Tajemnica Bezglowego Konia - Hitchcock Alfred. Страница 9

– I co sie stalo z don Sebastianem? – zapytal Pico.

– Nie wiem – powiedzial niemrawo Jupiter.

– Nieduzo wiesz – Pico potrzasnal glowa. – Wszystko, co powiedziales, jest czystym przypuszczeniem. Nawet jesli masz czesciowo racje i moj prapradziadek uciekl zywy, nie wiemy, gdzie ukryl miecz i jak go znalezc.

– A list don Sebastiana, Jupe? – przypomnial Bob.

Jupe skinal glowa i szybko wreczyl list Picowi.

– Czy mozesz przetlumaczyc, Pico? – zapytal i zwrocil sie do Boba:

– Zapisz tlumaczenie.

Pico studiowal list don Sebastiana.

– Znam to – powiedzial. – Moj dziadek czesto to odczytywal, szukajac tropu zaginionego miecza, ale nigdy niczego nie znalazl. Nastepnie glosno tlumaczyl:

– Zamek Kondora, 13 wrzesnia 1846. Moj drogi Jose, mam nadzieje, ze masz sie dobrze i spelniasz swoj obowiazek Meksykanina. W naszym biednym miescie sa jankesi i zostalem zaaresztowany. Nie mowia mi dlaczego, ale podejrzewam, he? Jestem wiezniem w domu Cabrilla, blisko morza i nie pozwalaja nikomu odwiedzic mnie ani nawet rozmawiac ze mna. Reszta rodziny ma sie dobrze i wszystko jest bezpieczne. Wiem, ze wkrotce spotkamy sie w naszym zwyciestwie!

Bob popatrzyl na to, co zapisal.

– To zdanie, ze podejrzewa, dlaczego go aresztowano… Chyba myslal, ze Amerykanie chcieli zabrac jego miecz, tak jak mowil Jupe?

– A “wszystko jest bezpieczne”?! – wykrzyknal Pete. – Byc moze don Sebastian mowi, ze miecz jest bezpiecznie ukryty!

– Niech zobacze – Jupiter wzial od Pete’a notes. – Mozliwe, ze obaj macie racje. Nie jestem pewien. Jestem natomiast pewien, ze sierzant Brewster klamal w swoim raporcie.

– Co ci daje te pewnosc? – zapytal Pico.

– W swym raporcie sierzant Brewster stwierdza, ze don Sebastian uzbrojony byl w miecz, ktory prawdopodobnie przemycili mu odwiedzajacy. Ale do don Sebastiana nie dopuszczano zadnych odwiedzajacych, nie mogli wiec przemycic miecza! Brewster zmyslil to, zeby uprawdopodobnic swoja historie, ze miecz przepadl.

Pico studiowal list.

– Tak, widze, ale wciaz…

Z dworu dobiegl glosny huk, trzask, a potem odglos toczacych sie polan. Wreszcie tupot oddalajacych sie stop.

– Hej ty! Stoj! – krzyknal ktos.

Detektywi i Alvarowie wybiegli z chaty. Zdazyli jedynie zobaczyc konia galopujacego po lewej stronie, za stajnia. Na podworzu stal stary, niski czlowiek o bialych wlosach.

– Ktos stal pod twoim oknem, Pico, i podsluchiwal! – zawolal. – Wyszedlem porozmawiac z toba i go zobaczylem! Kiedy mnie uslyszal, uciekl i przewrocil sie o te sterte polan. Pobiegl za stajnie, trzymal tam konia.

– Widzial pan, kto to byl? – zapytal Diego.

Stary czlowiek potrzasnal glowa.

– Nie, Diego, moje oczy juz nie takie jak dawniej. Mezczyzna albo chlopiec, nie umiem powiedziec.

– Pan moknie, don Emiliano – powiedzial Pico z szacunkiem naleznym starszemu czlowiekowi. – Prosze wejsc do srodka.

W chacie Pico posadzil staruszka blisko ognia i przedstawil mu chlopcow. Emiliano Paz usmiechnal sie do nich.

– Prosze pana, czy on stal tam dlugo? – zapytal Jupiter.

– Nie wiem. Dopiero co wyszedlem z domu.

– Jak myslisz, Jupe, kto to byl? Po co podsluchiwal pod oknem Alvarow? – pytal Bob.

– Nie wiem, ale ciekaw jestem, czy slyszal nasza rozmowe o mieczu Cortesa.

– To by bylo zle, Jupe? – zapytal Pete.

– Wydaje mi sie, ze pan Norris i jego ludzie nie chcieliby, zebysmy znalezli cenny miecz – powiedzial Jupiter posepnie. – Wczoraj Chudego bardzo interesowalo, co robimy.

– Nie sadze, zeby to mialo znaczenie, Jupiterze – odezwal sie Pico. – Nawet jesli twoje przypuszczenia sa sluszne, wciaz nic nie wiemy, gdzie moze byc miecz i czy w ogole istnieje.

