Tajemnica Gadajacej Czaszki - Hitchcock Alfred. Страница 14
– Gdyby pani mogla jeszcze raz opowiedziec nam wszystko, co powiedziala pani wtedy policji, moze znalezlibysmy jakis punkt zaczepienia.
– No coz, sprobuje. Jak wiecie, zdarzylo sie to szesc lat temu, ale wszystko pamietam calkiem dobrze. Frank – to prawdziwe imie Spike'a – i ja widywalismy sie rzadko, odkad w wieku osiemnastu lat opuscil nasz dom. Czasem wpadal do nas w odwiedziny na kilka dni, ale nigdy nie opowiadal o tym, co robi.
Teraz zdaje sobie sprawe, ze przyjezdzal do nas, zeby sie ukrywac po kolejnym napadzie, ale wtedy sadzilam, ze jest po prostu niespokojna dusza i nie moze usiedziec w jednym miejscu. Gdy kiedys zapytalam o jego prace, powiedzial, ze jest komiwojazerem. Zawsze, kiedy nas odwiedzal, pomagal mojemu mezowi.
Maz prowadzil mala, jednoosobowa firme remontowa. Byl bardzo zdolnym czlowiekiem. Jesli trzeba bylo pomalowac dom, pomalowal. Jesli trzeba bylo wytapetowac sciany, wytapetowal. Umial polozyc podloge, zamontowac urzadzenia lazienkowe. Potrafil wykonac wszystkie domowe prace i dobrze na tym zarabial.
Jak juz mowilam, kiedy Spike nas odwiedzal, zawsze pomagal mezowi w pracach remontowych. Tym razem jednak nie chcial w ogole wychodzic na zewnatrz. Wydawal sie bardzo zdenerwowany. Jego wada wymowy byla wyrazniejsza niz zazwyczaj. Pewnie wiecie, ze wlasnie z jej powodu zostal zlapany – jakal sie, poprzedzajac co ktorys wyraz dzwiekiem “p-p-p”. Na przyklad zamiast “odszedl” mowil “p-p-p-odszedl”.
Teraz juz wiem, ze ukrywal sie wtedy po napadzie na bank w San Francisco. Prawie tydzien spedzil sam w naszym domu. Oboje z mezem wychodzilismy do pracy.
Staral sie nam pomoc. Odmalowal i wytapetowal caly dol. Wiecie, jak to jest – czlowiek tak zajety, jak moj maz, remontowaniem cudzych domow, zaniedbuje swoj wlasny.
Wtedy tez moj maz zachorowal. Dostal duze zamowienie na przebudowe restauracji i byl zbyt chory, by ja skonczyc. Poprosil Spike'a, by zrobil to za niego, i Spike nie umial mu odmowic. Ale pamietam, ze ubieral sie w szerokie ogrodniczki i wychodzac z domu, zawsze zakladal ciemne okulary.
Dokonczenie pracy zajelo Spike'owi kilka dni. Stan mojego meza pogarszal sie z dnia na dzien. Mielismy go wlasnie przewiezc do szpitala, kiedy niespodziewanie umarl.
Pani Miller pociagnela nosem i wytarla chusteczka oczy.
– Bylam pewna, ze Frank zostanie, by mi pomoc w tych ciezkich chwilach, ale nie zostal. Nie zaczekal nawet na pogrzeb. Powiedzial, ze musi natychmiast wyjechac, spakowal sie i juz go nie bylo. Bylam zdumiona. Pozniej zrozumialam, dlaczego to zrobil.
– Tak? – zapytal Jupiter. – A dlaczego?
– To przez nekrolog zamieszczony przeze mnie w gazecie. Wiecie, ze w nekrologach podaje sie zawsze rodzine zmarlego. Napisalam, ze o smierci zawiadamiaja zona i szwagier, Frank Neely, mieszkajacy pod tym samym adresem. Sadze, iz Frank przestraszyl sie, ze ktos przeczyta ten nekrolog i znajdzie jego kryjowke, wiec uciekl.
Uslyszalam o nim dopiero, kiedy zjawila sie policja, zeby mnie przesluchac po tym, jak go zlapano w Chicago. Nic im nie umialam powiedziec. Jak juz wam mowilam, nie wiedzialam, ze Frank rabowal banki.
– Czy pani brat odjezdzajac, wspominal o swoim powrocie? – zapytal Jupiter.
– Tego nie pamietam… chociaz, tak. Tak, teraz, kiedy o to zapytales, cos sobie przypomnialam. Powiedzial: “Siostrzyczko, nie zamierzasz sprzedawac tego domu, prawda? Zostaniesz w nim na zawsze, zebym wiedzial, jak cie znalezc”.
– A co pani odpowiedziala?
– Odparlam, ze nie zamierzam sprzedawac domu i zawsze bedzie mogl mnie tu znalezc, kiedy przyjedzie do miasta.
– Wobec tego juz wiem, gdzie ukryl pieniadze! – oznajmil triumfalnie Jupiter. – Wspomniala pani, ze brat wiekszosc czasu spedzil w domu sam, kiedy pani i maz pracowaliscie. Istnieje wiec tylko jedno logiczne wyjasnienie tej zagadki – pieniadze sa ukryte w tym domu!
