Tajemnica Gadajacej Czaszki - Hitchcock Alfred. Страница 2
– Zabierzemy do skladu zlomu i otworzymy – odparl Jupiter, chwytajac za uchwyt z drugiej strony.
– Chwileczke, panowie – odezwal sie drugi robotnik. – Najpierw trzeba zaplacic. Nie mozna zapominac o takim drobnym szczegole.
– Ach, tak, oczywiscie – powiedzial Jupiter. Opuscil kufer i siegnal do kieszeni po skorzany portfel. Wyjal z niego dolarowy banknot i podal go mezczyznie. Ten nabazgral cos na skrawku papieru i wreczyl Jupiterowi ze slowami;
– Oto pokwitowanie. Teraz kuferek nalezy do pana. Jesli w srodku sa klejnoty, tez sa panskie. Cha, cha!
Smiejac sie, pozwolil chlopcom zabrac ich wlasnosc. Bob szedl przodem, torujac droge w tlumie, a Jupiter i Pete niesli kuferek na drugi koniec sali. Wlasnie udalo im sie pokonac ostatni rzad ludzi, kiedy dopadla ich siwa staruszka, ktora spoznila sie na licytacje.
– Chlopcy – powiedziala. – Odkupie od was ten kuferek za dwadziescia piec dolarow. Zbieram stare kufry i chcialabym go miec w swojej kolekcji.
– O rany! Dwadziescia piec dolarow! – wykrzyknal Pete.
– Bierz je, Jupe! – powiedzial Bob.
– To dla was prawdziwa okazja. Ten kuferek nie jest wart ani centa wiecej, nawet dla kolekcjonera – namawiala staruszka. – Prosze, oto dwadziescia piec dolarow.
Wyjela pieniadze z wielkiego portfela i wcisnela je Jupiterowi. Ku zdziwieniu Boba i Pete'a, Jupiter pokrecil odmownie glowa.
– Bardzo mi przykro, prosze pani – powiedzial. – Wcale nie zamierzamy sprzedawac kuferka. Chcemy sprawdzic, co jest w srodku.
– Na pewno nic wartosciowego – stwierdzila staruszka coraz bardziej zdenerwowana. – Prosze, masz tu trzydziesci dolarow.
– Nie, dziekuje – powiedzial Jupiter, krecac glowa. – Naprawde nie zamierzam go sprzedawac.
Kobieta westchnela. Nagle, kiedy wlasnie miala sie odezwac, cos ja sploszylo. Odwrocila sie i szybko zniknela w tlumie. Najwyrazniej przerazilo ja pojawienie sie mlodego czlowieka z aparatem fotograficznym.
– Czesc, chlopcy – odezwal sie mlody czlowiek. – Nazywam sie Fred Brown. Jestem reporterem z “Wiadomosci Hollywoodu” i szukam materialu na reportaz. Chcialbym zrobic wam zdjecie z tym kuferkiem. To jedyna niezwykla rzecz na tej aukcji. Uniescie go, dobrze? O, tak. A ty – zwrocil sie do Boba – stan za nim, tak zeby cie bylo widac na zdjeciu.
Bob i Pete byli niezdecydowani, ale Jupiter szybko ustawil sie zgodnie z zyczeniem reportera. Stojac za kuferkiem, Bob dostrzegl na wieku wyblakly, bialy napis “Guliwer Wielki”. Mlody mezczyzna ustawil aparat. Blysnal flesz i zdjecie zostalo zrobione.
– Dzieki – powiedzial reporter. – Czy moglibyscie podac mi swoje nazwiska i powiedziec, dlaczego nie przyjeliscie trzydziestu dolarow za te skrzynke? Jak na moj gust, to calkiem niezly interes.
– Jestesmy po prostu ciekawi – odparl Jupiter – co zawiera ten stary teatralny kuferek. Kupilismy go dla zabawy, a nie po to, by zbijac na nim fortune.
– A wiec nie wierzycie, ze w srodku sa klejnoty rosyjskich carow? – zachichotal Fred Brown.
– Eee tam – burknal Pete. – Pewnie sa tam stare kostiumy teatralne.
– Byc moze – zgodzil sie mlody czlowiek. – Ten napis “Guliwer Wielki” brzmi bardzo teatralnie. A skoro juz jestesmy przy nazwiskach, to nie doslyszalem waszych.
– Bo ich nie podalismy – odparl Jupiter. – Ale prosze, oto nasza wizytowka. My-y… hmm… no wiec, my-y prowadzimy dochodzenia.
Wreczyl reporterowi jedna z wizytowek Trzech Detektywow, ktore zawsze nosili przy sobie.
TRZEJ DETEKTYWI
Badamy wszystko
Pierwszy Detektyw…. Jupiter Jones
Drugi Detektyw… Pete Crenshaw
Dokumentacja i analizy…. Bob Andrews
– Ach, tak? – reporter uniosl brwi. – Jestescie detektywami? A co maja oznaczac te znaki zapytania?
– To nasz symbol – wyjasnil Jupiter. – Oznaczaja nierozwiazane sprawy, zagadki bez odpowiedzi, wszelkiego rodzaju tajemnice. Dlatego stanowia nasz znak firmowy. Badamy wszystko.
