Tomek na Czarnym L?dzie - Szklarski Alfred. Страница 14
– To kolezka nie wie, co w trawie piszczy? Myslalem, ze tacy cwani czarownicy wszystko sami odgadna. Ano, brachu, zaraz gazujemy deptac lwom po pietach. Bractwo masajskie zwoluje sie na polowanie. Umarlego podniesliby z grobu tym swoim dudnieniem. A twoj szanowny tatus poszedl uzgodnic z Kisumem wspolna akcje. Kapujesz teraz?
– Rozumiem, ale dlaczego nie zbudziliscie mnie wczesniej?
– A po jakie licho takiego szkraba jak ty zrywac o swicie? Portczyny masz krotkie, malo guzikow do zapinania, to i w ostatniej chwili zdazysz sie ubrac.
– Ha, znow pan zaczyna z tym moim mlodym wiekiem – rozindyczyl sie Tomek.
Bosman rozesmial sie; klepnawszy chlopca dlonia w ramie, dodal pojednawczym glosem:
– Przyznasz, brachu, ze nalezalo ci sie to ode mnie za wczorajszego psikusa z czarownikiem i moneta znaleziona w moim uchu.
– To juz jestesmy skwitowani – orzekl Tomek.
– Niech tak bedzie – zgodzil sie bosman.
– Czy przygotowaliscie sniadanie? – zawolal Wilmowski zblizajac sie do namiotow.
– Od kwadransa kociol z kawa dymi jak komin parowca – oznajmil bosman. – Mozemy siadac do stolu. Umyj sie, Tomku, piorunem, bo z zaspanymi slepiami nie trafisz do kubka z kawa!
Tomek pobiegl do strumienia. Wkrotce znalazl sie przy stoliku razem z towarzyszami. Po sniadaniu podroznicy przeczyscili bron i natychmiast wsiedli na wierzchowce. W obozie masajskim oczekiwalo na nich kilku wojownikow pod dowodztwem samego Kisuma.
– Czy oni naprawde maja zamiar zabijac lwy tymi dzidami? – zwrocil sie Tomek do Huntera, spogladajac z niedowierzaniem na skromne uzbrojenie Masajow.
– Badz o nich spokojny. Te na pozor niewinnie wygladajace dzidy staja sie w ich rekach niezawodna bronia – odrzekl Hunter.
– Ja bym sie nie odwazyl isc na polowanie tak uzbrojony.
– Ja tez bym tego nie uczynil. Do miotania dzida trzeba miec szalona wprawe i olbrzymia sile.
W tej chwili dano haslo do wymarszu. Masajowie i biali lowcy ruszyli wzdluz strumienia przecinajacego sawanne. Po godzinie marszu przyblizyli sie do rozleglych wzgorz. Wkrotce u ich podnoza ujrzeli stado bydla o grubych, szeroko rozstawionych rogach. Kilku polnagich pasterzy wybieglo im na spotkanie. Kiedy uslyszeli o zamierzonym polowaniu, wydali glosny okrzyk radosci. Jak wynikalo z ich relacji, rozzuchwalone bezkarnoscia lwy niemal co noc porywaly ze stada jedna lub kilka sztuk bydla, a przed dwoma dniami rozszarpaly i pozarly pasterza.
Lowcy zsiedli z koni przy szalasach pastuchow. Nie tracac czasu rozpoczeli narade z Kisumem i jego wojownikami. Masajowie zapewniali, ze dokladnie znaja polozenie lwiej kryjowki. Wobec tego Smuga zaproponowal, aby nie czekac, az lwy wyjda w nocy na zer, lecz natychmiast urzadzic na nie oblawe. Twierdzil, ze po sutym nocnym posilku lwy maja zwyczaj wypoczywac w ciagu dnia i wtedy latwiej jest podejsc je niepostrzezenie. Uczestnicy polowania wyrazili zgode na propozycje doswiadczonego mysliwego. Jednoczesnie powierzyli mu dowodztwo.
Smuga natychmiast rozpoczal przygotowania. Dlugo badal przez lunete spory obszar krzaczastego stepu, ciagnacy sie w poblizu na pol wyschlej rzeczulki. Tam, wedlug zapewnien pasterzy, znajdowala sie kryjowka lwiej rodziny napastujacej bydlo. Smuga podzielil Masajow na dwie grupy. Liczniejsza, razem z Wilmowskim i Hunterem uzbrojonymi w doskonale karabiny, miala sie rozciagnac w dlugi szereg i wkroczyc w gaszcz od strony rzeczulki. Na czele drugiej grupy stanal Smuga. Postanowil okrazyc busz, by urzadzic zasadzke na lwy wycofujace sie przed nagonka. Tomek poprosil ojca, aby pozwolil mu sie udac razem ze Smuga i bosmanem Nowickim. Wilmowski zgodzil sie na to. Wiedzial przeciez, ze pod opieka wytrawnego mysliwego chlopcu nic zlego nie moze sie stac.
