Szkarlatny Kwiat - Orczy Baroness. Страница 11
– Zaledwie pol godziny -westchnela, patrzac na morze – a bedziesz tak daleko ode mnie! Armandzie… nie moge uwierzyc, ze odjezdzasz. Te dni podczas nieobecnosci sir Percy'ego uplynely dla mnie jak sen. Mialam cie przeciez wylacznie dla siebie.
– Nie wyjezdzam daleko, moja droga – odparl miekko mlodzieniec. – Rozdzieli nas waski kanal, tylko kilka mil drogi, moge wiec powrocic w kazdej chwili.
– Przeraza mnie nie odleglosc, Armandzie, ale ten straszny Paryz…
Doszli do brzegu skaly. Lagodny powiew morski igral wlosami Malgorzaty wokol jej twarzy, a konce jej miekkiego koronkowego szala falowaly w powietrzu jak bialy i gibki waz. Starala sie przeniknac wzrokiem odleglosc, za ktora lezaly wybrzeza Francji, tej surowej i bezlitosnej Francji, ktora domagala sie haraczu krwi najszlachetniejszych swych synow.
– Nasz wlasny, piekny kraj, Malgorzato – odrzekl Armand, zgadujac jej mysli.
– Oni ida za daleko, Armandzie
– rzekla z zapalem. – Jestes republikaninem jak i ja, mamy te same poglady, to samo pragnienie wolnosci i rownosci, ale nawet ty musisz przyznac, ze ida za daleko.
– Cicho… – szepnal trwoznie Armand, rzucajac krotkie, ostrozne spojrzenie wkolo siebie.
– Widzisz!… Zdaje ci sie, ze niebezpiecznie rozprawiac o tych rzeczach nawet tu, w Anglii.
Objela go w namietnym porywie gwaltownej, macierzynskiej niemal milosci.
– Nie odjezdzaj, Armandzie! – blagala – nie wracaj do kraju! Co staloby sie ze mna, gdyby…
Wybuchnela placzem. Jej niebieskie oczy z czuloscia i rozpacza patrzyly na mlodzienca, ktory z powaga zwrocil sie do niej.
– Nie bylabys moja odwazna siostrzyczka – odparl ze slodycza – gdybys nie pamietala, ze gdy Francji grozi niebezpieczenstwo, nie uchodzi jej synom opuszczac ojczyzny.
Jeszcze nie dokonczyl, a juz slodki, dziecinny usmiech zawital na jej smutnej twarzyczce, wciaz jeszcze oblanej lzami.
– Ach, Armandzie! – westchnela cicho. – Pragnelabym niekiedy, abys nie mial tylu wznioslych cnot… Zareczam ci, ze twoje drobne uchybienia sa o wiele mniej niebezpieczne i lzejsze do zniesienia. Ale bedziesz ostrozny, nieprawdaz? – dodala powaznie.
– Obiecuje ci, ze bede sie staral o ile moznosci…
– Pamietaj, najdrozszy, ze mam tylko ciebie, tylko ty mnie kochasz…
– Alez, moja droga, masz dzisiaj inne jeszcze wiezy… Percy cie kocha…
Dziwny smutek odbil sie w oczach Malgorzaty, gdy szepnela:
– Kochal mnie dawniej…
– Alez, na pewno…
– Nie troszcz sie o mnie, Armandzie, Percy jest rzeczywiscie bardzo dobrym czlowiekiem.
– Musze sie troszczyc o ciebie, moja Malgorzato -przerwal z moca. – Sluchaj, nie mowilem z toba o tej sprawie wczesniej, gdyz za kazdym razem cos mnie wstrzymywalo. Ale czuje, ze nie potrafilbym teraz odjechac i zostawic cie, nie zadawszy ci jednego zapytania. Nie potrzebujesz mi odpowiedziec, jezeli sobie nie zyczysz – dodal, widzac nagle wyraz leku w jej oczach.
– Mow – rzekla spokojnie.
– Czy sir Percy Blakeney wie… jaka role odgrywalas w sprawie uwiezienia margrabiego de St. Cyr?
Zasmiala sie smutnym, gorzkim, pogardliwym smiechem, ktory zabrzmial jak falszywa nuta w melodii jej glosu.
– Chcesz powiedziec, ze zdradzilam margrabiego de St. Cyr przed trybunalem, ktory wyslal jego i cala rodzine pod gilotyne? Tak, powiedzialam mu o tym po slubie.
– Czy wytlumaczylas wszystkie okolicznosci lagodzace, ktore calkowicie cie uniewinniaja?
– Nie, gdyz bylo za pozno mowic o okolicznosciach. Wiedzial juz o tej sprawie z innej strony. Moje tlumaczenie przyszlo zdaje sie poniewczasie. Nie moglam ponizac sie do tego stopnia, by szukac sposobow uniewinniania sie.
– A teraz?
– A teraz, Armandzie, mam satysfakcje w przeswiadczeniu, ze najbardziej ograniczony czlowiek w Anglii ma najwieksza pogarde dla swojej zony.
Wypowiedziala te slowa z taka gorycza, ze serdecznie kochajacy ja Armand odczul wyraznie, iz dotknal bardzo niezrecznie bolesnej rany.
– Przeciez sir Percy kochal cie?
