Skandalistka - Cornick Nicola. Страница 19

– Powiedziala to pani tak, jakbysmy byli na kinderbalu, lady Juliano.

– Coz, tym wlasnie jest – dla pana. – Juliana rzucila mu kpiace spojrzenie z ukosa. Teraz, na neutralnym gruncie, poczula sie bezpieczniejsza, poza wplywem jego mrocznego przyciagania. – Dni panskiej mlodosci naleza juz do przeszlosci, sir. Jak zreszta mogloby byc inaczej przy gromadce dzieci, ktore wymagaja nieustannej opieki? Martin skrzywil sie.

– Musi pani byc tak okrutna, lady Juliano? Nie jestem jeszcze zdziecinnialym starcem.

– Nie, ale rownie dobrze moglby pan nim byc, skoro i tak nie znajduje pan czasu dla siebie. Podobno trudy wychowywania dzieci sa nieslychanie wyczerpujace. Nietrudno sie domyslic, ze nie bedzie mial pan czasu na prace w parlamencie, ktora z pewnoscia wymaga uwagi.

Martin rozesmial sie.

– W takim razie chyba powinienem sie ozenic i zostac glowa rodziny.

– Zauwazylam, ze czyni pan szybkie postepy w tym kierunku. Moja kuzynka, pani Alcott, bedzie dla pana doskonala zona.

Martin wygladal na zaskoczonego.

– Za szybko wyciaga pani wnioski, lady Juliano. Poznalem pania Alcott dopiero dzisiaj.

– Po co tracic czas? Jestem przekonana, ze to idealna kobieta dla pana.

Uniosl brwi.

– Czy pani kuzynka jest choc troche podobna do pani?

– W najmniejszym stopniu. Jest moim calkowitym przeciwienstwem, stad moje przekonanie, ze bedziecie mieli ze soba wiele wspolnego. Poza tym… – Juliana usmiechnela sie slodko – panska oferta jest naprawde kuszaca. Gotowa siedmioosobowa rodzina! Serena nie bedzie musiala sie klopotac rodzeniem wlasnych dzieci. Coz mogloby byc lepszego?

Najwyrazniej zbila go z tropu.

– Mialem nadzieje na wlasna rodzine – zauwazyl.

– Och, coz, w takim razie bedzie panu potrzeba duzo sily.

– Wyciagnela niewielka piersiowke ze srebrnej ozdobnej torebki na pasku. – Napije sie pan?

Martin wybuchnal smiechem.

– Co to jest? Brandy?

– Nie, porto. Bardzo dobre. Ratuje mi zycie, kiedy przychodze na bale debiutantek.

– Dziekuje za propozycje, ale wole dobra brandy. Nie sposob sie nie zastanawiac, czemu zadala sobie pani trud, zeby tu przyjsc dzisiejszego wieczoru, lady Juliana Jesli pania zdziwil moj widok, musze przyznac, ze pani zaskoczyla mnie jeszcze bardziej. Nigdy bym nie pomyslal, ze tego rodzaju rozrywka moze pani odpowiadac.

– Ma pan racje, naturalnie. Bardzo tu nudno. – Juliana ostentacyjnie pociagnela lyk porto. Cieply alkohol rozgrzal zoladek i juz tak nie drzala. Kilka matron stojacych w poblizu mierzylo ja wzrokiem, zaciskajac usta z dezaprobata. – Po prostu mialam taki kaprys – wyjasnila, zakrecajac buteleczke i wsuwajac ja na powrot do torebki. – Kolejny z moich dziwacznych kaprysow, niestety. Slyszalam kiedys, jak lady Selwood mowiac o mnie, uzyla sformulowania „ta kreatura Myfleet” i dodala, ze nie dopusci do tego, by zapraszano mnie na jej przyjecia. Postanowilam wiec uswietnic jej bal w ramach kary. – Juliana poslala Martinowi olsniewajacy usmiech. – Poniewaz to bal kostiumowy, biedna dama nie poznala mnie od razu i przyjela niezwykle serdecznie. Specjalnie poprosilam Jaspera Collinga, zeby mi towarzyszyl, bo lady Selwood uwaza go za obrzydliwego rozpustnika.

– Taki wlasnie jest.

– Wiem o tym. Nie dostrzega pan pikanterii tej sytuacji? Jasnie pani nie moze nas teraz wyrzucic, bo wywolalaby jeszcze wiekszy skandal. Wie jednak, kim jestesmy, tak samo jak wszyscy jej goscie. Wystawilam ja na posmiewisko. Widzi pan, Jasper nawet tanczy z panna Selwood!

Martin przygladal sie Julianie. Wygladalo na to, ze jej wspolczuje. Wspolczuje i jest rozczarowany. Na widok tej miny serce jej sie scisnelo i poczula, jak wzbiera w niej gniew. Jak on smial sie nad nia litowac? Odpowiedziala mu wyzywajacym spojrzeniem.

– Jak widze, pana koncepcja rozrywki i moja diametralnie sie od siebie roznia, panie Davencourt. Skoro tak, nie musi sie pan dluzej torturowac, spedzajac czas w moim towarzystwie. Chyba ze chcial mi pan powiedziec cos szczegolnego.

– Jest pewna sprawa – powiedzial powoli. Nie patrzyl na nia; jego spojrzenie spoczywalo na Brandonie, ktory bawil rozmowa jakas ladniutka debiutantke.

– Czy ma to cos wspolnego z pana bratem?

– Ma pani slusznosc. – Wygladal na rozbawionego. – Czyzbym byl tak przezroczysty?

