprobowal znalezc cie pod tym numerem.
– Slucham, inspektorze – odpowiedzial Jupiter ozywionym glosem.
– Wspominalem ci, ze zamierzam przeprowadzic male dochodzenie. No, wiesz, w sprawie tego listu, ktory sfotografowales, oraz Spike'a Neely'ego i Guliwera Wielkiego. Dowiedzialem sie kilku rzeczy. Nie bardzo to wszystko rozumiem i chcialbym z toba porozmawiac. Czy moglbys wpasc do mojego biura?
– Tak jest! – krzyknal Jupiter podekscytowany. – Czy zaraz, inspektorze?
– Czemu nie. Do poludnia jestem wolny.
– Bedziemy za dwadziescia minut – powiedzial Jupiter i odlozyl sluchawke. – No coz – zwrocil sie do przyjaciol – w ten sposob przedpoludnie mamy juz zagospodarowane. Inspektor Reynolds ma jakies nowe informacje.
– O, nie! – jeknal Pete. – Przeciez juz mu powiedzielismy wszystko, co wiedzielismy. To znaczy, przynajmniej ty powiedziales. Jesli chodzi o mnie, uwazam sprawe kufra i czaszki za zamknieta. Zakonczona. Finito. Koniec i kropka.
– Oczywiscie, jesli nie chcecie ze mna isc, to nie musicie. Jakos poradze sobie sam – oswiadczyl Jupiter.
Bob usmiechnal sie. Na twarzy Pete'a malowala sie rozterka. Mimo swoich protestow, nie chcial byc wylaczony z tak ciekawej sprawy.
– No dobra, jedziemy z toba – powiedzial Pete. – Trzej Detektywi powinni trzymac sie razem. Moze ta rozmowa nie potrwa dlugo i zdazymy jeszcze ponurkowac.
– W takim razie zamykam nasze posiedzenie – zakonczyl Jupiter. – Jedziemy.
Zawiadomili Tytusa Jonesa o swoim wyjsciu i pojechali na rowerach do Rocky Beach. Sklad zlomu polozony byl poza miastem, ale do centrum, gdzie znajdowal sie glowny komisariat policji, bylo niedaleko.
Chlopcy ustawili rowery przed budynkiem i weszli do srodka. Przywital ich oficer dyzurny, siedzacy za wielkim biurkiem.
– Prosze dalej – powiedzial. – Szef juz na was czeka.
Przeszli krotkim korytarzem do drzwi z tabliczka Glowny Inspektor, zapukali i weszli do srodka. Inspektor Reynolds siedzial za biurkiem i zamyslony palil cygaro. Wskazal na krzesla.
– Siadajcie, chlopcy – rzekl.
Usiedli i czekali z niecierpliwoscia na to, co ma im do powiedzenia. Inspektor najpierw wypuscil wielki klab dymu z cygara i dopiero wtedy odezwal sie.
– A wiec, chlopcy. Dowiedzialem sie kilku ciekawych rzeczy o owym Spike'u Neelym. Jak wiecie, przez jakis czas siedzial w celi razem z Guliwerem. Okazuje sie, ze Spike rabowal banki.
– Rabowal banki! – wykrzyknal Jupiter.
– No, wlasnie – skinal glowa inspektor. – Tak trafil do wiezienia, za napad na bank w San Francisco szesc lat temu. Udalo mu sie uciec z piecdziesiecioma tysiacami dolarow w banknotach o duzych nominalach. Jakis miesiac pozniej zostal zlapany w Chicago. Urzednik bankowy, od ktorego zazadal pieniedzy, zwrocil uwage na jego wade wymowy – jakal sie, wiekszosc wyrazow poprzedzajac dzwiekiem “p-p-p”. To go zdradzilo, kiedy byl przesluchiwany przez policjanta w Chicago.
Jednakze pieniadze nie zostaly nigdy odnalezione. Ukryl je, i to dobrze. Wlasciwie nikt nie zdolal go sklonic nawet do przyznania sie do popelnienia tej kradziezy. Niewatpliwie zamierzal odzyskac pieniadze po wyjsciu z wiezienia.