– Jestem pewien, ze don Sebastian wiedzial, ze ci trzej zolnierze chca sie dobrac do miecza, i schowal go – oswiadczyl Jupiter z uporem. – I jestem pewien, ze zostawil swemu synowi jakis trop. Jesli nie w tym liscie, to gdzie indziej. Ale powinna byc poszlaka w tym liscie. Byl wiezniem, znajdowal sie w niebezpieczenstwie i musial pomyslec, ze to moze byc jedyna okazja doniesienia Josemu, gdzie moze znalezc miecz.

Wszyscy ponownie przeczytali list. Pico i Diego oryginal, detektywi zapisane przez Boba tlumaczenie.

– Jesli tu jest jakis szyfr, to ja go na pewno nie widze – powiedzial Pete.

Pico potrzasnal glowa.

– To zwykly list, Jupiterze. Po hiszpansku tez nie znajduje niczego, co mogloby byc poszlaka czy szyfrem.

– Moze poza ta wzmianka, ze wszystko jest bezpieczne – dodal Diego.

– Jupe? – Bob nagle cos zauwazyl. – Naglowek u gory, nad data. Zamek Kondora. Co to jest? Wiesz moze, Pico?

– Nie – Pico byl zaintrygowany. – Mysle, ze miejscowosc. W tamtych czasach, a nawet dzisiaj, ludzie czesto umieszczaja na poczatku listu miejsce, z ktorego pisza. Miasto, hacjende, dom.

– Ale don Sebastian pisal list w domu Cabrilla – powiedzial Bob.

– A jego wlasnym domem byla wasza hacjenda – dodal Jupiter. – Czy kiedykolwiek nazywano ja Zamkiem Kondora?

– Nie, to byla zawsze hacjenda Alvarow – odparl Pico.

– Wiec dlaczego napisal Zamek Kondora?! – wykrzyknal Pete. – Bo to moze byc jakies specjalne miejsce, o ktorym wiedzial Jose! Poszlaka!

Jupiter rozlozyl swa mape. Wszyscy pochylili sie nad nia. W koncu Jupiter westchnal i usiadl.

– Nie ma Zamku Kondora – powiedzial smetnie. Wtem zerwal sie. – Czekajcie! To jest wspolczesna mapa! W 1846 roku…

– Ja mam stara mape – odezwal sie Emiliano Paz. Staruszek wyszedl z chaty. Wszyscy czekali niecierpliwie. Wreszcie wrocil ze stara, pozolkla mapa. Pochodzila z 1844 roku i miala napisy hiszpanskie i angielskie. Pico z Jupiterem odczytywali ja uwaznie.

– Nic. Nie ma Zamku Kondora – powiedzial Pico.

– Nie – przyznal Jupiter.

Pico byl przygnebiony i zly.

– Mowilem, ze to glupoty! Nie ocalimy naszego rancza, karmiac sie zludzeniami. Nie, musimy znalezc lepsze…

Emiliano Paz odezwal sie smutno:

– Byc moze nie masz innego wyjscia, Pico. Przykro mi, ale przyszedlem ze zlymi wiadomosciami. Opozniasz sie ze splata dlugu hipotecznego. Dla mnie to duzo pieniedzy, a wkrotce musze splacic wlasne dlugi. Pozyczylem ci moje cale pieniadze, a teraz, kiedy wszystko, co masz, to spalona hacjenda, nie bedziesz mogl mi ich oddac. Pan Norris zaproponowal mi wykupienie twojej hipoteki. Przyszedlem ci powiedziec, ze niedlugo bede musial mu ja sprzedac.

– To o tym mowil wczoraj Chudy – szepnal Pete.

– Dziekuje, ze przyszedl pan do mnie, don Emiliano – powiedzial Pico. – Co ma byc, to bedzie. Pan ma wlasna rodzine na glowie.

– Tak mi przykro. Czy zaszczycisz mnie i zostaniesz tutaj?

– Oczywiscie, don Emiliano. Jestesmy przeciez przyjaciolmi – odparl Pico.

Stary mezczyzna skinal glowa i wyszedl wolno. Pochylony szedl w deszczu przez blotniste podworze. Pico spogladal za nim przez chwile, po czym takze opuscil chate. Chlopcy uslyszeli, ze wzial sie do rabania drzewa.

– Juz po wszystkim – powiedzial Diego bezradnie.

– Nie, nie jest po wszystkim! Znajdziemy miecz Cortesa! – Jupiter powiedzial to z pelnym przekonaniem.

– Znajdziemy! – zawtorowal mu Bob.

– Moge sie zalozyc, ze znajdziemy! – zawolal Pete radosnie. – My… my… Rany, Jupe, co zrobimy?

– Jutro dotrzemy do wszystkich mozliwych starych map – oswiadczyl pulchny przywodca zespolu. – Zamek Kondora to zapewne haslo, ktore pomoze nam rozwiazac zagadke. Jesli bedzie trzeba, przestudiujemy wszystkie stare mapy w Rocky Beach!

– A ja wam pomoge! – zawolal Diego.

Czterej chlopcy usmiechneli sie do siebie.