Diabelska wygrana - Kat Martin. Страница 65
– Jeszcze nie. – Aleksa nie zamierzala sie poddac. Sprawdziwszy ostatnia szuflade, rozprostowa¬la plecy i pokrecila glowa, czujac bol napietych miesni, po czym wrocila do poszukiwan.
Jules szukal w miejscu, ktore wydawalo sie ostatnim mozliwym schowkiem na plany. Tym¬czasem Aleksa przeszla do gabinetu Salliera. Blat biurka byl pusty, zas szuflady wydawaly sie za male, by pomiescic plachty rysunkow tech¬nicznych.
Przyjrzawszy sie, czy wszystko jest na swoim miejscu, popatrzyla wokolo w poszukiwaniu kolej¬nych szaf. Znowu nic. Juz miala zamiar zrezygno¬wac i wyjsc z gabinetu, gdy siegnela do drzwi i do¬strzegla stojacy za nimi niewielki sekretarzyk
– Znalazlas cos? – spytal stojacy w przejsciu Jules. Obejrzala sekretarzyk, ostatnia nadzieje.
– Jesli nie ma ich tutaj, to juz nie wiem, gdzie powinnismy szukac.
– Musimy sie spieszyc. – Przykleknal obok niej. Kiwnela glowa i otworzyla szuflade. Ukazala sie kolejna sterta planow, podobnych do tych z szu¬flad w pracowni. Brala je po kolei i przebiegala wzrokiem kazda strone. Gdy siegnela juz niemal do dna szuflady, znieruchomiala, czujac przyspie¬szone bicie serca.
– Znalazlam – powiedziala cicho, niemal z nabo¬zenstwem. – Jules, sa, tak jak mowil Damien. Mam nadzieje, ze jest tu napisane, gdzie buduja te okrety. – Zbadamy dokladniej plany, jak tylko sie stad wy¬dostaniemy. Rozejrzyj sie jeszcze raz i sprawdz, czy wszystko jest tak, jak bylo przed naszym przyjsciem.
Wykonala polecenie, pelna nadziei, ze ustawila wszystko na biurku Salliera idealnie w tym samym miejscu, po czym pobiegla do drzwi na tylach domu. Jules wypuscil ja, zamknal je na zamek od srodka i wyszedl okienkiem nad drzwiami, tym samym, przez ktore dostal sie do srodka. Potem zamknal je i dolaczyl do czekajacej juz w powozie Aleksy.
– Udalo sie – powiedziala, gdy Jules poganial gniadosza do szybszego klusa.
– Naturellement, chirie, chyba nie mialas watpliwosci.
Rozesmiala sie razem z nim. Ulga i poczucie triumfu wprawilo ich w euforie, lecz po chwili Aleksa zaczela ogladac dokumenty, szukajac naj¬istotniejszych informacji.
– Jules, wszystko tu jest. Miejsce, gdzie buduja kazdy z okretow, oraz planowana data wodowania. O Boze, one maja byc gotowe juz za szesc tygodni!
– Anglicy beda wiec mieli dosc czasu, zeby pod¬jac dzialanie, gdy tylko otrzymaja te wiadomosc.
Podniosla na niego wzrok. Jego ladna twarzy byla oswietlona blaskiem ksiezyca..
– Dopilnujesz tego, Jules, tak jak mowiles? Ze¬by Anglicy je otrzymali?
Pogladzil ja po policzku smukla dlonia.
– Nie zawiode cie, chirie. Robie to wszystko zarowno dla mojej ojczyzny, jak i dla ciebie.
Usmiechnela sie do niego cieplo.
– Dziekuje ci.
– Jedz ze mna, Alekso. Pozwol mi zabrac cie z Francji i bezpiecznie zawiezc do domu.
Pokrecila glowa.
– Damien zapewni mi powrot.
– Nom de Dieu, dalsza zwloka moze byc dla ciebie bardzo niebezpieczna.
– Musze zostac.
Nie odzywal sie przez dluga, pelna napIeCIa chwile
– Czy nic, co powiem, tego nie zmieni? – spytal cicho.
– Wiesz, ze nie.
– Jesli Falon klamie… jesli skrzywdzi cie w jakikolwiek sposob… przysiegam, ze go zabije!
Zapiekly ja oczy, lecz stlumila lzy.
– Jestes prawdziwym przyjacielem, Jules. Nigdy Cle me zapomne.
– Ani ja ciebie, chirie.
Zostawil ja na ulicy kilka domow od jej mieszka¬nia, po czym zaczekal, az zniknie w ciemnosci. Droga do powozowni nie zabrala jej duzo czasu. Minela podworko i kluczem otworzyla tylne drzwi, przeznaczone dla sluzby. Cicho weszla po scho¬dach, potem korytarzem dotarla w koncu do swojej sypialni. Caly czas modlila sie w duchu, zeby Damiena jeszcze nie bylo. Bog jeden wie, co by uczynil, gdyby odkryl jej nieobecnosc, a wszelkie kroki, jakie by podjal, mogly wywolac alarm.
Zamknela za soba drzwi i oparla sie o nie, a po chwili podeszla do jego pokoju. Wszystko by¬lo na miejscu. Poniewaz nikt ze sluzby nie byl wzy¬wany, doszla do wniosku, ze Damien jeszcze nie wrocil. Z uczuciem ulgi spojrzala na zegar.
Druga trzydziesci.
Wyprawa zabrala jej znacznie wiecej czasu, niz sie spodziewala. Byla wyczerpana i glodna. Teraz zalo¬wala, ze w.czesniej nie zjadla kolacji. Na widok zim¬nej cieleciny i obeschnietych jarzyn, ktore wciaz leza¬ly na tacy kolo kominka, poczula skurcz w zoladku.
Podeszla do lustra nad biurkiem i w milczeniu za¬czela zdejmowac ubranie. Przebrana w bawelniana koszule nocna ciagle nasluchiwala powrotu meza.
Postanowila, ze nie powie mu, co zrobila. Przy¬najmniej na razie. Nie mogla narazac przyjaciela na niebezpieczenstwo. Byla zmeczona nocna eska¬pada, jednak wzdrygala sie na kazdy dzwiek w na¬dziei, ze uslyszy jego ciezkie kroki, ze do niej przyj¬dzie i polozy sie kolo niej. Dzis szczegolnie potrze¬bowala jego pociechy, chciala znalezc sie w jego ramionach, powiedziec mu, ze go kocha, uslyszec to samo z jego ust.
Zamiast tego lezala, nasluchujac, jak ~rzeszcza drewniane belki w domu, jak za oknem przelatuja owady, jak liscie szeleszcza poruszane tchnieniem wiatru. W ciaz nie spala, gdy do pokoju wkradl sie pierwszy brzask.
A jej maz jeszcze nie wrocil.