Tomek w grobowcach faraon?w - Szklarski Alfred. Страница 6
*
Switalo, gdy dorozka wracali do domu.
– “Kto nie widzial Kairu, niczego nie widzial” – westchnela Sally.
– Co mowisz, sikorko? – z roztargnieniem zapytal Nowicki.
– Powtarzani stare arabskie przyslowie – odpowiedziala Sally. – Czy wiecie, ze nazwa “Kair” oznacza “Miasto Zwyciestwa”?
– Skoro tak mowisz… – zmeczony Tomek nie wykazywal zbytniego entuzjazmu.
– Cala historia zaczela sie od… golabka… – Sally nie poczula sie zrazona brakiem zainteresowania. – Najpierw jednak byla tu twierdza zwana Babilonem.
– A pozniej rzadzili Rzymianie – wtracil Tomek.
– Tak. Wreszcie przybyli Arabowie. Ich wodz, Amer Ibn el-As, po zajeciu w 640 roku Aleksandrii i owczesnej stolicy kraju, miasta Memfis, pomaszerowal na wschod.
– Tak i zatrzymal sie w okolicach dzisiejszego Starego Kairu.
– Tam, gdzie Nil rozdzielal sie na kilka ramion, tworzac delte. Stanal dokladnie w miejscu, gdzie rosly na wpol zasypane pustynnym piaskiem palmy.
– I tu zalozyl swoj oboz? – dal sie wciagnac w rozmowy Nowicki.
– Owszem. Z okrzykiem “zwyciestwo”, czyli po arabsku El-Kahirach, wzniosl ozdobiony drogocennymi kamieniami miecz. Jednym cieciem miecza naznaczyl linie na piasku, wydajac rozkaz: “Tu stanie moj namiot”. Rankiem okazalo sie, ze na namiocie uwila gniazdo golebica. Uznano to za dobra wrozbe i postawiono w tym miejscu meczet o nazwie Al-Fostat, czyli Namiot. U stop swiatyni rozrosla sie najstarsza dzielnica Kairu.
– A od kiedy miasto nosi dzisiejsza nazwe? – drazyl Nowicki.
– Od X wieku, gdy wladze przejela dynastia Fatymidow. Legenda mowi, ze nad Fostatem ukazala sie wtedy swiecaca smuga od planety Mars i ze dlatego stolicy nadano nazwe “Miasto Zwyciestwa”.
Odkryta dorozka, zaprzezona w chudego, koscistego konia, wolno jechala w sloncu poranka przez pas nadbrzeznej zieleni. Wsrod sadow i palm nad kanalem bielily sie wille. Dalej pojawily sie stare obskurne domy, a blizej rzeki nowoczesniejsze, kilkupietrowe kamienice. Dorozka wjechala na most laczacy zachodni brzeg Nilu z wyspa Roda. W dole, po metnej, mulistej rzece, plynely feluki [20] i ogromne barki o wysoko zadartych dziobach obladowane towarami: sianem, durra, arbuzami, zielonymi melonami, trzcina cukrowa badz glinianymi garnkami. Z powodu ich wysokich masztow, z wielkimi, nabrzmialymi od wiatru trojkatnymi zaglami, wszystkie kairskie mosty na Nilu mialy posrodku jedna lub wiecej ruchomych czesci.
Zaledwie dorozka wjechala na wyspe, powozacy Arab odwrocil sie do pasazerow i lamana angielszczyzna, gardlowym glosem, zawolal:
– Wyspa Roda! Tutaj nilometr, niedaleko, na poludniowym cyplu! Czy chcecie zobaczyc?
– Nie! Jedz dalej i popedzaj szkape, chcemy byc jak najpredzej w domu – po angielsku odparl Nowicki, a zwracajac sie do siedzacych naprzeciwko mlodych Wilmowskich, rzekl po polsku: – Nie warto marudzic, moze dzisiaj nadejdzie wiadomosc od ojca? Zreszta slyszalem juz co nieco o egipskich urzadzeniach do pomiarow poziomu wody w rzece. Podobno wzdluz Nilu rozsiana jest cala ich siec, rowniez poza granicami Egiptu.
– Nic dziwnego, Nil decyduje przeciez o zyciu lub smierci Egipcjan – powiedzial Tomek. – Juz w starozytnosci grecki historyk Herodot pisal, ze Egipt jest darem Nilu, a jego istnienie zalezy od tej jednej jedynej rzeki. Rzeki bez doplywow, nie zasilanej opadami deszczu i plynacej przez tysiac piecset kilometrow jednej z najstraszliwszych pustyn Ziemi. Gdyby Nil przestal plynac, chocby na krotko, Egipt czekalaby nieuchronna zaglada.
