Diabelska Alternatywa - Forsyth Frederick. Страница 17
Pietrow rzucil Iwanience niespokojne spojrzenie. Ale szef KGB siedzial nieporuszony. Wiedzial juz o wizycie w superekskluzywnej klinice ukrytej w lasach na poludniowy wschod od Moskwy. Doniosl mu o niej jeden z tamtejszych lekarzy.
– W powietrzu wisi sprawa sukcesji – ciagnal Rudin – a jak wiemy, a w kazdym razie powinnismy wiedziec, ma na nia ochote Wiszniajew.
Rudin odwrocil sie w strone Iwanienki.
– Jesli ja dostanie, a jest na to dostatecznie mlody, bedzie to oznaczalo twoj koniec, Juriju Aleksandrowiczu. Wiszniajew nigdy nie zaakceptuje zawodowca na stanowisku szefa KGB. Mianuje na to miejsce swojego czlowieka, Kriwoja.
Iwanienko splotl dlonie i popatrzyl na Rudina. Trzy lata temu Rudin zlamal radziecka tradycje, by stanowisko przewodniczacego KGB powierzac ktoremus z zasluzonych dostojnikow partyjnych. Szelepin, Semiszczastnyj, Andropow – wszystko to byli ludzie Partii, osadzeni na szczycie KGB przez sily zewnetrzne tej instytucji. Tymczasem Rudin upatrzyl sobie wsrod zastepcow Andropowa zawodowca Iwanienke i jego wlasnie wylansowal na nowego szefa.
Nie byl to jedyny grzech wobec tradycji. Iwanienko byl bardzo mlody jak na stanowisko najpotezniejszego w swiecie szefa policji i wywiadu. Nadto dwadziescia lat temu pracowal jako agent w Waszyngtonie, co zawsze bedzie powodem do podejrzliwosci ze strony ksenofobow z Biura. W zyciu prywatnym gustowal w zachodniej elegancji. Uwazano tez – choc nikt nie smial powiedziec tego glosno – ze ma prywatne watpliwosci w kwestii niektorych dogmatow. A to, przynajmniej dla Wiszniajewa, bylo czyms absolutnie niewybaczalnym.
– Jesli on przejmie wladze, teraz czy kiedykolwiek, popsuje to rowniez tobie karty, Wasylu Aleksiewiczu – rzekl Rudin do Pietrowa. Prywatnie sklonny byl zwracac sie po imieniu i “otczestwie” do obydwu swoich ulubiencow; nigdy jednak nie czynil tego publicznie. Pietrow skinal glowa ze zrozumieniem. On i Anatol Kriwoj pracowali kiedys razem w wydziale organizacyjnym Partii w sekretariacie KC. Kriwoj byl starszy i mial wiekszy staz. Oczekiwal wiec, ze to on zostanie szefem wydzialu, ale gdy odszedl poprzedni kierownik, Rudin wyznaczyl Pietrowa na to stanowisko, ktore predzej czy pozniej musi przyniesc najwyzsza nobilitacje; krzeslo we wszechwladnym Biurze Politycznym. Rozgoryczony Kriwoj przyjal awanse ze strony Wiszniajewa i zostal szefem sztabu glownego ideologa Partii, jego prawa reka. Ale wciaz jeszcze marzylo mu sie stanowisko okupowane przez Pietrowa.
Iwanienko i Pietrow dobrze pamietali, ze to wlasnie poprzednik Wiszniajewa, teoretyk Partii Michail Suslow, zorganizowal wiekszosc, ktora obalila w 1963 roku Chruszczowa. Rudin czekal tylko, az jego slowa wywra odpowiednie wrazenie.
– Ty, Jurij, wiesz, ze nie mozesz zostac moim nastepca… nie z twoim zyciorysem…
Iwanienko pochylil glowe. Nie mial co do tego zadnych zludzen.
– Ale – podjal Rudin – ty i Wasyl razem moglibyscie utrzymac ten kraj na solidnym kursie. Co do mnie, to w przyszlym roku odejde… w ten czy inny sposob. A kiedy odejde, chce, abys ty, Wasylu, zajal moje miejsce.
