Diabelska wygrana - Kat Martin. Страница 53
– Doskonale rozumiem, mon amio Mowiono mi, ze panska zona jest boginia, i rzeczywiscie musze przyznac, ze ta opinia nie byla przesadzona. – Ge¬neral nachylil sie nad jej dlonia, pozerajac wzro¬kiem jej kobiece kraglosci z jawnym podziwem.
Aleksa nie mogla powstrzymac sie od mysli, w ilu bitwach general uczestniczyl. Na pewno w wielu, gdyz wygladal na zolnierza mocno zapra¬wionego w boju. A ile razy walczyl z Anglikami, ilu mlodych Brytyjczykow pozbawil zycia?
– Jak sie pani podoba nasz kraj? – spytal. – Wiem, ze pierwsze zetkniecie z Paryzem nie bylo takie, jak bysmy chcieli, ale takie rzeczy sie zda¬rzaja, n'est ce pas?
A wiec wiedzial o tygodniach, ktore spedzila w Le Monde. Czy otrzymal te informacje od swo¬ich szpiegow, czy tez moze Damien opowiedzial mu cala historie, zeby go rozbawic?
– To piekne miasto – odparla z pewna doza non¬szalancji. – Chociaz sa tu oczywiscie dzielnice, kto¬rych wolalabym juz nigdy nie odwiedzac. – Bolalo ja, ze byc moze Damien opisal mu wszystko ze szczegolami. Szukala odpowiedzi na jego twarzy. – Jak kazde wielkie miasto, takze Paryz ma swoje niepozadane elementy.
Poczula, jak Damien wladczo obejmuje ja w ta¬lii.
– Od tej pory moja zona bedzie ogladala jedynie dobre strony naszego ukochanego miasta. – W je¬go glosie dalo sie slyszec pewne napiecie. Zrozu¬miala, ze w ten sposob ostrzegal Moreau, zeby nie kontynuowal tego tematu. Wyczuwala, ze chcial ja chronic, i zrozumiala, ze nie pisnal o sprawie ani slowa ani generalowi, ani nikomu innemu. Splyne¬la na nia fala wdziecznosci i niemal przemozna te¬sknota za tym, by ja przytulil.
– Majorze Falon, jestem pewien, ze panska mal¬zonka pokocha nasz kraj tak samo, jak pan go po¬kochal. – Moreau spojrzal na Alekse. – A teraz, madame Falon, prosze pozwolic, ze przedstawie moja cudowna zone, Lucile. – Siwiejaca kobieta przerwala rozmowe ze swoja odziana w czarna suknie rozmowczynia i usmiechnela sie do meza. Byla niska i dostojna, miala rzymski nos i wyrazi¬ste niebieskoszare oczy.
– Bonsoir, madame Falon – powiedziala. – Milo mi pania poznac.
– Cala przyjemnosc po mojej stronie, madame Moreau. – Przez jakis czas prowadzili zdawkowa rozmowe, w czasie ktorej general wciaz przygladal sie Aleksie, wreszcie udalo im sie uwolnic od jego towarzystwa.
– Niemal zaluje, ze tak sie toba zachwycil – po¬wiedzial Damien, gdy odeszli kilka krokow. – Mo¬ze wtedy odeslalby cie do domu.
Pozostawila to bez komentarza. Czy naprawde chcial odeslac ja w bezpieczne miejsce, czy tez te¬sknil za swoboda, zeby bez ograniczen moc sie spo¬tykac z kochanka? Jedna polowa duszy Aleksa prag¬nela wyjechac, lecz druga, o dziwo, wolala zostac.
Po raz pierwszy od chwili, gdy uciekla z Le Mon¬de, pomyslala o swoim domu w poblizu Hamp¬stead Heath i poczula ogromna nostalgie. Czy Ray¬ne dowiedzial sie juz o tym, ze ja uprowadzono? Je¬sli nie, to z pewnoscia niebawem sie dowie, lecz on i jego zona nie mogli jeszcze wrocic do Anglii. By¬la przekonana, ze wroca, gdy tylko poznaja prawde.
A wiec gdy to sie stanie, a jednoczesnie gdyby St. Owen sprawil jej zawod, Rayne wywrze nacisk na rzad, zeby zorganizowac uwolnienie jej lub do¬konac jakiejs wymiany. Tak czy inaczej, bedzie mo¬gla wrocic do domu. Wtedy Damien zniknie z jej zycia, lecz serce Aleksy pozostanie rozdarte. Byc moze uda jej sie zdobyc jakies wartosciowe infor¬macje i zabrac je ze soba do Anglii, dzieki czemu jej cierpienie nie okaze sie zupelnie bezcelowe.