– A teraz badacie stary kufer teatralny – powiedzial z usmiechem mlody czlowiek i schowal wizytowke do kieszeni. Bardzo wam dziekuje. Moze zobaczycie swoje zdjecie w wieczornym wydaniu. Jesli, oczywiscie, ta historia spodoba sie redaktorowi.
Uniosl reke w pozegnalnym gescie i odwrocil sie. Jupiter ponownie dzwignal kufer.
– No dalej, Pete, musimy wyniesc go na zewnatrz. Nie mozemy kazac Hansowi tyle na nas czekac.
Bob torowal droge, a Jupiter z Pete'em taszczyli kufer w strone wyjscia. Pete nadal byl niezadowolony.
– Po co podales temu facetowi nasze nazwiska? – zapytal.
– Reklama – odparl Jupiter. – Kazdy interes wymaga reklamy. ostatnio niewiele mielismy ciekawych zgloszen o tajemnicach z prawdziwego zdarzenia. Trzeba sie troche rozejrzec za robota, bo inaczej zasniedziejemy.
Wyszli na zewnatrz przez wielkie drzwi i skrecili w boczna uliczke, gdzie stal zaparkowany pikap. Zaladowali kufer do tylu, a sami usiedli w szoferce obok Hansa.
– Wracamy do domu, Hans – powiedzial Jupiter. – Dokonalismy zakupu i teraz musimy go dokladnie obejrzec.
– Tak jest, Jupe – przytaknal Hans, wlaczajac motor. – Mowisz ze kupiliscie cos?
– Stary kufer – odparl Pete. – Ciekawe tylko, jak go otworzymy, Pierwszy Detektywie?
– W skladzie pelno jest kluczy – odrzekl Jupiter. – Przy odrobinie szczescia moze dopasujemy ktorys z nich.
– A moze bedziemy musieli wylamac zamek – stwierdzil Bob.
– Nie – Jupiter potrzasnal glowa. – Moglibysmy uszkodzic kuferek.
Reszta drogi uplynela w milczeniu. Kiedy dotarli do skladu zlomu Jonesow w Rocky Beach. Pete i Jupiter podali kufer Hansowi, a ten postawil go na boku, kolo przyczepy, z ktorej wyszla pani Jones.
– Na litosc boska, co wyscie kupili? – zapytala. – Alez ten kufer jest tak stary, jakby przybyl tu na “Mayfiower”.
– Niezupelnie, ciociu Matyldo – odrzekl Jupiter. – Ale rzeczywiscie jest stary. Dalismy za niego dolara.
– No, przynajmniej nie zmarnowaliscie duzo pieniedzy – stwierdzila ciotka. – Przypuszczam, ze teraz potrzebne sa wam klucze, zeby go otworzyc. Caly pek wisi na gwozdziu nad biurkiem.
Bob pobiegl po klucze. Jupe zaczal dopasowywac te, ktore zdawaly sie miec odpowiedni rozmiar. Po polgodzinie dal za wygrana. Zaden z kluczy nie pasowal.
– I co teraz? – spytal Pete.
– Wywazamy? – zaproponowal Bob.
– Jeszcze nie – odparl Jupiter. – Zdaje sie, ze wuj Tytus ma jeszcze schowane jakies klucze. Musimy poczekac, az wroci, i wtedy go o nie poprosimy.
Ciotka Jupitera znow pojawila sie w drzwiach przyczepy, ktora sluzyla jej za biuro.
– No, chlopcy – zawolala wesolo – nie mozna tak marnowac czasu. Pora wziac sie do pracy. Zjecie cos i do roboty. Stary kufer moze poczekac.
Chlopcy, ociagajac sie, poszli na obiad do ladnego pietrowego domu obok skladnicy zlomu. Mieszkal w nim Jupiter wraz z ciotka Matylda i wujem Tytusem. Po jedzeniu zajeli sie naprawianiem zepsutych urzadzen zwozonych do skladnicy. Tytus Jones sprzedawal je pozniej i czesc zysku przeznaczal na kieszonkowe dla chlopcow. Pracowali pilnie az do poznego popoludnia, kiedy Tytus Jones, Konrad i jeszcze jeden pomocnik przywiezli ciezarowka kolejny transport zlomu.
Tytus Jones, niski mezczyzna o poteznym nosie i wielkich, czarnych wasach, zeskoczyl na ziemie lekko jak mlodzieniaszek i objal zone na przywitanie. Nastepnie pomachal gazeta.
– Chlopcy, chodzcie tutaj! – zawolal. – Jestescie w gazecie.
Wszyscy trzej podeszli zaciekawieni do wuja Tytusa i ciotki Matyldy. Tytus Jones otworzyl pismo na pierwszej stronie dodatku. Rzeczywiscie bylo tam ich zdjecie. Jupiter i Pete trzymali kufer, a Bob stal za nim. Bylo to zupelnie dobre zdjecie. Nawet napis “Guliwer Wielki” wyszedl wyraznie. Artykul zatytulowany byl “MLODZI DETEKTYWI ROZWIAZUJA TAJEMNICE KUFRA”. Autor w zartobliwym tonie opowiadal, jak Jupiter kupil kufer i odmowil sprzedania go z zyskiem. Sugerowal, ze chlopcy spodziewali sie znalezc w nim cos tajemniczego i drogocennego. To ostatnie dodal juz od siebie, aby ubarwic opowiesc.