Tajemnica Magicznego Kregu - Hitchcock Alfred. Страница 13
Po szybkim posilku zatelefonowal z mieszkania Beefy'ego do Teda Finleya. Na telefon odpowiedziala automatyczna sekretarka. Jupe zostawil wiadomosc i Finley oddzwonil niemal natychmiast. Stary aktor byl wesoly i chetny do rozmowy. Szybko przyznal, ze zgromadzenie czarownic i czarownikow istnialo, i ze byl on jego czlonkiem. Zaprzeczyl jednak, jakoby mial jakikolwiek kontakt z Madeline Bainbridge, choc wyrazil dla niej ogromny podziw.
– Nikt nie ma z nia kontaktu – mowil. – Ten jej szofer, Gray, zawojowal ja kompletnie, odkad przestala grac. Zawsze on odpowiada na telefon i zawsze mowi, ze Madeline nie chce z nikim rozmawiac. Przez pewien czas staralem sie ja wyciagnac z tej kompletnej izolacji. Nic nie wskoralem i dalem sobie spokoj. Moze teraz, po sprzedazy filmow telewizji, sytuacja sie zmieni.
– Filmy zostaly skradzione – przypomnial mu Jupe. – Zlodzieje zadaja za nie okupu.
– Telewizja okup zaplaci. Filmy sa wiec bezpieczne. Spodziewam sie wielu telefonow takich jak twoj, kiedy tylko mlodzi ludzie uzyskaja szanse zobaczenia filmow z Madeline.
– Mam jeszcze jedno pytanie. Czy wie pan, co sie stalo z czlowiekiem o nazwisku Charles Goodfellow? Jest jedyny sposrod przyjaciol Madeline Bainbridge, ktorego losow nie moge ustalic.
– Goodfellow? Nie, nie moge nic o nim powiedziec. Byl taki niepozorny. Moze wrocil w rodzinne strony – nie mam pojecia, gdzie to jest – i pracuje jako urzednik.
Jupe podziekowal aktorowi i pozegnal sie.
– Nie – powiedzial Jupe do przyjaciol. – Nie wie i nie kontaktowal sie z panna Bainbridge od lat.
– Nie rozmawialismy jeszcze z Gloria Gibbs – przypomnial Bob. – Masz telefon maklera, u ktorego pracuje.
Jupiter skinal glowa.
– Zatelefonuje do niej, ale mysle, ze to strata czasu.
Zawiedziony i zniechecony wykrecil numer telefonu pracodawcy Glorii Gibbs. Odpowiedziala kobieta, jak sie okazalo, sama Gloria. Byla jeszcze mniej pomocna, niz pozostali przyjaciele panny Bainbridge i bardziej wrogo usposobiona.
– To bylo dawno i nie uwazam, zeby mi dodawalo znaczenia to, ze kiedys znalam te jasnowlosa czarownice – powiedziala.
– Tak, jest czarownica – podchwycil szybko Jupe. – Pani byla czlonkiem jej magicznego zgromadzenia, prawda?
– Tak i nudzilo mnie to smiertelnie. Nie sypiac po nocach po to tylko, zeby tanczyc w kolko przy swietle ksiezyca!
Oswiadczyla nastepnie szorstko, ze nie ma kontaktu z Madeline Bainbridge ani tez z Charlesem Goodfellowem. Ostrym tonem oznajmila, ze Klara Adams to biedna, pognebiona przez los istota, ktora nikogo nie interesuje, i odlozyla sluchawke.
– Niesympatyczna kobieta – skomentowal Jupe. – Potwierdzila jednak to, co mowili inni. Zgromadzenie czarownic i czarownikow istnialo, ale jesli to ono stanowi ow grozny sekret we wspomnieniach panny Bainbridge, nikogo to nie niepokoi. Nie wiadomo tylko, jak sie sprawa przedstawia z Charlesem Goodfellowem, ale pozostali nic sobie z czarnoksiestwa nie robia. A wiec to nie to, chyba ze… – Jupe urwal i zmarszczyl czolo – Jefferson Long! Jedyny, ktory nie chcial przyznac, ze byl czlonkiem magicznego zgromadzenia. Ale on nie mogl ukrasc rekopisu. Siedzial w tym czasie przed kamera z Marvinem Grayem.
– Mogl kogos wynajac – podsunal Pete. – Moze jednak Gray napomknal mu o rekopisie. Moze nawet powiedzial, gdzie jest, a potem o tym zapomnial.
– To mozliwe, ale malo prawdopodobne – oswiadczyl Jupe. – Kiedy Long mialby znalezc czas na zaaranzowanie kradziezy, skoro wlasnie wtedy prowadzil wywiad? Cos jednak mnie w Longu niepokoi. Ciekaw jestem, co naprawde o nim mysla ludzie stojacy na strazy prawa.
– Myslisz, ze blaguje? – zapytal Pete.
– Odnioslem wrazenie, ze gra jakas role. Ponadto zna cala policje poludniowej Kalifornii. Jesli to prawda, powinien znac komendanta Reynoldsa z Rocky Beach. Zobaczymy, co komendant ma o nim do powiedzenia. Jakos latwiej mi wierzyc w opinie komendanta niz w liczne plakietki i odznaczenia.