– Czytalam, iz Egipcjanie od najdawniejszych czasow ciagle mierzyli poziom wody w Nilu. Na podstawie skrzetnie zapisywanych wynikow przewidywali urodzaje i ustalali wysokosc podatkow – wtracila sie Sally. – Zapisy te czyniono nieprzerwanie od szescset dwudziestego drugiego roku. Nigdzie na swiecie nie bylo czegos podobnego. Nilometry sytuowano w kazdej swiatyni, we wszystkich miastach i osadach lezacych nad samym brzegiem rzeki. Wyniki przesylano do Kairu.
– Czyzby nilometr na wyspie Roda byl najstarszy? – zaciekawil sie Nowicki.
– Nie, ale zostal zbudowany w siedemset szesnastym roku i jest pierwszym, jaki powstal w czasach arabskich – wyjasnila Sally.
Dorozka jechala tymczasem waskimi zaniedbanymi uliczkami i wkrotce dotarla do mostu laczacego wyspe Roda ze Starym Kairem polozonym na wschodnim brzegu Nilu. Szybko przebyli niezbyt tutaj szerokie ramie rzeki. Dalej dluga ulica Kasr al-Ajni, rownolegla do wybrzeza, dochodzila az do poludniowo-zachodniej dzielnicy.
W miescie, jak codzien, niemal od switu panowal ozywiony ruch i gwar. W tlumie przechodniow odzianych w dlugie, biale i pasiaste galabije, turbany i fezy spotykalo sie ubranych po europejsku mezczyzn, ktorzy pracowali w urzedach i przedsiebiorstwach. Nieliczne na ulicach kobiety nosily przewaznie czarne, dlugie suknie i oslaniajace twarz szale. Przed sklepami, czesto w ogole pozbawionymi frontowych scian i wystaw, otwartymi wprost na ulice, kupcy glosno zachwalali wystawione na sprzedaz orientalne i zachodnie towary. Niektorzy rozkladali je na chodniku badz rozwieszali na scianach domow. Fryzjerzy, krawcy, szewcy i czysciciele butow, w ogole rzemieslnicy, pracowali na ulicy, po prostu na chodnikach przed domami. Na przenosnych straganach pietrzyly sie owoce cytrusowe i warzywa, opiekano na roznach kawalki baraniny, smazono ryby. W powietrzu unosil sie zapach oliwy i czosnku.
Nie mniejszy rozgardiasz panowal na jezdni. Ulica jezdzil juz szynowy tramwaj elektryczny, kursujacy z placu Tahrir az do Starego Kairu. Egipcjanie polubili ten srodek komunikacji, dogodniejszy od tramwajow konnych. Totez elektryczne pojazdy szynowe obwieszone byly pasazerami. Nie zwazajac na niebezpieczenstwo, ludzie tloczyli sie na stopniu wzdluz calego wagonu. Tramwaj musial jechac wolno. Czesto tez przystawal, mimo ze motorniczy natarczywym dzwonieniem usilowal przegonic z torowisk zawalidrogi. Obok toczyly sie bowiem ciezarowe wozy na dwoch wysokich kolach, ciagnione przez osly, konie lub wielblady. Woznice flegmatycznie pokrzykiwali na nieostroznych przechodniow. Nieraz za powozacym Arabem siedzialy jego zony. W klebiacym sie tlumie pojazdow i ludzi z cyrkowa zrecznoscia lawirowali chlopcy dzwigajacy na glowach pelne swiezego pieczywa, duze, okragle kosze, ktore brawurowo podtrzymywali jedna reka w ich zdawaloby sie chwiejnej, a jednak pewnej rownowadze. Tu i owdzie przesuwaly sie charakterystyczne sylwetki roznosicieli wody z wielkimi dzbanami zakonczonymi czyms na ksztalt zakrzywionego lejka. Tloczyly sie flegmatycznie osly objuczone koszami pelnymi jarzyn, worami pszenicy, slomy badz cegly. Jeszcze inne, popedzane przez krzykliwych poganiaczy, sluzyly jako wierzchowce mezczyznom w galabijach. Wszedzie wsrod doroslych plataly sie psy, koty i dzieci w kusych koszulinach. Wszystko to przetaczalo sie ulica pelna gwaru rozmow, okrzykow i wrzaskow.
