Tajemnica Magicznego Kregu - Hitchcock Alfred. Страница 5

Na ekranie pojawil sie ponownie Fred Slone.

– A teraz pozostale wiadomosci…

Jupiter wylaczyl telewizor.

– Wszystko razem wywieralo wrazenie chwytu reklamowego, ale to chyba niemozliwe. Ten technik z laboratorium byl powaznie ranny. Marvin Gray zas przeoczyl wspaniala okazje nadmienienia o wspomnieniach panny Bainbridge. Gdyby chodzilo o reklame, powiedzialby cos o nich.

W tym momencie na frontowym ganku rozlegl sie jakis trzask.

– Och, do diabla! – wykrzyknal ktos z irytacja. Jupiter otworzyl drzwi. Stal przed nim Beefy Tremayne.

– Potknalem sie o doniczke. Przepraszam. Jupe, potrzebuje pomocy.

Jupiter wprowadzil go do pokoju. Zauwazyl, ze Beefy ma podkrazone oczy.

– Szukam prywatnego detektywa – mowil. – Worthington powiedzial, ze jestescie dobrzy w tej specjalnosci. Czy zechcecie mi pomoc? Wuj Will nie zaplaci za wynajecie zawodowego detektywa.

Pete i Bob przyszli do kuchni zaciekawieni.

– O co chodzi? – zapytal Jupiter.

– O wspomnienia panny Bainbridge. Rekopis znikl. Ktos go ukradl!

Rozdzial 4. Czyzby sztuczka czarnoksieska?

– Zgoda, przyznaje, ze jestem niezdarny – mowil Beefy Tremayne – wypuszczam wszystko z rak i stale na cos wpadam. Jesli jednak chodzi o sprawy wydawnictwa, jestem naprawde uwazny i dobrze, starannie pracuje. Nie gubie maszynopisow!

– Gadanie! – skwitowal te wypowiedz William Tremayne. Beefy przyprowadzil Trzech Detektywow z Rocky Beach do mieszkania, ktore dzielil z wujem i ktore znajdowalo sie w wykwintnym budynku w zachodniej dzielnicy Los Angeles. Dom mial nowoczesne zabezpieczenie. Garaz otwieralo urzadzenie akustyczne, a drzwi z holu wejsciowego na wewnetrzny dziedziniec byly kontrolowane przez kamere.

Williama Tremayne'a zastali spoczywajacego na sofie w salonie. Palil dlugie, cienkie cygaro i wpatrywal sie bezmyslnie w sufit.

– Nie zamierzam poswiecac czasu i wysilku na krzatanine wokol tego rekopisu – oswiadczyl. – Zapodziales go jak zwykle i gdzies sie go pewnie odnajdzie. Niepotrzebni sa nam tutaj zadni ambitni mlokosi weszacy wszedzie ze szklem powiekszajacym i proszkiem do zbierania odciskow palcow.

– Zostawilismy dzis proszek w domu, prosze pana – powiedzial Jupiter chlodno.

– Bardzo milo to uslyszec – pan Tremayne nie odrywal wzroku od sufitu. – Beefy, byl tu pod twoja nieobecnosc agent ubezpieczeniowy. Zadawal mase idiotycznych pytan, a jego ton nie podobal mi sie. To, ze dbam o twoje interesy i ze pieniadze za szkody zostana mi wyplacone, nie jest powodem, zeby ktos przybieral ton, jakbym cos zyskiwal na tym pozarze.

– Wuju, oni musza zadawac sprawdzajace pytania – tlumaczyl Beefy.

– Chcesz powiedziec, iz musza udawac, ze zapracowali na swoje pieniadze? – warknal William Tremayne. – Mam tylko nadzieje, ze ustala nasza naleznosc bez zwloki. Urzadzenie biura w nowym miejscu i uruchomienie wydawnictwa bedzie kosztowalo fortune.

– Moglbym je juz uruchomic, gdybym tylko odzyskal ten rekopis! – powiedzial Beefy.

– Wiec go szukaj!

– Szukalem! Nie ma go tutaj!

– Beefy, czy pozwolisz, ze my poszukamy? – zapytal Jupiter. – Jesli mowisz, ze go tu nie ma, to pewnie tak jest, ale nie zawadzi sprawdzic.

– Dobra, szukajcie – Beefy usiadl i utkwil wzrok w swoim wuju, a chlopcy wzieli sie do przeszukiwania calego pomieszczenia.

Zajrzeli pod wszystkie meble, do kazdego kredensu i do szafy bibliotecznej. Nigdzie nie bylo rekopisu wspomnien dawnej gwiazdy.

– Rzeczywiscie, Beefy, tu go nie ma – powiedzial w koncu Jupiter. – Zacznijmy teraz od poczatku. Kiedy ostatnio miales manuskrypt?

Bob wyjal z kieszeni notes i usiadl obok Beefy'ego, gotow do zapisywania.

– Zeszlego wieczoru – mowil Beefy – jakis kwadrans po dziewiatej lub wpol do dziewiatej. Wyjalem manuskrypt z teczki i zaczalem go czytac, ale nie moglem sie skupic, bo bylem zbyt wzburzony pozarem i widokiem tego zakrwawionego czlowieka. Odczuwalem potrzebe ruchu. Polozylem wiec rekopis na stoliku i zszedlem na dol, na basen, poplywac.

