Diabelska wygrana - Kat Martin. Страница 7

Dwa miesiace temu Damien zakonczyl swoje sprawy na kontynencie i wrocil do Anglii. Wracajac, poprzysiagl, ze kobieta odpowiedzialna za smierc brata otrzyma to, na co zasluzyla. Napisal do matki i siostry, ze czesc sezonu towarzyskiego spedzi w Londynie – co gwarantowalo, ze nie beda sie wtracaly – i przyrzekl, ze dopilnuje, by ta kobieta poniosla kare. Ulubienica elit zostanie zrujnowana. Jesli ten plan sie nie powiedzie, znajdzie jakis spo¬sob, by go doprowadzic do konca.

Po grubym perskim dywanie podszedl do okna w sypialni swojego apartamentu. Ulice wybruko¬wane kocimi lbami spowijala mgla, ktora spra¬wiala, ze latarnie dawaly lagodna, troche upior¬na poswiate W domu lubil, gdy mgla otulala nadmorskie klify, lecz tutaj wydawala mu sie przytlaczajaca. Po raz setny zapragnal byc teraz w domu.

Obiecal sobie, ze to nastapi juz niedlugo. Do po¬lowy tygodnia przekona sie, czy jego plan ruszy z miejsca. Jesli dopisze mu odrobina szczescia, ktoremu sam dopomoze, Peter bedzie mogl spo¬czywac w spokoju, a Damien wroci do swego zam¬ku. Usmiechnal sie gorzko na mysl o tym, co – mial nadzieje – wydarzy sie juz niebawem.

* * *

– Czys ty zupelnie oszalatl? – J ane Thornhill pa¬trzyla na nia przerazona z kanapy po przeciwnej stronie powozu". Jechaly wspanialym czarnym, od¬krytym barouche ksiecia,. ozdobionym jego rodo¬wym herbem. Przejazdzki po Hyde Parku nalezaly do obowiazkowych rozrywek holdujacych modzie przedstawicieli wyzszych sfer.

– Na litosc boska, mow ciszej. Nie jest az tak zle.

– Jest gorzej, niz ci sie wydaje. – W milczeniu, ktore wlasnie zapadlo, rozbrzmiewal stukot kopyt idealnie dobranych siwkow idacych stepa.

– Przeciez ja nie zamierzam mu pozwolic mnie uwiesc. Po prostu zgodzilam sie na spotkanie. Wy¬pije z nim tylko kieliszek shrrry i…

– I co?.

Usmiechnela sie, przekrzywiajac glowe.

– Moze pozwole na pocalunek…

– Moze pozwolisz mu na pocalunek?

– Przestan powtarzac za mna. Na litosc boska, Jane, mowie ci to wszystko, bo bede potrzebowala twojej pomocy. Nie oczekiwalam, ze tak cie to po¬ruszy.

– A powinnas byla sie tego spodziewac. Jak mo¬zesz w ogole brac pod uwage zrobienie czegos tak… tak… tak cholernie lekkomyslnego.

– Jane!

– To oczywiste, ze lord Falon nie poprzestanie na pocalunkach. Co do tego nie mozesz miec zad¬nych zludzen. Za dziewiecdziesiat tysiecy funtow mezczyzna z pewnoscia spodziewa sie o wiele wiecej.

– Wlasnie to powiedzial, byl calkowicie szczery co do swoich intencji, ale chyba nie zamierza mnie do niczego zmuszac. Gdyby pragnal to uczynic, nie zadawalby sobie az tyle trudu.

– A czy ci przyszlo do glowy, ze on byc moze wca¬le nie bedzie musial cie do niczego zmuszac? – J ane wyciagnela reke i ujela jej dlon. – Posluchaj mnie, Alekso. Jestes moja najblizsza przyjaciolka, ale cza¬sami postepujesz troche… zbyt impulsywnie.

– Nie zachowuje sie impulsywnie od wystarcza¬jaco dlugiego czasu. I nie jestem w stanie wyrazic, jakie to wspaniale uczucie.

