Diabelska wygrana - Kat Martin. Страница 22

– Jak smiesz jej bronic! – Matka odsunela krze¬slo od stolu, szurajac starymi debowymi nogami mebla o kamienna podloge. – Wyjechales, zeby sie zabawic, Bog raczy wiedziec gdzie. Nie widziales, jak ona z nim flirtowala, jak go kusila i probowala uwiesc. Zachowywala sie jak portowa nierzadnica do czasu, az twoj brat sie w niej zakochal. A kiedy sie oswiadczyl, rzucila go jak zwyklego smiecia.

– To nieprawda! – Aleksa zerwala sie na nogi.

– Zalezalo mi na Peterze. Melissa to wiedziala, Peter byl jednym z moich najblizszych przyjaciol. Ja… po prostu nie bylam w nim zakochana.

– Ale jestes zakochana w jego bracie.

– Nie! To znaczy… Ja i Damien ledwie sie znamy. On… to znaczy my… – Uniosla wyzej glowe. – Okolicznosci polaczyly nas ze soba. Damien bar¬dzo kochal brata. Nigdy by go nie zdradzil. – Popa¬trzyla na niego ponad stolem. – Ozenil sie ze mna dla moich pieniedzy. A poza tym nie mial wyboru.

To nie byla prawda. Teraz wiedzial to rownie dobrze jak to, ze ona nigdy by w to nie uwierzyla. Pragnal jej i wtedy, i teraz. Tak jak niegdys jego brat.

– Zostawcie ja obie w spokoju – powiedzial. – Jesli skonczylyscie juz posilek, to proponuje, zebysmy skonczyli te parodie i udali sie na spoczy¬nek. To byl dlugi dzien dla nas wszystkich.

Nie slyszac protestow, wysunal krzeslo siostry, aby dolaczyla do stojacych juz pozostalych kobiet. Ruszyly przodem i opuscily jadalnie, a w korytarzu Damien odciagnal Alekse na bok, pozwalajac, by matka z siostra oddalily sie.

– Przykro mi, ze tak sie stalo. Moze z czasem na¬biora rozsadku.

Aleksa tylko kiwnela glowa.

– Dziekuje, ze stanelas w mojej obronie. Juz dawno nikt tego nie robil.

Zatrzymala wzrok na jego twarzy.

– Bo moze nikomu na to nie pozwalales.

Minela dluzsza chwila.

– Moze. – Nie powiedzial nic wiecej, tylko po¬prowadzil ja ku schodom. Myslal tylko o tym, ze bedzie spala w sasiednim pokoju. W apartamencie przeznaczonym dla hrabiny Falon, kobiety, ktora zostanie jego zona. Poslubil Alekse, nalezala do niego, a chociaz jego cialo reagowalo pozada¬niem za kazdym razem, gdy na nia patrzyl, nie mogl sie o nia upomniec. Przeciez obiecal, ze da jej troche czasu – i zamierzal dotrzymac slowa.

Lecz obecnie stanelo miedzy nimi cos jeszcze. Pojawil sie obraz Petera, oskarzycielski jak ni¬gdy przedtem. Po raz pierwszy od wielu lat matka miala racje. Jak moglby spac z Aleksa, skoro Peter byl w niej tak strasznie zakochany? Jak moglby wziac sobie cos, czego zmarly brat nigdy nie mogl miec, za co gotow byl umrzec?

Ta mysl sprawiala mu ogromny bol, lecz gdy znalezli sie przy drzwiach do pokoju Aleksy, bezwiednie nachylil sie ku niej, oparl dlonie na jej bio¬drach i przyciagnal ja do siebie. Przywarl do jej ust, przesuwajac jezykiem po miekkich, drzacych war¬gach. Rozchylila je, by wpuscic go do srodka, az poczul w ledzwiach ogromne podniecenie. Zapragnal posiasc ja, zanurzyc sie w niej, upomniec o swoje mezowskie prawa. Odsunal sie jednak.

– Czas, zebys poszla do siebie – rzekl szorstko.

Z trudem opanowal pozadanie.

Oblala sie rumiencem.

– Dobranoc – odparla cicho. Cofnela sie i po chwili znikla w srodku, zamykajac za soba drzwi.

Sluchal, jak szla przez pokoj, powiedziala cos do sluzacej, potem zaczela sie rozbierac. Walczac z kolejna fala pozadania, ktora na niego splynela, zaklal pod nosem i wszedl do sasiedniego pomieszczenia.

Tej nocy wiercil sie i krecil w poscieli. Oczami wyobrazni widzial mloda twarz Petera, jego blado¬niebieskie oczy, ktory spogladaly nan oskarzyciel¬sko i zdawaly sie mowic: "Ona nalezy do mnie!".

Powinna byla nalezec do niego. Tak byloby le¬piej dla nich wszystkich.

Lecz nalezalo pamietac o czyms jeszcze. Przez wiele lat chodzil pod reke i sypial ze smiercia i za¬grozeniem, nie zas z piekna, ognistowlosa kobieta, ktorej tak do konca nie uczYnil jeszcze swoja zona. Praca, ktora wykonywal, byla jedynym celem jego zycia. Dawala mu motywacje, jak nic innego na swiecie. Teraz mial zone, lecz niebezpieczen¬stwo wciaz wisialo w powietrzu. Moglo pojawic sie w kazdej chwili. Byl pewien, ze to nastapi, a wtedy bedzie musial podjac wyzwanie.

Po raz tysieczny pomyslal, ze nie powinien byl sie z nia zenic. Lecz od razu pojawiala sie ta sama odpowiedz: pragnal jej bardziej, niz kiedykolwiek pragnal jakiejkolwiek kobiety. Wiedzial, ze bez wzgledu na wyrzuty sumienia, na walke z wlasnym pozadaniem – kiedys ja posiadzie.

Zastanawial sie tylko, jak potem bedzie mogl zyc w zgodzie z samym soba.