– Czy pan byl tu w tym czasie? – zapytal Jupiter Williama Tremayne’a.

Starszy pan przeczaco potrzasnal glowa.

– Gralem w brydza z przyjaciolmi. Do domu wrocilem okolo drugiej nad ranem.

Jupe zwrocil sie do Beefy'ego.

– Kiedy wrociles z basenu, rekopisu juz nie bylo, prawda?

– Tak. Zauwazylem jego brak, gdy tylko wszedlem do pokoju.

– Czy drzwi mieszkania zostawiles zamkniete, kiedy byles na basenie? Czy w ogole wychodzisz kiedykolwiek z mieszkania, nie zamykajac zatrzasku w zamku?

– Nigdy, i jestem pewien, ze zeszlego wieczoru byly zamkniete, bo zapomnialem zabrac klucze. Musialem prosic dozorce, zeby tu przyszedl ze swoim uniwersalnym kluczem i wpuscil mnie do mieszkania.

Jupiter podszedl do drzwi frontowych, otworzyl je i obejrzal dokladnie osciez i zamek.

– Nie ma zadnych sladow wlamania. Drzwi wejsciowe na dole sa zawsze zamkniete, prawda? A to mieszkanie znajduje sie na dwunastym pietrze. Ktos wiec musial miec klucze.

Beefy potrzasnal glowa.

– Nikt nie ma zapasowych kluczy, nie liczac dozorcy, a to smieszne jego podejrzewac. Ten czlowiek pracuje tu od lat i nie ukradlby nawet wykalaczki!

Bob spojrzal na niego znad notesu.

– A wiec tylko ty i wuj macie po parze kluczy?

– Nie, trzeci komplet kluczy schowalem w moim biurku w wydawnictwie. Trzymalem go tam na wypadek, gdybym zgubil swoje klucze. Ale ten komplet ulegl zniszczeniu w czasie pozaru.

– Hmm, chyba tak – Jupe zamknal drzwi wejsciowe, podszedl do okna i wyjrzal przez nie na dol na basen. – A wiec ktos wszedl do budynku, do ktorego nielatwo sie dostac. Nastepnie wszedl do tego mieszkania, zobaczyl na stoliku manuskrypt, zabral go i wyszedl. Jak zdolal tego dokonac?

Pete podszedl do Jupe'a i rowniez wyjrzal przez okno, ale patrzyl nie w dol, lecz w gore.

– Przelecial nad dachem i przez otwarte okno wyladowal w mieszkaniu malutkim helikopterem. To jedyna mozliwosc.

– A moze na miotle? – zazartowal wuj Will. – Jesli ktos mial sie tu dostac przez okno, miotla nadawalaby sie doskonale i zawezilaby krag podejrzanych. Manuskrypt zabrala czarownica.

Beefy wytrzeszczyl oczy w oslupieniu.

– Czarownica? – powtorzyl. – To… zadziwiajace!

– Dlaczego? – zapytal jego wuj. – Wolisz wersje z helikopterem?

– Dziwne, ze powiedziales o czarownicy. Przed pojsciem na basen, przeczytalem fragment rekopisu, w ktorym przedstawiono szalencze plotki o ludziach Hollywoodu. Panna Bainbridge opisuje na przyklad przyjecie u rezysera Aleksandra de Champleya. Pisze, ze uprawial czarna magie i nosil pentagram Szymona Magusa. W manuskrypcie byl rysunek pentagramu – Beefy wyjal z kieszeni pioro i zaczal szkicowac na odwrocie koperty: – Gwiazda piecioramienna w kole. Bainbridge pisze, ze byla zlota, a krag wokol niej wysadzany rubinami. Slyszalem o Szymonie Magusie. Byl czarownikiem w starozytnym Rzymie i ludzie wierzyli, ze potrafi fruwac!

– Wspaniale! – zawolal wuj Will. – Stary przyjaciel Madeline Bainbridge ubral sie w pentagram Szymona Magusa i przyfrunal tu zabrac rekopis, zebysmy nie odkryli, ze jest zlym czarownikiem.

– Jezeli ktos tu przyfrunal, to nie byl na pewno Aleksander de Champley. Umarl dziesiec lat temu – powiedzial Jupe. – Czy w rekopisie byly jeszcze jakies inne elektryzujace historie?

Beefy potrzasnal glowa.

– Nie wiem! Przeczytalem tylko te anegdote. Zupelnie mozliwe, ze Madeline Bainbridge zna sekrety wielu osobistosci Hollywoodu.

– To wiec moze byc powodem kradziezy – powiedzial Jupiter. – Ktos z jej znajomych chcial zapobiec publikacji jej wspomnien!

– Alez skad ta osoba mogla wiedziec, ze rekopis jest tutaj? – zapytal Beefy.

– To proste! – Jupe ze zmarszczonym w skupieniu czolem zaczal chodzic po pokoju. – Beefy, zeszlego wieczoru zatelefonowales do Marvina Graya, zeby mu powiedziec, iz manuskrypt jest bezpieczny u ciebie. Oczywiscie Gray powtorzyl to Madeline Bainbridge. Nastepnie Bainbridge zatelefonowala do ktoregos z przyjaciol lub postapil tak Gray. No i wiadomosc sie rozeszla.