Tomek w grobowcach faraon?w - Szklarski Alfred. Страница 44

Mysli klebily sie w glowie. Wtem z przeciwleglego kata dobiegl przedziwny dzwiek, jakby zawodzenie:

– Aaa… Aaaaaa… – zrazu cicho, potem glosniej, tonem raz wysokim, raz nizszym, niczym jakas egzotyczna, wschodnia melodia.

Sally otarla pot z czola.

– Cos mi sie przywidzialo – powiedziala glosno, probujac wrocic do swego zajecia.

Ale cos jakby otarlo sie o mur. Wibrujacy jek rozdarl cisze pomieszczenia.

– Aaa – brzmial – aaaa – przechodzil w skowyt.

Sally, teraz naprawde przerazona, stlumila krzyk, zaslaniajac reka usta. Plomien kaganka w niepewnej dloni zamigotal gwaltownie, rzucajac na sciany przedziwne tanczace cienie. Tylko przez chwile trwala cisza. Biala postac, spoczywajaca w jednej z nisz, wyraznie poruszyla sie. Ukazaly sie spowite w biel nogi. Mumia zwolna sie prostowala. Cisze przerwal znowu jek:

– aaaa…

Sally przypomniala sobie naraz wszystkie niesamowite opowiesci o zemscie tych, ktorych spokoj naruszano. Jak sparalizowana tkwila w miejscu, trzymajac w jednej rece plonacy wciaz kaganek, a w drugiej znaleziony sztylet. Zapomniala, ze w kieszeni spodni spoczywa rewolwer. Coz zreszta mozna zrobic zmarlemu? W koncu ruszyla sie. Zaczela powoli, nie odwracajac oczu od tajemniczego zjawiska, przesuwac sie wzdluz sciany, w kierunku, skad przyszla. Ale mumia uczynila to samo, zagradzajac jej droge. W pelgajacym blasku kaganka zlowrogo zalsnily przedziwnie zywe oczy…

Ale Sally zapanowala juz nad obezwladniajacym przerazeniem. Znalazla otuche we wspomnieniach. Ujrzala twarz meza, pogodne oblicze Nowickiego, opanowane rysy Smugi i kojacy usmiech Wilmowskiego. “Ach, Tommy, Tommy” – westchnela. Wrocila do rzeczywistosci. Postanowila sie bronic.

– Jestes czy nie jestes trupem, odejdz! Odejdz, bo zabije! krzyknela.

Ostrzegawczo uniosla sztylet. Wtem plomien kaganka zachybotal i zgasl. Zapanowala ciemnosc. Sally odruchowo rzucila w strone bialej postaci glinianym naczyniem. Przerazliwy jek rozlegl sie tuz obok. – Aaaaa… Aaaaaaa… – Poczula dotkniecie sliskich palcow na szyi, jednoczesnie dlon ze sztyletem znalazla sie w zelaznym uscisku. Sztylet potoczyl sie na ziemie. Oslizle palce zaciskaly sie na gardle. Trwalo straszliwe, nieustanne zawodzenie. Sally walczyla, ale slabla, powoli tracila przytomnosc.