Skandalistka - Cornick Nicola. Страница 29
– Claro…
– Lubie lady Juliane. – Clara popatrzyla na brata badawczo tymi swoimi wielkimi niebieskimi oczami. – Kitty tez ja lubi. I Brandon. Ty tez lubisz lady Juliane, prawda? Widzialam, jak sie w nia wpatrujesz.
Martin przeczesal palcami jasne wlosy.
– Claro, prosze. To nie ma ze soba nic wspolnego. Brandon i ja mozemy przebywac w towarzystwie, ktore jest nieodpowiednie dla was.
– To niesprawiedliwe!
– Ani ty, ani Kitty nie zobaczycie sie wiecej z lady Juliana. Zapadlo milczenie.
– Dlaczego nie? – spytala wreszcie Clara. Martin zmarszczyl czolo.
– Bo ja tak mowie.
Niebieskie oczy Clary patrzyly oskarzycielsko. Nawet Kitty spojrzala na niego z wyrzutem. Przypomnial sobie, ze zawsze sie zloscil, kiedy rodzice odpowiadali w ten sposob na jego pytania. To nie byl wystarczajaco dobry powod, gdy byli dziecmi i wiedzial, ze nie jest dobry teraz.
– Spoznil sie pan dziesiec minut, panie Davencourt – powitala go chlodno Juliana, kiedy pojawil sie ponownie na Portman Square.
– Slucham? – Martin uniosl brwi. Przygotowal sie na walke, a to stwierdzenie, pozornie niemajace nic wspolnego ze sprawa, ktora go tu sprowadzila, nieco zbilo go z tropu.
Juliana ostentacyjnie spojrzala na zegar i policzyla czas na palcach.
– Dziesiec minut na odwiezienie siostr na Laverstock Gardens, piec minut na zawrocenie i dziesiec minut na powrotna droge tutaj. Razem dwadziescia piec minut. Jest pan dziesiec minut spozniony.
Martin przeszedl przez pokoj i stanal przy kominku.
– Skad pani wiedziala, ze wroce? Juliana obrzucila go kpiacym spojrzeniem.
– No, no, panie Davencourt! Wiedzialam, ze pan musi po wiedziec te wszystkie rzeczy, ktorych nie mogl pan wypowiedziec w obecnosci panskich siostr.
Pozwolil sobie na lekki usmiech. Podziwial jej zimna krew. Jakkolwiek robila wrazenie calkowicie opanowanej, z pulsu bijacego w zaglebieniu ponizej szyi, tuz nad srebrnym polksiezycem, wnioskowal, ze tak nie jest. Kiedy uswiadomil sobie, ze wpatruje sie w Juliane, z trudem oderwal wzrok.
– Czy moglaby mnie pani oswiecic, o czym musimy porozmawiac? – zachecil lagodnie.
Juliana z gracja wzruszyla ramionami.
– Skoro ma to panu zaoszczedzic trudu. Jak brzmialo to zda nie, ktorym posluzyl sie pan wczesniej? – Wyprostowala sie. – ”Chcialbym, zeby trzymala sie pani z dala od moich siostr. Sa mlode i podatne na wplywy, a ja nie zycze sobie, zeby ulegly pani zlym wplywom”.
Martin zmierzyl ja wzrokiem.
– Dziekuje. Sadze, ze zacytowala to pani niemal w doslownym brzmieniu.
– Mysle, ze tak. Czy powiedzial pan Kitty i Clarze, zeby trzymaly sie ode mnie z daleka, panie Davencourt? W koncu to one do mnie przyszly, nie na odwrot.
– Zdaje sobie z tego sprawe. To sie wiecej nie powtorzy. Juliana odwrocila sie. W jej glosie wyczuwalo sie gryzacy sarkazm.
– Na pewno odczul pan ulge, widzac, ze Kitty i Clara przykladnie popijaja herbate, panie Davencourt, a nie oddaja sie rozpuscie, z ktorej slynie ten dom.
