Tajemnica Jeczacej Jaskini - Hitchcock Alfred. Страница 13

– Byc moze – powiedzial Jupiter w zadumie. – Widzieliscie takze profesora w miescie?

– Aha, a takze starego Bena i Turnera – odparl Bob.

– Do przeleczy jest tylko pare minut drogi samochodem – rozwazal Jupiter. – Ktokolwiek z rancza moglby tam pojechac i nikt nawet nie zauwazylby jego nieobecnosci.

– Fakt – przytaknal Bob.

– Jednakze – kontynuowal Jupe – rejestracja z Newady jest zastanawiajaca. O ile wiem, wszyscy tutaj maja kalifornijska.

– Chcesz powiedziec, ze jest tu gdzies ktos obcy, nikomu nie znany? – zapytal Pete.

– Pewnie, ze jest – wtracil Bob. – Mezczyzna z przepaska na oku.

– Wszystko na to wskazuje – przyznal Jupiter. – Ale teraz musimy sie wziac do roboty. Ja przewertuje te ksiazke o Jeczacej Dolinie, a wy dwaj zejdziecie na dol i sprawdzicie nasz sprzet do nurkowania. Potem obwincie czyms zbiorniki tlenowe, zeby nie byly widoczne, i przymocujcie je do rowerow. Spakujcie takze swiece i paczke, ktora przywiozlem.

– Plan! – wykrzykneli Bob i Pete rownoczesnie. – Jaki jest twoj plan?

– Powiem wam po drodze – odpowiedzial Jupiter, spogladajac na swoj cenny zegarek. – Teraz musimy sie pospieszyc, jesli chcemy dotrzec do Jeczacej Doliny przed zachodem slonca. Dzisiejszego wieczoru byc moze rozwiazemy jej tajemnice!

Pol godziny pozniej Pierwszy Detektyw zjawil sie w stodole wymachujac ksiazka.

– Mysle, ze znalazlem czesc odpowiedzi – zakomunikowal. – Pisza tu, ze okolo piecdziesieciu lat temu zamknieto wiekszosc szybow kopalni w Diabelskiej Gorze. Nie znaleziono zlota ani zadnych innych surowcow, zlikwidowano wiec kopalnie. Piecdziesiat lat temu ustaly tez jeki!

– Uwazasz, ze jeden z tuneli zostal ponownie otwarty i wiatr wiejac przez niego wywoluje te dzwieki? – zapytal Bob.

– Tak, tak wlasnie mysle – potwierdzil Jupiter. – Pozostaje pytanie, w jaki sposob i po co?… Jestescie gotowi?

– Gotowi, Jupe.

– Dobrze. Nim wyjedziemy ze stodoly, nalozcie sombrera. Zalozyli kapelusze, umocowali ciezkie zbiorniki, ukryte w parcianych workach i dosiedli rowerow. Przy takim obciazeniu okazaly sie dosc trudne do prowadzenia.

– Auu! – krzyknal Bob, gdy tylko nacisnal pedal.

– Twoja noga, Bob? – zapytal Pete.

– To z powodu zbytniego obciazenia roweru – powiedzial Jupiter.

Bob skinal glowa z nieszczesliwa mina.

– Chyba nie dam rady, Jupe. Bede musial zostac w domu.

Jupiter patrzyl na niego przez chwile, zastanawiajac sie.

– Nie, nie sadze, zebys musial zostac. Byc moze obrocimy tego pecha w korzysc. Nasz podstep bedzie bardziej przekonujacy.

– Jaki podstep? – zapytal Pete.

– Klasyczna taktyka wojskowa. Pozoruje sie pozycje wojsk w jednym miejscu i przygotowuje atak w innym – wytlumaczyl Jupiter nie wdajac sie w szczegoly. – Bob, rozladuj swoj rower. Mysle, ze bez tego calego obciazenia dasz rade nim jechac.

Bob zrobil, co mu polecono, sprobowal ponownie i tym razem okazalo sie, ze moze pedalowac nie odczuwajac bolu. Pojechali w strone bramy. Kiedy mijali dom, stojaca na ganku pani Dalton pomachala do nich reka.

– Bawcie sie dobrze i nie wracajcie zbyt pozno! – zawolala.

– I badzcie ostrozni!

Za brama ruszyli szybciej ku Jeczacej Dolinie. Dotarli do zelaznej furtki na koncu drogi i zeszli z rowerow. Przeniesli je wraz z ladunkiem w geste krzaki.

– Teraz – oznajmil Jupiter – powiem wam, jaki jest moj plan. Wejdziemy do jaskini nie bedac widziani.

Pete skinal glowa.

– Rozumiem. Wezmiemy jek przez zaskoczenie.

– Tak jest. Jesli moja teoria jest sluszna, jestesmy wlasnie pilnie obserwowani.

– Do licha! To jak to zrobimy? – mruknal Bob.

– Dostaniemy sie do jaskini pod woda, przy uzyciu naszego ekwipunku. Sprawdzilem przyplyw, jest wyzszy dzisiejszego wieczoru. Obliczylem, ze tunel prowadzacy z plazy powinien byc pod woda.

– Ale, Jupe, jak dostaniemy sie do wody niezauwazenie, skoro caly czas jestesmy obserwowani? – zapytal Bob.