– W kazdych innych okolicznosciach sama bym cie zachecala. Ale ten mezczyzna, podkreslam slo¬wo mezczyzna, nie bedzie potulnie siedzial z boku i nie pozwoli, abys urokiem wymusila na nim swo¬ja wole

Zakrecili w narozniku parku i po chwili powoz znalazl sie w cieniu rozlozystego buku. Po drugiej stronie alei promienie slonca tanczyly na tafli male¬go, otoczonego wierzbami jeziora, gdzie maly chlo¬piec pochylal sie nad swoja papierowa zaglowka

– Nie wierze, by lord Falon zrobil mi jakas krzywde. Uwazam, ze jesli sie z nim spotkam i spe¬dzimy razem troche czasu, zwroci mi moje po¬twierdzenie albo pozwoli na splate dlugu w poz¬niejszym terminie.

– A jesli nie?

– Wtedy dowiem sie, jakim naprawde jest czlowiekiem, a te… odczucia, ktore we mnie wzbudza, 'nie beda mnie dreczyc juz nigdy wiecej.

– To zbyt niebezpieczne, Alekso.

– Wszystko w zyciu jest niebezpieczne, Jane. Przekonalam sie o tym az nazbyt dobrze, kiedy umarl Peter. Gdybym nie flirtowala z nim tak bar¬dzo, gdybym go nie zwodzila…

– Nie mow tak. Wtedy bylas mlodsza. Nie mia¬las pojecia, ze Peter zareaguje w taki sposob. yv przeciwnym razie nie spedzalabys z nim tak du¬zo czasu.

– To prawda. Siedzialabym cichutko w domu, tak jak przez ostatnie dwa lata. Pozwolilabym bra¬tu, aby zaaranzowal moje malzenstwo z jakims sztywnym, stetryczalym, nudnym arystokrata. Te¬raz tez chetnie by do tego doprowadzil.

– Brat nigdy nie zmusilby cie do poslubienia ja¬kiegos starca.

– No dobrze, wiec zmusilby mnie do poslubienia jakiegos sztywnego, napuszonego mlodego arysto¬kraty.

Jane usmiechnela sie, lecz tylko na moment.

– Twoj impulsywny charakter kosztowal cie juz bardzo duzo. Myslalam, ze wyciagnelas z tego wnioski.

Aleksa spogladala na mijane kwietniki, na slodko pachnace dzikie roze, jaskry, hiacynty i kroku¬sy, ktorych widok prawie zawsze poprawial jej na¬stroj.

– Nigdy juz nie bede rozpuszczona, egoistyczna, nazbyt poblazajaca sobie mloda dzierlatka, jaka bylam kiedys. Ale jestem juz zmeczona odmawia¬niem sobie przyjemnosci zycia, obawami, ze kogos zranie, ze zranie sama siebie. Musze to zrobic, J a¬ne. I chce. Prosze, postaraj sie mnie zrozumiec.

Jane polozyla swoja mala, odziana w rekawiczke dlon na dloni Aleksy.

– Jesli tego wlasnie chcesz, to zrobie wszystko, zeby ci pomoc. Ale nie bede siedziala z zalozony¬mi rekami i nie pozwole, aby ten czlowiek cie wy¬korzystal.

Aleksa usciskala ja mocno.

– Chcialabym tylko miec sposobnosc z nim po¬rozmawiac, dowiedziec sie o nim czegos wiecej. Nie bedzie mnie najwyzej dwie godziny.

Jane westchnela.

– No dobrze. Ale lepiej bedzie, jesli obmyslimy jakis plan.

Aleksa obnazyla w usmiechu piekne biale zeby.

– Dziekuje ci, Jane. Sama nie wierze w swoje szczescie, ze to wlasnie ty jestes moja przyjaciolka

– A ja nie wierze we wlasne dziwactwo, ze ty je¬stes moja. – Obie rozesmialy sie wesolo.

Lecz w glebi serca Jane wcale nie bylo do smie¬chu.