Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna. Страница 19
– Wozek mozemy zostawic, zabierze sie go jutro – zgodzila sie Tereska. – Do domu musimy wrocic, bo inaczej rodzina podniesie raban. Musimy tylko cos sobie znalezc do obrony; jakies dragi albo co.
– Moglybysmy zadzwonic z sekretariatu po pomoc.
– Nie da rady, sekretariat zamkniety, nie bedziemy sie przeciez wlamywac. Chodz, nie wyglupiaj sie, jeszcze nie jest tak pozno, a latarnie swieca.
– Kolo mnie nie swieca!
– To najpierw pojdziemy do mnie i zadzwonimy na milicje. A jutro, jak bedziesz wracala z miasta, wezmiesz po drodze tego pagaja i spotkamy sie przy skarpie…
– Jesli myslisz, ze ci sie uda zmusic mnie, zebym sie jeszcze i jutro petala po nocy, to sie grubo mylisz – przerwala Okretka gwaltownie. – Moge jechac po poludniu albo wcale! Bogus nie jest wart mojego zycia!
Tereska zawahala sie, po czym przyznala racje przyjaciolce. Najlepiej byloby jechac zaraz po szkole, ale ona ma korepetycje, na ktore nie zdazy wrocic. Pojada zatem o wpol do piatej i uda im sie zalatwic wszystko jeszcze przy swietle dziennym.
Pani Marta nie czatowala juz na corke i w domu Tereski panowala cisza i spokoj. Samochodu po drodze nie widzialy, ale za to wyraznie szedl za nimi jakis czlowiek. Okretka zaczela poszczekiwac zebami.
– Zeby ten Zygmunt sie domyslil i przyszedl. To jest swinia, nie brat!
– Przeciez nie wie, gdzie jestes – zauwazyla przytomnie Tereska. – Zadzwonimy na komende, skoro dzielnicowy chcial z nami rozmawiac, to moze juz cos wie…
Dzielnicowego wprawdzie w komendzie nie bylo, ale funkcjonariusz dyzurny mial jego domowy numer telefonu i zostal upowazniony do podania go Teresce. Dzielnicowy w domu wysluchal dosc chaotycznych informacji i kazal zaczekac.
Pojawil sie przed furtka w pol godziny pozniej w towarzystwie nie odstepujacego jego boku w tej sprawie Krzysztofa Cegny. Obaj byli po cywilnemu, podeszli piechota, radiowoz zas, ktorym przyjechali, zostawili o dwie ulice dalej. Dzwonic do furtki nie mieli potrzeby, Tereska z Okretka bowiem czekaly siedzac na schodkach przed drzwiami poszczekujac zebami tak z zimna, jak ze zdenerwowania. Nigdy jeszcze dotad widok przedstawicieli wladzy nie sprawil im takiej przyjemnosci.
– …i mam wrazenie, ze w tym samochodzie bylo trzech facetow – zakonczyla Tereska z przejeciem szczegolowa relacje.
– A jeden szedl za nami az tu – uzupelnila Okretka.
– Sprawdzilismy te dzialki – powiedzial w zadumie dzielnicowy. – Jedna nalezy do pielegniarki ze szpitala na Madalinskiego, a druga do emerytowanego glownego ksiegowego jednego biura projektow. Ani ta pielegniarka, ani ten emeryt nie pasuja do rysopisow. Ale czasem tam pracuja ich rodziny i dwie osoby beda panie musialy obejrzec. Mozliwe, ze bedziecie musialy zwolnic sie ze szkoly na jakie pol godziny.
– Na cala – poprawila Okretka stanowczo. – I najlepiej na historie.
– A to juz nie wiem, kiedy wam wypadnie…
– No dobrze, a co teraz? – przerwala z niejaka uraza Tereska, niepewna, czy pretensje powinna miec do Okretki za przesadne zdenerwowanie, czy do milicji za przesadny spokoj. Dzielnicowy i Krzysztof Cegna zachowywali sie tak, jakby przyszli z wizyta na towarzyska pogawedke. – Ci, co za nami jechali, w ogole pana nie interesuja?
– A owszem, interesuja. Zdaje sie, ze po drodze tutaj minelismy jednego. Juz tam nasi koledzy sprawdza, kto to jest.
– Kiedy? Przeciez oni uciekna!
– Nie uciekna, nie ma obawy. Ten obywatel ich zawiadomil.
Ruchem glowy wskazal Krzysztofa Cegne, ktory przez caly czas spokojnie stal na uboczu i pilnie sluchal. Tereska i Okretka przyjrzaly mu sie podejrzliwie.
– Jak zawiadomil? – spytala nieufnie Okretka. – Przeciez tu stoi. Nie krzyczal i nie machal rekami. W ogole nic nie zrobil.
Cos w atmosferze konwersacji sprawilo, ze dzielnicowy poczul sie mile rozbawiony. Afera mogla byc powazna, zapobiezenie przestepstwu wydawalo sie trudne i skomplikowane, odrywanie sie od spoznionej kolacji bylo nieprzyjemne i uciazliwe, ale cala dzialalnosc Tereski i Okretki wprowadzala element rzadkiej w jego zawodzie pogodnej beztroski.