Grupa Smugi pierwsza wyruszyla na stanowisko, poniewaz potrzebowala wiecej czasu na urzadzenie zasadzki. Smuga kroczac na przedzie poprowadzil swych ludzi skrajem rozleglego pasa krzewow.
Tomek szedl obok Smugi. W skupieniu przysluchiwal sie jego wskazowkom, jak nalezy sie zachowac podczas polowania na lwy.
– W Afryce wyrozniono kilka podgatunkow lwow27 [27 Felis leo. ] w zaleznosci od rozmiaru ich grzywy, a wiec: berberyjskiego, najpotezniejszego ze wszystkich, ktory obecnie wystepuje jedynie w krajach Atlasu, masajskiego zyjacego we wschodniej Afryce Srodkowej, senegalskiego, kapskiego i somalijskiego. Niektore z tych podgatunkow juz wymarly – wyjasnial lowca. – Poza Afryka zyja dwa gatunki: perski i indyjski. Mozna domyslic sie z samej nazwy, ze w tych okolicach przebywaja lwy zwane masajskimi. Odmiana ta, w przeciwienstwie do innych, napada i pozera ludzi. Lwy unikaja puszcz podzwrotnikowych, a chetnie gniezdza sie w okolicach otwartych, zwlaszcza w buszu i na pustynnych rowninach lub plaskowzgorzach. Na ogol nie trzymaja sie scisle okreslonych kryjowek. Wedruja z miejsca na miejsce spedzajac dzien tam, gdzie zastaje je wschod slonca. Gorzej sie jednak dzieje, gdy bestie zasmakuja w latwym polowaniu na bydlo domowe lub na przewaznie zle tutaj uzbrojonych i tym samym niemal bezbronnych ludzi. Wtedy wlocza sie dluzej po okolicy i dokonuja straszliwego spustoszenia.
– Wydawalo mi sie, ze kazdy lew rzuca sie na czlowieka – wtracil Tomek.
– Wiekszosc mieszczuchow tak sadzi, lew jednak raczej rzadko napada na ludzi. Nawet szczuty psami wiecej uwagi zwraca na ogary niz na czlowieka. Oczywiscie inaczej to wyglada, gdy sie ma do czynienia ze zwierzeciem drasnietym kula albo pozbawionym mozliwosci ucieczki. Wtedy staje sie ono zajadlym i groznym przeciwnikiem.
– Slyszysz, braciszku? Musisz dobrze pilnowac Dinga, bo co by powiedziala ladna Sally, gdyby lwy pozarly jej pupila? – rozesmial sie bosman.
– Niech pan tylko spojrzy, jak spokojnie zachowuje sie Dingo – powiedzial Tomek. – Na pewno nie zweszyl jeszcze lwow albo tez wcale ich nie ma w tym buszu.
– Teraz idziemy z wiatrem. Zobaczymy, jak Dingo sie zachowa, gdy bedziemy po drugiej stronie buszu – rzekl Smuga.
Naraz podroznik przystanal i pochylil sie nad zdeptana wokol brzegu strumienia ziemia. W tym miejscu strumien rozlewal sie troche szerzej, tworzac przy jednym z brzegow nieckowata wyrwe. Woda stala tutaj spokojnie, ledwie poruszana pradem strumyka. Tomek tracil bosmana w bok:
– Pewnie pan Smuga odkryl slady lwow.
Mescherje, ktory zatrzymal sie obok chlopca, wyjasnil:
– Tu lwy pija wode w nocy. W dzien siedza w zaroslach i spia. Lwy sa bardzo madre, nie mecza sie bieganiem w dzien, kiedy goraco.
Tomek popatrzyl na metna wode wypelniajaca niecke.
– Nie wydaje mi sie, zeby lwy byly tak bardzo madre. Po co pija brudna wode, skoro czysty strumien plynie tuz obok?
– Brudna woda lepsza. Wszystkie zwierzeta lubia stojaca wode – stwierdzil Mescherje.
Po chwili Smuga ruszyl dalej. Okolo godziny trwala wedrowka sciezka zwierzeca, ktora nagle zniknela w dosc gestym buszu z rzadka poroslym drzewami.