Kiedy szli dalej pod zloconymi swiecznikami, przysluchujac sie dzwiekom muzyki, Damien przedstawial ja kolejnym gosciom. Przywital sie chyba z piecdziesiecioma osobami, ktore takze go¬scily w palacu. Aleksa sluchala uwaznie, starajac sie zapamietac kazde nazwisko. Mezczyzni czesto rozmawiali o wojnie, komentowali jakis artykul, ktory ukazal sie na lamach "Monitem" czy tez "Courrier Francaise", czesto dodajac drobne, lecz istotne szczegoly.
Gdy mowili o kampanii austriackiej cesarza, do¬wiedziala sie, ze pod Wagram francuskie zwycie¬stwo zostalo okupione ogromnymi stratami. Nie byl to wcale triumf, jak wynikalo z informacji pra¬sowych, ktore znala juz wczesniej. Wielka Armia mocno sie wykrwawila.
Rozmawiano takze o ruchach wojsk angielskich, co wzbudzilo jeszcze wieksze zainteresowanie Aleksy. Ledwie trzy dni wczesniej Brytyjczycy wy¬ladowali w Walcheren. Chociaz ta wiadomosc jesz¬cze nie dotarla do gazet, wywolala spore zamiesza¬nie w rzadzie i zapewne dlatego pan Fouche, mini¬ster policji sprawujacy takze funkcje ministra spraw wewnetrznych, nie mogl przybyc na przyje¬cie u generala.
J ak tylko mogla, zachecala ich do mowienia, na¬dajac rozmowie wlasciwy kierunek, lecz starala sie byc ostrozna. Gdyby Damien rzeczywiscie praco¬wal dla Anglikow, mogla sprawdzic jego uzytecz¬nosc w tej roli.
Odwrocila sie i zobaczyla, jak mierzy ja gniew¬nym spojrzeniem.
– Ciesze sie, ze tak milo spedzasz czas – rzekl ze zloscia, gdyz wiekszosc ezasu poswiecala innym osobom, z rzadka tylko zagadujac do niego.
– Skoro przyjelam… goscine we Francji, pomy¬slalam, ze postaram sie ja jak najlepiej wykorzystac..
– Zgadzam sie calkowicie, ale pod warunkiem ze nie bedziesz zaniedbywac swoich obowiazkow wobec mnie.
– Obowiazkow wobec ciebie? A co z twoimi obowiazkami wobec mnie?
– Alekso… – zaczal, ale ona odwrocila sie szyb¬ko ze slodkim usmiechem, podejmujac rozmowe z nowo poznanymi goscmi.
Odkryla, ze sa zdumiewajaco przyjazni, byc mo¬ze dlatego, iz znalazla sie tam na wyrazne zyczenie generala, a wiec byla jak gdyby pod jego opieka. A moze dlatego, ze mowila plynnie po francusku?
Bez wzgledu na powody, jej zadanie stalo sie o wiele latwiejsze. Zdolala sie juz niemalo dowie¬dziec o samym Paryzu. O dziwo, Napoleon osobi¬scie bardzo interesowal sie rozwojem miasta, od kladzenia nowych chodnikow po budowe syste¬mow kanalizacji i wodociagow, szpitali, szkol, fon¬lann i ogrodow.
Z jego inspiracji zbudowano akwedukt przy rue St. Denise, podobnie sierociniec zwany La Pitie. Byly rowniez, oczywiscie, swiatynie i pomniki, lecz w wiekszosci poswiecone nie samemu Napoleono¬wi, tylko ludziom, ktorzy poswiecili w wojnie swoje zycie.
Na ten temat, przynajmniej w generalskim pala¬cu, slyszala pod adresem cesarza same pochwaly. Jednak niektore kobiety szeptem mowily o Jozefi¬nie i rozpadzie cesarskiego malzenstwa. Wspomi¬nano o mozliwosci rozwodu, co slyszala juz wczes¬niej, chociaz nie sadzila, by rzeczywiscie Napoleon zdecydowal sie na taki krok. Lecz teraz nie byla juz tego taka pewna.
– Naprawde uwazasz, ze zdecyduje sie na roz¬wod? – spytala.