– Juz my mamy swoje sposoby – odparl ze smiertelna powaga. – Taki specjalny rodzaj zawodowej telepatii…
– Krotkofalowka – mruknela Tereska, przygladajac sie z zajeciem Skrzetuskiemu w cywilu. – Nie wiem, gdzie ja ma, bo nic nie widac. Pewnie miniaturowa. To co teraz?
– Nic. Pani jest na miejscu, a pania podwieziemy do domu i wszystko bedzie w porzadku. A tych bandytow to juz sobie sprawdzimy…
Nic nie myslac, bez zadnych przeczuc, w okropnym pospie chu Tere ska przebierala sie w gorsza odziez. Wlozyla zeszloroczna spodnice, wypchnieta na siedzeniu, bardzo stare, nie doczyszczone buty i stary zakiet z kazdym guzikiem innym. Obie z Okretka stosowaly dyplomatyczne metody dzialania, co polegalo na starannym doborze garderoby. Do ubijania interesu wystepowaly w stroju wytwornym, eleganckim i robiacym jak najlepsze wrazenie, po obiecane juz drzewka natomiast udawaly sie ubrane jak najgorzej. Czynily to nie tylko dlatego, ze wytworny stroj moglby ulec zniszczeniu, ale tez i dlatego, ze dwie eleganckie, mlode damy, wlokace zaladowany patykami stol na kolkach lub tez jadace na nim, zwracaly uwage absolutnie wszystkich napotkanych osob. Dwie obszargane mlode robotnice, ciagnace cokolwiek, nie budzily prawie niczyjego zainteresowania, wygladaly bowiem na osoby zatrudnione przy porzadkowaniu ulic i skwerow.
Wiazala wlasnie przed lustrem stara chustke na glowe, spieszac sie, bo dochodzilo wpol do piatej, o wpol do piatej zas byla umowiona z Okretka, ktora miala czekac razem ze stolem przy zejsciu ze skarpy, kiedy nagle zadzwieczal dzwonek u drzwi wejsciowych. Drzwi jej pokoju byly uchylone. Dobiegaly do niej glosy, ktore w chwile potem rozlegly sie w hallu, i Tereska przed lustrem zamarla.
Bogus!!!
Skamieniala, dziwnie oslabla, pozbawiona sil, z twarza zaczynajaca plonac rumiencem, z sercem wykonujacym dziwne sztuki na calej przestrzeni od gardla do kolan, trwala w bezruchu, trzymajac w rekach konce zawiazywanej pod broda chustki. Mysli, na dluga chwile zatrzymane w biegu, ruszyly nagle do szalenczego danse macabre. Ta bula na tylku. Twarz. Ledwo odrobina pudru, gdzie ten kunsztowny maquillage? Musi wyjsc, jasne pioruny, do diabla, Okretka tam czeka!!! Miala racje, oczywiscie, wlasnie dzis! Jezus Mario, co zrobic?
Nad wszystkim zas gorowalo blogie, obezwladniajace szczescie. Bogus… Jest Bogus! Przyszedl… Za chwile go zobaczy…
– Tereska! – zawolala z dolu pani Marta. – Masz goscia!
Zdeterminowanym gestem Tereska zdarla z glowy chustke. Przejechala grzebieniem po wlosach. Zawahala sie, szarpnela zamek u spodnicy, zapiela go z powrotem, zdjela z nogi jeden but, wlozyla go i nie zdajac sobie sprawy, co czyni, zapiela krzywo guziki zakietu. Nie wiadomo po co chwycila chustke, bardziej podobna do scierki od podlogi niz chustki na glowe, i wypadla z pokoju.
Bogus stal na dole, oparty o porecz klatki schodowej i troche drwiaco spogladal ku gorze. Wyteskniony widok sprawil, ze Tereska musiala sie zatrzymac i uczynic gigantyczny wysilek, zeby nie spasc ze schodow. Zeszla powoli, na uginajacych sie nogach, trzymajac sie poreczy.
– Ale mam do ciebie szczescie – powiedziala z rozgoryczeniem, spod ktorego przebijala plomienna radosc. – Nie moglbys przedtem zadzwonic i uprzedzic, ze przyjdziesz?
Bogus z zainteresowaniem przygladal sie chustce.
– Czyzbym znow trafil nie w pore? – spytal z uprzejma ironia. – Ta rzecz wydaje mi sie mniej niebezpieczna od tamtego narzedzia… Nie moglem zadzwonic, bo wcale nie wiedzialem, ze przyjde. Bylem znow w tej okolicy i nagle mi przyszlo do glowy, ze moglbym to wykorzystac i wpasc na chwile. Wybierasz sie gdzies? Nie krepuj sie mna, wpadne innym razem.
Tereska poczula, jak jej sie robi zimno w srodku i cale wnetrze dziwnie kamienieje. Blyskawicznie podjela decyzje.