Jupiter rozpromienil sie tryumfalnie.

– Stosujac taktyke przynety! Na wzor armii, ktora rozpala ogniska obozowe, ustawia atrapy urzadzen militarnych, po czym wymyka sie cichaczem.

– Ale… – zaczal Pete, ale Jupe wpadl mu w slowa:

– Zauwazylem wczorajszego wieczoru, ze o ile sciezka prowadzaca na prawo jest dobrze widoczna ze szczytu Diabelskiej Gory, o tyle prowadzaca na lewo pozostaje ukryta. Chodzcie, bedziemy szli swobodnie, bez chowania sie.

Podniesli pakunki i poszli w dol biegnaca w lewo sciezka. Gdy znalezli sie poza zasiegiem obserwacji z wierzcholka gory, Jupiter kazal im zatrzymac sie. Zlozyli bagaze i patrzyli, jak Jupe rozwija swoj tajemniczy pakunek.

– To tylko stare ubrania! – wykrzyknal Pete.

– Takie same jak te, ktore mamy na sobie – dodal Bob.

– Wlasnie – skinal glowa Jupiter. – Wypelnimy je trawa i chwastami i zawiazemy sznurkiem konce rekawow i nogawek.

Zabrali sie do dziela i wkrotce uformowali dwie kukly wygladajace jak Pete i Jupiter.

– A sombrera ukryja nasze twarze! – wykrzyknal Pete.

– Wlasnie – Jupiter skinal glowa. – Posadzimy kukly tak, zeby byly dobrze widoczne ze szczytu gory. Ktokolwiek tam jest, bedzie przekonany, ze to my, zwlaszcza ze Bob zostanie tu i bedzie nimi poruszal od czasu do czasu.

Usadowili kukly na skarpie powyzej sciezki, a Bob usiadl za nimi. Obserwujac z oddali moglo to stwarzac wrazenie, ze Trzej Detektywi siedza sobie po prostu na skraju urwiska, podziwiaja widok i rozmawiaja.

Ukryci ponizej, Pete z Jupiterem, zbiegali w dol ku malej plazy. Tam, wciaz niewidoczni z gory, zdjeli ubranie i zalozyli butle tlenowe, okulary i pletwy.

– Fale sa dzisiaj male – powiedzial Jupe. – Nie powinnismy miec klopotow z doplynieciem stad do wejscia do jaskini.

Pete skinal glowa.

– Pod woda nie zabierze nam to wiecej niz dziesiec minut, zwlaszcza z pletwami.

– Racja. Mam kompas, ale w razie potrzeby mozemy wyplynac na krotko na powierzchnie i zorientowac sie, gdzie jestesmy. Nasza przyneta powinna odciagnac obserwatora od oceanu.

Chlopcy zalozyli ustniki do oddychania, zeszli tylem do wody i zsuneli sie pod fale.

ROZDZIAL 11. Cien pod woda

Pete plynal za falujacymi przed nim pletwami Jupitera, przez swietliscie przejrzysta wode. Chlopcy byli doswiadczonymi nurkami. Posuwali sie naprzod bez zbytecznych ruchow, jedynie dzieki pracy stop. Pete obserwowal ciemne cienie skal, podczas gdy Jupe koncentrowal sie na utrzymaniu wlasciwego kierunku, zgodnie z kompasem na przegubie dloni. Ryby smigaly wokol nich. Duza plastuga, niewidoczna na tle skalistego dna, oderwala sie nagle od skaly i wystraszyla Pete'a, po czym odplynela majestatycznie.

Po paru minutach Jupiter zatrzymal sie i zwrocil twarza do Pete'a. Wskazal na swoj chronometr, a potem w strone brzegu. Pete skinal glowa. Czas skierowac sie do jaskini El Diablo.

Jupiter nadal prowadzil. Blizej brzegu woda byla zamulona i z dna sterczalo wiecej glazow. Pete plynal wiec blizej trzepoczacych przed nim pletw Jupe'a. Tak blisko, ze wpadl na plecy kolegi, gdy ten sie nagle zatrzymal. Zaklal zirytowany, ale zlosc szybko mu przeszla, gdy zobaczyl, ze Jupiter naglacym gestem wskazuje na cos po lewej stronie. Obrocil glowe.

Ciemny ksztalt przesuwal sie wolno w wodzie, w odleglosci nie wiekszej niz dziesiec metrow od nich. Byl gruby i dlugi jak wielkie cygaro – sylwetka rekina lub nawet groznego delfina szablogrzbieta.

Serce Pete'a walilo jak mlotem. Ale chlopcy odebrali staranny trening, jak zachowac sie w takiej sytuacji. Natychmiast obaj zareagowali zgodnie z instrukcja. Wykonujac jak najmniej ruchow, ktore moglyby przyciagnac uwage rekina, opadli na dno. Na wszelki wypadek wyciagneli zza pasow noze i dryfowali wolno w strone bezpiecznej oslony skal.

Pete uwaznie obserwowal ciemny ksztalt. Doszedl do wniosku, ze porusza sie zbyt spokojnie, zbyt uparcie w linii prostej i zbyt jest dlugi jak na rekina. Z drugiej strony byl za maly i za powolny jak na delfina szablogrzbieta.