To wyznanie zelektryzowalo obu sluchaczy. Zaden nie pamietal, by ktorykolwiek z poprzednikow Rudina snul takie plany. Stalin doznal ataku serca i zostal prawdopodobnie dorzniety przez wlasne Biuro, w chwili, gdy sam zamierzal ich wykonczyc. Probowal siegnac po wladze Beria – smiertelnie przerazeni koledzy kazali go uwiezic i rozstrzelac. Malenkow popadl w nielaske, zanim zdazyl pomyslec o swoich nastepcach. Podobnie Chruszczow. Brezniew trzymal wszystkich w niepewnosci az do ostatniej minuty swego zycia.
Rudin wstal, dajac do zrozumienia, ze rozmowa skonczona.
– Jeszcze jedno – powiedzial. – Wiszniajew szykuje jakis bigos. Probuje wyciac mi sztuczke w stylu Suslowa w zwiazku z tym spaskudzonym zbozem. Jesli mu sie uda, wszyscy bedziemy skonczeni… a byc moze cala Rosja takze. Bo to ekstremista. Znakomity w teorii, ale beznadziejny w praktyce. Teraz musze dokladnie wiedziec, co robi, jaki numer szykuje, kogo bedzie chcial skaptowac. Zajmijcie sie tym. Macie czternascie dni.
Na Kwatere Glowna KGB, czyli w zargonie szpiegow anglosaskich Osrodek, sklada sie ogromny, kamienny kompleks biurowcow, zajmujacy cala polnocno-wschodnia strone placu Dzierzynskiego, na koncu Prospektu Karola Marksa. W srodku kompleksu znajduje sie wielki dziedziniec. Budynek frontowy i obydwa skrzydla zajmuje KGB. Blok na zapleczu to Lubianka – biura sledcze i wiezienie. Bliskosc tych placowek, polaczonych wewnetrznymi korytarzami, pozwala oficerom sledczym pracowac nadzwyczaj sprawnie.
Gabinet przewodniczacego znajduje sie na trzecim pietrze, na lewo od glownego wejscia. On sam jednak z tego wejscia nie korzysta. Wjezdza zawsze – a raczej czyni to jego kierowca – na dziedziniec przez boczna brame. Jego wielki gabinet z mahoniowa boazeria, i luksusowymi orientalnymi dywanami jest przeladowany ozdobami. Na jednej scianie wisi nieodzowny portret Lenina, na innej – Feliksa Dzierzynskiego. Przez cztery wysokie kuloodporne okna z ciezkimi zaslonami mozna dostrzec jeszcze jedna podobizne zalozyciela Czeki, ogromny posag z brazu stojacy posrodku placu i patrzacy na Prospekt Marksa, w strone Placu Rewolucji.
Iwanienko nie lubil ciezkich, napuszonych, kapiacych zlotem ozdob radzieckich urzedow, ale w swoim gabinecie zdzialal niewiele. Samo biurko, odziedziczone po jego poprzedniku Andropowie, podobalo mu sie. Bylo ogromne i miescilo sie na nim az siedem telefonow. Najwazniejszym z nich byla tzw. kremlowka, laczaca bezposrednio z Kremlem i samym Rudinem. Nastepna wedle waznosci byla “wiertuszka”, w KGB zielona, umozliwiajaca porozumienie z innymi czlonkami Politbiura i Komitetu Centralnego. Inne telefony laczyly droga radiowa z glownymi placowkami KGB w calym Zwiazku Radzieckim i wschodnioeuropejskich krajach satelickich. Jeszcze inne dawaly Iwanience bezposredni kontakt z Ministerstwem Obrony i z wywiadem wojskowym GRU. Wlasnie przez ten ostatni dotarla don tego popoludnia – na trzy dni przed koncem czerwca – wiadomosc, na ktora czekal poltora tygodnia.
Czlowiek, ktory dzwonil, przedstawil sie jako Arkadij. Iwanienko juz przedtem zawiadomil centrale, zeby Arkadija laczyc z nim natychmiast. Rozmowa byla krotka.
– Lepiej osobiscie – zakonczyl ja Iwanienko. – Nie, nie teraz i nie tutaj. Dzis wieczor u mnie w domu.
Malo kto z glownych przywodcow ZSRR zabiera robote do domu. Wlasciwie niemal wszyscy Rosjanie maja dzis podwojna osobowosc: zycie oficjalne i zycie prywatne. I jesli to tylko mozliwe, staraja sie nie laczyc tych dwoch sfer. Im wyzej ktos sie znajduje, tym ostrzejszy jest ten podzial. Tak jak szefowie mafii, do ktorych zreszta czlonkowie Biura Politycznego sa zdumiewajaco podobni, odsuwaja swe zony i rodziny od interesow zawodowych, nawet od rozmow na temat tych interesow, zwykle niezbyt czystych.