Rozdzial 12. Detektyw z departamentu podpalen
– Jefferson Long? – komendant Reynolds odchylil sie na oparcie swego obrotowego krzesla. – Pewnie, ze go znam. Uczestniczy w kazdym zjezdzie policji stanowej.
Komendant policji w Rocky Beach patrzyl z zaciekawieniem na siedzacych po drugiej stronie biurka Trzech Detektywow.
– Dlaczego interesuje was Long?
– Nie moge tego dokladnie powiedziec, by nie zawiesc czyjegos zaufania – odparl Jupe.
– Hmm! Tego rodzaju odpowiedz oznacza zwykle, ze wasza firma ma klienta. Dobrze, tylko nie pakujcie sie w tarapaty. Longa widywalem na zjazdach i od czasu do czasu ogladam jego program w telewizji. Facet jest w porzadku. Podaje ludziom solidne informacje o przestepcach. Oczywiscie, pretenduje do roli reportera sledczego. To mogloby sugerowac, ze sam wykonuje pewna prace detektywistyczna. Ale on tego nie robi. Moim zdaniem, po prostu zbiera informacje. Dostaje je od ludzi, ktorzy dokonali zmudnej pracy wydobycia faktow. Nie sadze tez, zeby byl az tak gleboko zainteresowany utrzymaniem prawa i porzadku. Wciagnal sie w ten temat ze wzgledu na jego atrakcyjnosc. Chcial sobie wyrobic nazwisko i nadac range swoim audycjom telewizyjnym.
– Wiec jest blagierem – powiedzial Pete. – W jaki zatem sposob mogl dostac az tyle nagrod od wydzialow policji i urzedow szeryfa?
Komendant Reynolds wzruszyl ramionami.
– Rzeczywiscie, informuje publicznosc o przestepstwach, takich jak oszustwa, wlamania, falszerstwo pieniedzy i tak dalej. Policja pragnie sobie zaskarbic zaufanie spoleczenstwa i Long jej w tym pomaga. Zacheca ludzi do telefonowania na policje, gdy ktos zauwazy cos podejrzanego w sasiedztwie. Tym sposobem naprawde bardzo nam pomaga.
– Ale nie jest takim wielkim bojownikiem o lad i porzadek, na jakiego sie zgrywa – Jupiter z satysfakcja kiwnal glowa. – Mialem uczucie, ze gra pewna role.
– Gra ja przez dwadziescia cztery godziny na dobe – powiedzial komendant.
Chlopcy podziekowali, wyszli z komisariatu i ruszyli szosa na piechote.
– Znowu slepy zaulek! – narzekal Jupiter. – Ujawnilismy zadecie Longa, ale teraz jestem pewien, ze nie mial nic wspolnego z kradzieza rekopisu.
– Skad ta pewnosc? – zapytal Bob.
– Ze wszystkiego, co uslyszelismy. Mysle, ze Long naprawde ceni sobie dobre stosunki z policja. Na nich zbudowal swa udana kariere i nie sadze, zeby ja ryzykowal dla kradziezy rekopisu, ktory mogl go, co najwyzej, wprawic w zaklopotanie.
– Dlaczego wiec nie powiedzial prawdy o zgromadzeniu czarownic i czarownikow? – zapytal Pete.
– To mnie nie dziwi. Dlaczego czlowiek o jego pozycji mialby opowiadac o wyglupach mlodosci jakiemus obcemu dzieciakowi? Bo tym to wszystko bylo: glupia zabawa, nie przestepstwem. Poza tym, nawet jesli Long wiedzial o rekopisie i chcial go ukrasc, nie mogl tego zrobic. Bylo to niemozliwe do wykonania w tym czasie.
Detektywi pozegnali sie w ponurych nastrojach i kazdy poszedl do siebie. W trakcie kolacji z ciocia Matylda i wujem Tytusem Jupiter byl kwasny i roztargniony. Po sprzatnieciu talerzy poszedl do swojego pokoju, polozyl sie do lozka i patrzyl w sufit. Czul sie zupelnie zniechecony. Nie widzial zadnej nici wiazacej dawnych przyjaciol panny Bainbridge z kradzieza rekopisu. Ale jesli zaden z nich go nie ukradl, to kto tego czynu dokonal?
Jupe przywolal na pamiec dzien pozaru. Zdawalo mu sie, ze znowu slyszy huczenie ognia, ogarniajacego stary dom Amigos. Przypomnial sobie, jak po wydobyciu sie z piwnicy stal z Bobem i Pete'em na przeciwleglym chodniku i ogladal pozar. Byl z nimi pan Grear, potem przybiegl Beefy i jego wuj. Byli tam takze pan Thomas i pani Paulson. I tylko oni wiedzieli, ze manuskrypt jest w mieszkaniu Beefy'ego. Wydawalo sie jednak zgola nieprawdopobne, by ktoras z tych osob go ukradla.
Po pewnym czasie Jupe zapadl w sen, a kiedy sie obudzil, za oknem swiecilo slonce. Wstal, nadal osowialy, wzial prysznic i ubral sie. Potem zatelefonowal do Boba i Pete'a i umowil sie z nimi po sniadaniu przy autostradzie Nadbrzeznej.