– Jak szklo, panie Davencourt. – Spojrzala na niego. – Chcialby pan, zebym nie podtrzymywala tej znajomosci.

– Naturalnie, ze tak. Brandon jest mlody i podatny na wplywy.

– Nie zauwazylam u niego niczego takiego. Jak na mlodzienca w jego wieku, sprawia wrazenie wyjatkowo dojrzalego.

– On ma – podkreslil wyraznie zdenerwowany Martin – dwadziescia dwa lata, lady Juliano. To tylko mlokos i calkiem traci glowe przy pani.

Miana rozesmiala sie. Czy to nie absurdalne, ze Brandon zwierzal jej sie ze swej milosci do innej damy, podczas gdy Martin obsadzil ja w roli uwodzicielki niewinnych mlodziencow?

– Mlodzi mezczyzni u progu dojrzalosci zawsze sie zakochuja, panie Davencourt – zauwazyla. – Sam pan to mowil, o ile dobrze pamietam. Moze zdazyl pan zapomniec, jak to bylo. W kazdym razie zachowuje sie pan tak, jakby mial pan nie trzydziesci lat, a dziewiecdziesiat piec.

– Bylbym wdzieczny, gdyby pani nie kokietowala Brandona, lady Juliano – powiedzial Martin z godnym uznania spokojem. – To wszystko, o co prosze.

– Rozumiem… – Miana blysnela zebami w usmiechu. – Jaki pan jest przewidywalny, sir. Rozczarowuje mnie pan. Dokladnie to spodziewalam sie uslyszec.

Martin lekko wzruszyl ramionami.

– Chyba nie jest pani zaskoczona?

– Nie, naturalnie, ze nie. – Nie byla zaskoczona, raczej przykro rozczarowana. – Hipokryzja nigdy mnie nie zaskakuje. A wiec inna zasada obowiazuje pana, a inna Brandona? Swoja droga, nie sadze, ze ktokolwiek moglby pana scharakteryzowac jako mlodego i ulegajacego wplywom, panie Davencourt, nawet pana najdrozsi i najbardziej naiwni krewni.

– Naturalnie, ze nie. Pani tez nie jest taka, lady Juliano, dlatego sie rozumiemy.

Odwrocila sie. Poczula sie urazona, zupelnie jakby oczekiwala, ze Martin bedzie mial o niej lepsze zdanie, i rozczarowala sie, ze tak nie jest. A zarazem byla zla na siebie. W koncu to ona dala mu do zrozumienia, ze ugania sie za mezczyznami dla rozrywki. Nie mogla winic go za to, ze jej uwierzyl. Musiala koniecznie wyleczyc sie z tego niewytlumaczalnego pociagu do Martina.

– Bardzo przepraszam – powiedziala. – Widze sir Jaspera Collinga. Bez watpienia mnie szuka, bo jestesmy partnerami w kotylionie. Milej zabawy.

Martin zlapal ja za ramie.

– Chwileczke. Nie obiecala mi pani, ze nie bedzie kokietowac Brandona.

Spojrzala na niego z pogarda.

– Nie i nie zrobie tego. Panski brat jest czarujacy i milo sie z nim rozmawia. Nalezy zalowac, ze pan nie odziedziczyl takich samych cech. Co wiecej, jako dorosly Brandon z pewnoscia po trafi sam podejmowac decyzje. Zegnam, panie Davencourt.

Zdazyla dostrzec blysk gniewu w jego oczach, zanim Martin puscil jej ramie. Odeszla i z miejsca poczula ogromna ulge. W glowie kolatala jej mysl, ze jesli chodzi o Martina Davencourta, wziela na siebie wiecej, niz byla w stanie uradzic. Jako kochanek czy jako przeciwnik – nie byla pewna, kim wlasciwie moglby byc – robil wrazenie.

W polowie drogi przez sale spotkala Brandona. Niosl dwa kieliszki wina i oddychal ciezko, zupelnie jakby sie bardzo spieszyl. Wiedzac, ze Martin ich obserwuje, umyslnie przystanela i wyciagnela reke.

– Dziekuje ci za taniec, Brandonie. – Przysunela sie blizej, tak ze niemal dotykali sie glowami. Byla pewna, ze Martin uzna to za niedopuszczalna zazylosc. Znizyla glos.

– Nalegam, zebys powiedzial bratu o wszystkim. Cokolwiek zrobiles, jestem przekonana, ze on zdola ci pomoc.

Brandon usmiechnal sie do niej blado. Wygladal na zmeczonego.

– Obiecuje, ze sprobuje znalezc odpowiednia chwile, lady Juliano i… – lekko dotknal jej nadgarstka – bardzo pani dziekuje.

Patrzyla, jak Brandon podchodzi do brata i podaje mu jeden z kieliszkow. Martin wzial wino, podziekowal, ale chlodnego spojrzenia ani na moment nie oderwal od Juliany i, choc nie mogla odczytac wyrazu jego twarzy, wiedziala, ze wciaz jest zly. Na te mysl po jej skorze przebiegl lekki dreszcz. Wolno podeszla do Jaspera Collinga, swiadoma, ze Martin obserwuje ja przez cala droge. Nie musiala odwracac glowy, zeby to wiedziec. Czula na sobie jego spojrzenie i to ja niepokoilo.

Colling odwrocil jej uwage. Pociagnal ja za jedwabny rekaw i szepnal:

– Juliano, moja droga, mam dla ciebie pewna propozycje. Na pewno bardzo ci sie spodoba.

Spojrzala na Martina po raz ostatni, po czym usmiechnela sie zniewalajaco do Collinga.

– W takim razie baw mnie, Jasper.