– Czy mnie kochal? Tak, Armandzie, przynajmniej zdawalo mi sie przez pewien czas, ze mnie kocha, inaczej nie zostalabym nigdy jego zona. Jestem przekonana – dodala spiesznie, jak gdyby pragnela nareszcie zrzucic z siebie ciezkie brzemie, przygniatajace ja od miesiecy – jestem przekonana, ze i ty nawet, jak wszyscy zreszta, myslales, ze wyszlam za niego dla majatku. Zareczam ci, najdrozszy, ze to nieprawda. Zdawalo mi sie, ze mnie uwielbia taka dziwna sila milosci i tak goraco, ze bylam do glebi wzruszona. Przy tym, jak wiesz, nie kochalam nikogo, a mialam juz dwadziescia cztery lata; sadzilam, ze nie potrafie nigdy kochac. Ale marzylam zawsze, aby byc slepo uwielbiana. Choc Percy byl ociezaly i ograniczony, mial dla mnie tym wiekszy powab; myslalam, ze bedzie mnie kochal tym wiecej… Inteligentny mezczyzna ma inne zajecia, ambitny inne nadzieje, zas ograniczony umysl bedzie tylko milowal i tym sie zadowoli. A w zamian bylam gotowa odplacic mu rownym przywiazaniem, Armandzie. Nie tylko odbierac, ale dawac bezgraniczna milosc…
Westchnela, a w tym westchnieniu byla cala otchlan rozczarowania i bolu. Armand nie przerywal jej ani razu. Sluchal, pograzony we wlasnych myslach. Jego serce cierpialo na widok tej mlodej, pieknej kobiety, ktora u progu zycia stracila nadzieje i wiare wobec rozwianych zlotych snow, ktore uczynilyby z jej mlodosci nieprzerwane pasmo szczescia. Mimo przywiazania do siostry rozumial ow tragiczny konflikt szwagra. W krotkim swym zyciu zetknal sie juz z ludzmi rozmaitych narodowosci, roznego wieku, rozmaitych warstw spolecznych i domyslil sie, czego Malgorzata nie dopowiedziala.
Percy Blakeney byl faktycznie slabo uposazony pod wzgledem umyslowym, ale mimo wszystko mial owa rodowa dume, odziedziczona po przodkach, odwiecznych angielskich dzentelmenach. Jeden Blakeney zginal na polu bitwy pod Bosworth, drugi poswiecil zycie i majatek dla sprawy Stuartow -i ta sama duma bezsensowna, jak ja nazywal republikanski Armand, musiala byc gleboko dotknieta na wiesc o winie ciazacej na sumieniu lady Blakeney. Armand wiedzial dobrze, ze byla taka mloda i wprowadzona w blad, wiedzieli i ci, ktorzy skorzystali z jej mlodosci, braku rozwagi i zastanowienia. Ale Blakeney nie mial jasnego sadu. Nie bral pod uwage zadnych okolicznosci lagodzacych. Widzial jedynie czyn: lady Blakeney zdradzila rodaka przed trybunalem, nie znajacym litosci. Pogarda, jaka musial odczuwac dla tego czynu, chocby nawet mimowolnego, mogla zabic jego milosc.
Ale nawet teraz siostra byla dla Armanda zagadka. Zycie i milosc przynosza tak dziwne niespodzianki! Czy wobec slabnacego uczucia meza serce Malgorzaty obudzilo sie dla niego? Na drodze milosci spotyka sie nieoczekiwane zwroty. Czy moze ta kobieta, przed ktora kleczal swiat umyslowy Europy, zapalala miloscia do tej miernoty?
Malgorzata wpatrzyla sie w zachod slonca. Armand nie mogl widziec jej twarzy, ale mial wrazenie, ze to co blyszczalo w zlotych wieczornych promieniach, padalo z jej oczu na delikatny koronkowy szal.
Lecz nie chcial dluzej przeciagac tej rozmowy. Znal dobrze dziwna, namietna nature siostry i zrozumial, ile tajonego bolu musialo sie kryc pod pozorami wesolosci i swobody. Dawniej nie rozstawali sie prawie nigdy. Rodzice pomarli, gdy Armand byl jeszcze wyrostkiem, a Malgorzata dzieckiem. Starszy od niej o osiem lat, opiekowal sie nia az do slubu i byl podpora w swietnych latach, spedzonych na ulicy Richelieu. Zegnal ja z prawdziwym smutkiem i lekiem, gdy wyjezdzala do Anglii, by rozpoczac nowe zycie, a teraz od czasu slubu siostry zlozyl jej w Anglii pierwsza wizyte. Niestety, kilka miesiecy rozlaki wystarczyly, aby wzniesc nieprzebyty mur miedzy bratem a siostra. Ta sama gleboka obopolna milosc zawsze trwala, ale kazdy z nich posiadal dla siebie jakby tajemniczy ogrod, do ktorego nikt wiecej nie mial dostepu. Armand nie mogl powiedziec siostrze wielu rzeczy. Polityczne oblicze rewolucji francuskiej zmienialo sie niemal codziennie. Nie rozumialaby, dlaczego jego wlasne poglady i sympatie ulegly takiej zmianie, wobec coraz to straszliwszych naduzyc jego dawnych przyjaciol. Ze swej strony Malgorzata nie mogla bratu odkryc calkowicie tajemnic swego serca, gdyz sama ledwie je rozumiala. Wiedziala tylko, ze wsrod bogactw i przepychu czula sie samotna i nieszczesliwa.