– Odczulem ulge, rzeczywiscie, ale nie bylem zaskoczony – odpowiedzial Martin z rownie zimna krwia. – Nie sadzilem, ze dziewczeta znalazly sie w jaskini rozpusty, lady Juliano. To za mocno powiedziane. Przyznaje jednak, ze wolalbym, by mialy na tyle rozsadku, aby wiedziec, ze przychodzenie tutaj jest niestosowne.
Juliana skrzywila sie.
– Niestosowne. Co za przeklete slowo. Uznalam, ze oby dwie panskie siostry sa zachwycajacym towarzystwem, panie Davencourt. W przeciwienstwie do pana nie cierpia na nadmiar dezaprobaty.
Martin poczul sie w najwyzszym stopniu poirytowany.
– Lady Juliano, czy obieca mi pani, ze w przyszlosci nie bedzie sie pani zblizac ani do Kitty, ani do Clary?
– Czy obiecam? – Juliana podeszla blizej, przekrzywila glowe i przygladala sie uwaznie jego twarzy. Poczul sie lekko wytracony z rownowagi tym badaniem. – Jaka wage przywiazuje pan do mojej obietnicy, panie Davencourt?
Martin przestapil z nogi na noge.
– Chcialbym wierzyc, ze jej pani dotrzyma.
– Ale?
– Ale po epizodzie w Hyde Parku nie wiem, w jakim stopniu moge pani zaufac. Owszem, powiedziala pani, ze pani tego zaluje, lecz…
– Lecz?
– Zawsze jest mozliwosc, ze moze pani zrobic cos podobnego w przyszlosci. Jest pani nieprzewidywalna, lady Juliano.
– Az do szalenstwa, chcial pan powiedziec. – Juliana skrzywila sie. Martin odniosl wrazenie, ze ja zranil, choc wyraz jej twarzy tego nie zdradzal. Odsunela sie od niego.
– Nie mozna pana winic za szczerosc, panie Davencourt. Pan jest uczciwy az do okrucienstwa. Coz, niech nie bedzie nieporozumien. Ja nie zblize sie do panskich siostr, jesli jednak beda chcialy zamienic ze mna pare slow, z pewnoscia nie kaze im odejsc. Lubie Kitty i Clare, panie Davencourt i sadze, ze potrzebuja… kogos, z kim moglyby porozmawiac.
Martin odczuwal wscieklosc na mysl o tym, w jaki sposob tocza sie sprawy, i dokuczliwy lek, ze ona ma racje. Poczynil niewielkie postepy, rozmawiajac z Kitty i Clara wczesniej. Przypominalo to brodzenie w syropie z melasy i przesladowalo go uporczywe wrazenie, ze cos pominal.
– Nie chce, zeby ta osoba byla pani, lady Juliano.
– Nie? Panska przyszla zona bylaby odpowiedniejsza, jak mniemam?
– Istotnie.
– A czemuz to, panie Davencourt? Prosze to z siebie wyrzucic. Niech sie pan nie krepuje.
Martin patrzyl wprost na nia.
– Myslalem, ze to jasne. Od sluzenia za wzor bedzie moja przyszla zona. Pani jest…
– Tak?
– Nie chodzi o to, ze wierze, iz pani z rozmyslem wywarlaby na nie zly wplyw, lady Juliano. Uwazam, ze jest pani na tyle uczciwa, by nie sprowadzac moich siostr na manowce celowo.
– Dziekuje. – Spojrzenie blyszczacych oczu Juliany wbijalo sie w niego, nie pozwalajac mu ruszyc sie z miejsca. – Jednak mimo wszystko nie podejmie pan ryzyka i nie pozwoli im pan sie ze mna widywac.
Martin nieznacznie rozlozyl rece.
– Na pewno zdaje sobie pani sprawe, jak odebraliby to inni! Nie chodzi tu o moja opinie o pani, ale o opinie calej naszej sfery. Jesli ktokolwiek zobaczy, ze Kitty i Clara spedzaja czas w pani towarzystwie, z pewnoscia zaszkodzi to ich reputacji.