– Oczywiscie – odparl Damien.
– W tym kraju malzenstwo musi miec bardzo niewielkie znaczenie – powiedziala, czujac bolesne uklucie.
– Cesarz pragnie dziedzica. I to desperacko. Zrobi wszystko, zeby ten cel osiagnac. Moze nawet rozstanie sie z ukochana kobieta.
– Naprawde sadzisz, ze on ja kocha? – spytala zdumiona.
– Tak. Wierze, ze ich zwiazek w koncu przetrwa, bez wzgledu na to, czy przetrwa ich malzenstwo.
Przyjrzala mu sie bacznie. Nie mogla sie zdecy¬dowac, czy Napoleon jest jeszcze wiekszym dra¬niem, niz myslala, czy jest tylko znacznie bardziej ludzki.
Przechadzali sie dalej. Reka Damiena otaczala zaborczo talie Aleksy, gdy wtem jego szczupla dlon zesztywniala. Ledwie kilka krokow od nich, w narozniku sali, stal z kieliszkiem w reku Jules St. Owen.
Przystojny blondyn podszedl do nich. – Dobry wieczor, majorze.
– Witam, St. Owen. Pamieta pan, oczywiscie, moja zone, Alekse
– Mezczyzna musialby chyba zapasc na choroby mozgu, zeby zapomniec tak piekna istote. – Kurtu¬azyjnie nachylil sie nad jej dlonia, ona zas splonila sie na widok uwielbienia, jakie dostrzegla w jego blekitnych oczach.
– Z pewnoscia – rzuci) sucho Damien. Jego oczy przybraly barwe kobaltu, polyskiwaly stala, zdradzaly ostrzezenie oraz jeszcze inne uczucia, ktore usilowal ukryc.
Rozmawiali jakis czas, po czym St. Owen prze¬prosil ich i jeszcze raz sklonil sie nad reka Aleksy. Poczula w dloni mala karteczke, ktora tam wsunal, wiec szybko zwinela palce, aby nikt jej nie zauwazyl.
– Adieu, madame. – Usmiechnal sie do niej, a ona odpowiedziala mu tym samym.
– Bonsoir, St. Owen. Zawsze milo bedzie pa¬na widziec. – Dyskretnie wsunela liscik do torebki, by przeczytac go natychmiast, gdy tylko Damien oddali sie po kieliszek ponczu.
Na kartce widnialy dwa proste slowa: La bibliotheque. A wiec biblioteka! Aleksa nie mogla opanowac drzenia. Nie miala pojecia, gdzie znaj¬duje sie to pomieszczenie, lecz mogla sie tego do¬wiedziec. Gdyby tylko udalo sie jej niepostrzezenie wymknac…
– Twoj poncz, kochanie – powiedzial Damien, obrzucajac ja chlodnym spojrzeniem, jakby chcial odczytac jej mysli.
Zastanawiala sie, co chodzi mu po glowie. Jak moglaby sie wymknac? Jej modlitwy zostaly bardzo szybko wysluchane, gdy zjawil sie sluzacy ze srebr¬na taca, na ktorej lezala kartka z informacj a dla Damiena. Wzial ja i szybko przebiegl wzrokiem.
– Obawiam sie, ze wzywa mnie gospodarz balu. Zostawie cie w towarzystwie Jacqueline, zony pa¬na Creteta. – Zdazyla juz wczesniej poznac mal¬zonke ministra, z ktora szybko nawiazala dobry kontakt. – Na pewno nie zabawie zbyt dlugo. – Gdy skinela glowa, pochylil sie i pocalowal ja w policzek. – Wroce najszybciej, jak bede mogl – powiedzial cicho i szybko odszedl.
Patrzyla, jak jego wysoka sylwetka niknie w tlu¬mie, i wzdrygnela sie. Boze, ten czlowiek umial po¬ruszyc ja do glebi jednym spojrzeniem. Byl nie¬przenikniony, niegodzien zaufania, a jednak…
Coz takiego mial w sobie, ze zawsze mieszal jej zmysly? Nigdy nie zrozumie swoich uczuc do nie¬go, nigdy!
Kiedy opuscil salon, przeprosila grzecznie ma¬dame Cretet i udala sie w kierunku damskiej toalety na pietrze. Zanim tam dotarla, pozbyla sie kartki, a od jednego z lokajow dowiedziala sie, jak znalezc biblioteke.
Kiedy tam weszla, Sto Owen juz na nia czekal.