Nocny chlod ustepowal, robilo sie coraz upalniej. Dorozkarz, stary Arab, zdjal abajas [21] i zostal w tradycyjnej galabii. Od poczatku nieufnym, swidrujacym wzrokiem mierzyl ubranych w arabskie stroje Europejczykow, ktorym towarzyszyla kobieta z odslonieta twarza. Nie dziwil sie, bo w swoim dorozkarskim zyciu widzial juz niejedno, ale jego niechec do pasazerow wzrosla, gdy odrzucili propozycje zobaczenia nilometru. Sprobowal zatem inaczej:
– Czy jestescie chrzescijanami? – spytal.
A gdy Nowicki potwierdzil, zaproponowal:
– Tutaj niedaleko jest domek, gdzie mieszkal Jezus [22] z rodzina. W dzielnicy koptyjskiej…
– Innym razem, dobry czlowieku – zbyl go kapitan – teraz chcemy wrocic do domu.
Arab wzruszyl ramionami i zamruczal cos pod nosem. Zawiedziony nie na zarty pomyslal, ze to jacys dziwni cudzoziemcy, skoro udaja Arabow, wlocza sie po nocy i na dodatek spiesza wcale nie jak turysci! Moze to oznaka nieczystego sumienia i moze nie zaplaca za przejazd? Nigdy wprawdzie nie spotkalo go cos takiego, ale tego dnia stary Arab byl w wyjatkowo zlym humorze.
Zaledwie straszne podejrzenie ugruntowalo sie w jego glowie, niespodziewanie sciagnal lejce chudej szkapy. Nie przygotowanych na to podroznych wcisnelo w siedzenia, a potem rzucilo do przodu. Sally, gdyby Tomek nie zdolal jej zlapac, jak nic wyladowalaby pod kolami pojazdu.
– Do diabla! – zaklal po polsku -Nowicki. – Co wyrabiasz? Arab zerwal sie z kozla i zaczal cos wykrzykiwac, zywo przy tym gestykulujac. W jego belkotliwej mowie najbardziej znajomo brzmialo slowo bakszysz.
– Czego chcesz? Co sie stalo? – pytal goraczkowo Tomek. Wokol dorozki gestnial tymczasem wrzeszczacy tlum. Arabowie, Egipcjanie, Turcy wygrazali piesciami i wykrzykiwali coraz glosniej. Sally zauwazyla, ze niczym refren przewija sie okrzyk Danszawoj.
– Tommy! Tommy! – zawolala do meza, ktory pospiesznie placil staremu. Ten gdy otrzymal pieniadze, sam zaczal uspokajac wspolziomkow.
– Tommy! Powiedz im, ze nie jestesmy Anglikami, tylko Polakami!
Tomek zorientowal sie, o co jej chodzi:
– No English! Polak! Polska! Bolanda! Bolaaanda!!! [23]
Nie wiadomo, co zrozumial rozwrzeszczany tlum. W kazdym razie tak samo niespodziewanie jak powstalo cale zamieszanie, nagle wszystko wrocilo do poprzedniego stanu…
Nowicki, ktory caly czas trzymal reke na kolbie rewolweru, teraz wyjal ja z kieszeni i otarl pot z czola.
– Wszystko przez tego starego draba – powiedzial cicho do Tomka. – Trzeba mu przemowic do rozsadku.
– Daj spokoj, Tadku! Samismy sobie winni. Co oni wszyscy mieli sobie pomyslec, gdy zobaczyli nas przebranych za Arabow?
– Zachowali sie wrogo, bo wzieli nas za Anglikow – nerwowo wyjasniala Sally. – Wiem stad, ze wykrzykiwali nazwe miejscowosci w delcie Nilu, gdzie piec lat temu angielski oficer w czasie polowania postrzelil egipska wiesniaczke. Pisano o tym w gazetach, gdyz doszlo do walki, w ktorej zostalo rannych trzech Egipcjan i trzech Anglikow, jeden z nich pozniej zmarl. Brytyjczycy uznali zajscie za bunt i aresztowali kilkudziesieciu fellachow [24] . Czterech z nich powieszono – dokonczyla ciszej. Po chwili, juz spokojniej, dodala:
[20] Feluka – niewielki, waski i szybki zaglowioslowiec.
[21] Abajas – rodzaj meskiego, cieplego, welnianego plaszcza bez kolnierza, z szerokimi rekawami; najczesciej gladki lub w pasy.
[22] Jezus czczony jest przez wyznawcow Mahometa jako jeden z prorokow.
[23] Bolanda (arab.) – Polska.
[24] Fellach – egipski chlop, wiesniak, rolnik.