– Idzmy dalej sciezka – doradzil Mescherje – busz zaraz sie skonczy.
– Dobrze, prowadz nas teraz – polecil Smuga.
Mescherje zaglebil sie w zarosla. Smuga, bosman, Tomek i Masajowie postepowali za nim, oddaleni zaledwie o kilka krokow. Tomek trzymal krotko na smyczy strzygacego uszami Dinga. Pies niepokoil sie coraz bardziej, totez chlopiec zwrocil na niego cala uwage. Nagle rozlegl sie krzyk Mescherje. Wydarzenia potoczyly sie tak szybko, ze Tomek dzialal juz tylko odruchowo. Spojrzal w kierunku, z ktorego doszedl glos Mescherje, i ujrzal potezny grzbiet zwierzecia cwalujacego z pochylonym lbem uzbrojonym w wielkie zakrzywione i ostre rogi. Mescherje w ostatniej chwili podskoczyl wysoko. Jak pilka przetoczyl sie po szerokim grzbiecie gwaltownie szarzujacego bawolu. Na szczescie Smuga nie stracil zimnej krwi; widzac, ze nie zdazy zlozyc sie do strzalu, krzyknal donosnie:
– Kryjcie sie za drzewami!
Jednoczesnie uskoczyl za pien duzej akacji, ratujac sie w ten sposob przed stratowaniem.
Bosman znajdowal sie najblizej Tomka. Wyrwal mu z rak smycz, popychajac go jednoczesnie w kierunku rozlozystego figowca. Przerazony naglym pojawieniem sie bawolu afrykanskiego28 [28 Bubalis caffer. Najblizszymi jego krewniakami, ktorych wiele zamieszkuje dziewicze lasy Srodkowej Afryki, sa: nieco mniejszy bawol czerwony (Bubalis caffer nanus) z Konga i bawol krotkorogi (Bubalis caffer brachyceros) znad jeziora Czad.], chlopiec jednym susem wskoczyl na nizsza galaz; blyskawicznie wdrapal sie na drzewo. Bosman szarpnal Dinga i schowal sie za tym samym figowcem. Masajowie, bezszelestnie jak duchy, znikneli ze sciezki.
Nim Tomek zdal sobie sprawe z tego, co sie stalo, tetent rozgniewanego zwierzecia ucichl w dali.
Smuga z karabinem gotowym do strzalu ukazal sie na sciezce.
– Nie wychodzcie jeszcze z kryjowek! – zawolal ostrzegawczo. – Bawol moze wrocic!
Tomek siedzial na galezi przylepiony prawie do pnia figowca. Tymczasem Smuga odnalazl ukrytego w krzewach Mescherje. Murzyn oszolomiony byl jeszcze upadkiem na ziemie, lecz zapewnial, ze nic mu sie nie stalo. Zaraz tez ruszyl sladem bawolu, by sprawdzic, czy juz im nie zagraza. Wrocil po dluzszej chwili wolajac:
– Nie ma go, nie ma! Uciekl naprawde!
Masajowie natychmiast ukazali sie na sciezce. Bosman Nowicki wyszedl z psem zza drzewa. Zadarlszy glowe powiedzial ze smiechem:
– He, he, he! Ales, brachu, skoczyl na drzewo zwinniej od malpiaka! Szkoda, ze nie mialem aparatu fotograficznego. Boki by Sally rozbolaly z uciechy, gdyby zobaczyla, jak sie wspinasz na drzewo uciekajac przed byczymi rogami! Prawda, Dingo? Ale widok!
Tomek zeskoczyl z drzewa i podniosl z ziemi porzucony sztucer. Smuga i Masajowie usmiechali sie dyskretnie. Chlopiec spojrzal na nich ponurym wzrokiem. Westchnal ciezko, gdyz zdawalo mu sie, ze jego mysliwska slawa mocno zostala w tej chwili nadszarpnieta.
Zly i pochmurny ruszyl za przyjaciolmi.
“Wiec to tak, teraz sie ze mnie smiejecie – pomyslal. – Ano, dobrze! Pozalujecie…”
– Mielismy wiele szczescia – mowil tymczasem Smuga. – Bawol afrykanski szarzuje na wszystko, co napotyka na swej drodze! Ustepuje pola tylko sloniowi. Nie boi sie nawet lwa i czesto zwycieza w starciu. Strzelac do niego mozna wtedy jedynie, gdy jest sie zupelnie pewnym strzalu. Raniony bawol staje sie nadzwyczaj niebezpieczny i podstepny. Potrafi urzadzac prawdziwe zasadzki na przesladowcow.