Iwanienko postepowal inaczej – i glownie dlatego nie ufali mu aparatczycy z Biura, wyniesieni tam typowa droga awansu partyjnego. Z powodow starych jak swiat Iwanienko nie mial zony ani wlasnej rodziny. Nie chcial tez mieszkac w sasiedztwie innych dygnitarzy, ktorym na ogol odpowiadalo zycie stadne. W dni robocze na Prospekcie Kutuzowa, a podczas weekendow – w kolonii dacz wokol Zukowki i Usowa. Czlonkowie elity nie lubia zbytnio oddalac sie od siebie.
Wkrotce po objeciu rzadow w KGB Iwanienko znalazl sobie ladny stary dom na Arbacie – w centrum Moskwy, w dzielnicy pelnej niegdys wspanialych rezydencji, cenionej przed rewolucja zwlaszcza przez kupcow.
Ekipy budowlane KGB, malarze i dekoratorzy wyremontowali budynek w ciagu szesciu miesiecy – wyczyn normalnie niewiarygodny, chyba ze idzie o czlonka Biura Politycznego.
Przywrociwszy budynkowi pierwotna elegancje, choc z najnowoczesniejszymi srodkami bezpieczenstwa i systemami alarmowymi, Iwanienko bez trudnosci wyposazyl go rowniez w najwyzsze w skali kraju symbole statusu – sprowadzone z Zachodu meble. Kuchnia byla ostatnim krzykiem kalifornijskiego komfortu, cale wyposazenie pokojow przyplynelo kontenerem od Searsa. Salon i sypialnia mialy boazerie z sosny szwedzkiej, sprowadzonej przez Finlandie, a lazienka lsnila marmurami i kaflami holenderskimi. Sam Iwanienko zajmowal tylko gorne pietro. Stanowilo ono niezalezny apartament, w ktorym byl miedzy innymi specjalny pokoj muzyczny, z potezna aparatura stereofoniczna Philipsa, oraz biblioteka pelna ksiazek zagranicznych i zakazanych, po angielsku, francusku i niemiecku; wladal bowiem wszystkimi tymi jezykami. Poza tym na pietrze byly jeszcze: pokoj stolowy, salon, sypialnia i sasiadujaca z nia sauna. Personel, skladajacy sie z szofera, agenta ochrony osobistej i ordynansa (wszyscy byli pracownikami KGB), mieszkal na parterze, gdzie miescil sie takze wewnetrzny garaz. Tak wygladal dom, do ktorego Iwanienko wrocil tego wieczoru i w ktorym czekal na swego telefonicznego rozmowce.
Arkadij, ktory wkrotce przyszedl, krepy i czerwony na gebie, mial na sobie cywilne ubranie, choc zapewne lepiej by sie czul w swoim zwyklym mundurze generala Armii Czerwonej. Byl jednym z wielu agentow Iwanienki w wojsku. Kiedy mowil, pochylal sie caly do przodu, balansujac na krawedzi krzesla. Szczuply szef KGB sluchal swobodnie rozparty w fotelu, zadajac od czasu do czasu pytania i robiac drobne uwagi w notatniku. Kiedy general skonczyl, Iwanienko podziekowal mu i nacisnal guzik w scianie. Po paru sekundach drzwi sie otwarly i stanal w nich ordynans, mlody zolnierz o jasnych wlosach i olsniewajacej urodzie, by odprowadzic goscia do tylnego wyjscia.
Iwanienko dlugo rozmyslal nad otrzymanymi nowinami. Czul sie coraz bardziej zmeczony i zniechecony. A wiec takie sa zamiary Wiszniajewa. Trzeba o tym juz jutro powiedziec Rudinowi.
Wzial kapiel z dodatkiem drogich aromatycznych olejkow, sprowadzonych z Londynu. Potem zawinal sie w jedwabny szlafrok i lyknal odrobine starego francuskiego koniaku. W koncu wrocil do sypialni, zgasil swiatla, pozostawiajac jedynie mala lampke w narozniku pokoju, i wyciagnal sie na szerokim poslaniu. Podniosl sluchawke stojacego przy lozku telefonu. Nacisnal jeden z guzikow. Wezwany zglosil sie natychmiast.
– Wolodia – zwrocil sie don Iwanienko zdrobniale, cicho i z uczuciem. – Przyjdz tu, prosze.