Rozdzial 11. Niemila niespodzianka
Bob i Pete patrzyli na Jupitera ze zdumieniem.
– Przeciez inspektor Reynolds mowil, ze dom zostal dokladnie przeszukany i niczego nie znaleziono – przypomnial Bob.
– Poniewaz Spike Neely okazal sie od nich sprytniejszy – powiedzial Jupiter. – Ukryl pieniadze tak dobrze, iz zwykle przeszukanie niczego nie wykazalo. Piecdziesiat tysiecy dolarow w duzych banknotach to paczka nie taka wielka, latwo ja schowac. Mogl to utknac gdzies na strychu lub pod okapem, w wielu miejscach. Zamierzal tu wrocic, kiedy sie troche uciszy, i odzyskac pieniadze. Niestety, trafil do wiezienia i tam umarl.
– Rzeczywiscie, przeciez upewnial sie, czy nie zamierza pani sprzedawac tego domu! – wykrzyknal Bob. – To dowodzi, ze planowal powrot.
– Mial tez kilka dni na wyszukanie odpowiedniej kryjowki – wtracil Pete. Nawet jemu udzielilo sie podekscytowanie kolegow. – Wyprowadzil w pole policjantow, ale moge sie zalozyc, Jupe, ze ty, jak zawsze, sobie poradzisz!
– Czy pozwolilaby nam pani rozejrzec sie troche po domu, pani Miller? Moze udaloby sie nam odnalezc to miejsce? – zapytal Jupiter z nadzieja w glosie.
Pani Miller pokrecila przeczaco glowa.
– Sadzac z waszego rozumowania, byloby to calkiem prawdopodobne. Niestety, w tym domu niczego nie znajdziecie. – Znow pokrecila glowa. – Widzicie, to nie jest dom, w ktorym wtedy mieszkalam. Przenioslam sie cztery lata temu. Nie sadzilam wczesniej, ze to zrobie, lecz otrzymalam tak korzystna oferte, iz nie moglam odmowic. Sprzedalam go wiec i wprowadzilam sie tutaj.
Jupiter szybko otrzasnal sie po tym rozczarowaniu.
– A wiec pieniadze moga byc nadal w tamtym domu – powiedzial.
– To mozliwe – przyznala pani Miller. – W koncu Frank byl bardzo sprytnym czlowiekiem. Mogl przechytrzyc policjantow, mimo ze tak dokladnie szukali. Powinniscie sie udac na Danville Street 532, gdzie wtedy mieszkalam.
– Dziekujemy pani. – Jupiter wstal z krzesla. – Bardzo nam pani pomogla. Skorzystamy z tych informacji natychmiast.
Pozegnali sie i pospiesznie wyszli. Chwile pozniej znow siedzieli obok Konrada na przednim siedzeniu pikapa, scisnieci jak sardynki.
– Chcielibysmy teraz pojechac na Danville Street 532, Konradzie – poprosil Jupiter. – Czy wiesz, gdzie to jest?
Wielki blondyn wydobyl zniszczona mape Los Angeles i okolicznych miejscowosci. Po chwili znalezli Danville Street. Byla to krotka uliczka polozona dosc daleko od miejsca, w ktorym sie znajdowali. Konrad mial niepewna mine.
– Jupe, bedzie lepiej, jesli wrocimy. Pan Tytus prosil, zebym nie wyjezdzal na dlugo.
– Tylko przejedziemy kolo tego domu. Upewnimy sie, gdzie stoi. I tak nie moglibysmy tam wtargnac i ni stad, ni zowad rozpoczac przeszukiwania. Musimy zawiadomic inspektora Reynoldsa o naszych domyslach.
Pete i Bob wiedzieli, ze Jupiter wolalby sam znalezc pieniadze i zaniesc je triumfalnie na policje. Jednak wszyscy trzej zdawali sobie sprawe, ze bylo to niewykonalne. Konrad zgodzil sie przejechac przez Danville Street w drodze powrotnej do Rocky Beach.
Humory chlopcow znacznie sie poprawily, choc Pete nadal nie pozbyl sie pewnych watpliwosci.
– Jupe, nie mamy zadnej pewnosci, iz Spike Neely schowal skradzione pieniadze w domu swojej siostry.
Jupiter potrzasnal glowa.
– To jedyne logiczne rozwiazanie, Pete. Gdybym byl Spike'em Neelym, zrobilbym to samo.
Po wielu zakretach wjechali w koncu na Danvilie Street.
– Tu sa numery zaczynajace sie od dziewieciuset – zauwazyl Jupiter. – Konradzie, skrec w lewo. Tam powinny byc piecsetki.
Konrad skrecil i chlopcy uwaznie przygladali sie mijanym domom, odczytujac glosno ich numery.
– Jestesmy przy osmiuset. Jeszcze trzy przecznice i bedziemy na miejscu – oglosil Bob.
Przejezdzali obok malych schludnych domkow ze starannie utrzymanymi ogrodkami. Chlopcy z wyciagnietymi szyjami pochylili sie do przodu.
– Powinien byc zaraz za nastepna przecznica – powiedzial Bob z przejeciem. – Wydaje mi sie, ze gdzies tak w polowie ulicy. Oczywiscie po prawej stronie, bo tu sa numery parzyste.