Juliana odwrocila sie od niego, szeleszczac jedwabiem. Martin wzial gleboki oddech. Czul taki sam zal jak wowczas, kiedy znalazl ja placzaca na korytarzu na balu u lady Babbacombe. Zapragnal wziac ja w objecia i pocieszyc, a jednak nie mogl tego zrobic. Oboje wiedzieli, ze to, co powiedzial, bylo prawda.
– Chce tylko chronic Kitty i Clare – dodal.
– Tak, rozumiem to… – Juliana pochylila glowe, a kiedy znow ja uniosla, jej oczy byly calkiem suche. – Najlepiej bedzie, jak pan szybko znajdzie sobie zone, panie Davencourt. Panskie siostry potrzebuja kogos, kto by sluzyl im rada.
– I pomyslaly o pani? – Slowa wyrwaly mu sie, zanim Martin zdolal je powstrzymac. Wydalo mu sie, ze Juliana sie wzdrygnela, nie byl jednak pewny.
– Coz, pana o to nie poprosily – zauwazyla. – Swoja droga, to dowodzi tylko ich rozsadku. Co pan wie o damskiej modzie, panie Davencourt? Czy wie pan, jakie rekawiczki pasuja do sukni spacerowej, a jakie do wieczorowej? Co powiedzialby pan mlodej damie, ktora wbila sobie do glowy, ze nie chce wyjsc za maz? Albo takiej, ktora uwaza, ze chce, ale wybrala nieodpowiedniego kandydata?
Martinowi zrobilo sie zimno.
– Chce pani powiedziec, ze moje siostry sa zakochane? Juliana usmiechnela sie pogodnie.
– Alez nie, panie Davencourt. Gdyby jednak byly, czy wie dzialby pan, co im doradzic? – Napotkala jego wzrok. – Choc nie chca rozmawiac z panem, postanowily komus sie zwierzyc i wybraly mnie. To powinno panu dac do myslenia. Do widzenia, panie Davencourt.
Po odejsciu Martina Julianie zrobilo sie zimno. Dom, ktory rozbrzmiewal smiechem podczas wizyty Kitty i Clary, teraz wydawal sie bardzo cichy. I opustoszaly.
Poslala po pokojowke i polecila jej napalic w kominku, po czym usiadla nieopodal, probujac sie rozgrzac. Usilowala sobie wmowic, ze nie ma znaczenia, ze juz nie zobaczy Kitty i Clary, ze nie obchodzi jej rodzina Davencourtow, ale nagle te slowa wydaly jej sie nieszczere. Z przerazeniem uswiadomila sobie, ze mimo tak krotkiej znajomosci bardzo sie do nich przywiazala. Naprawde jej na nich zalezalo.
Zadrzala. Bardzo glupio postapila, zaczynajac wierzyc, ze moze zapuscic korzenie w zyciu rodzenstwa Martina. Nie zdawala sobie sprawy, ze cos takiego chodzi jej po glowie, dopoki Martin nie odebral jej tego wszystkiego. A teraz czula sie osamotniona. To bylo glupie, niemniej prawdziwe.
Zerwala sie i zaczela przerzucac zaproszenia lezace na kominku. Ostatnimi czasy troche zaniedbala starych przyjaciol. Wciaz jednak mogla do nich powrocic. Emma Wren wydawala tego wieczoru kolacje i mogloby byc zabawnie.
Usiadla ponownie, zaproszenia wypadly jej z reki. Nie chciala siedziec i grac w karty w przegrzanych pokojach Emmy, sluchac zlosliwych plotek, zbywac dwuznacznych uwag Jaspera Collinga i jemu podobnych. Chciala byc w sali balowej lady Eaton, probowac szukac kawalera dla Kitty, obserwowac, jak Clara doprowadza do zawarcia znajomosci z ksieciem Fleet, co z pewnoscia uczyni, i zgadywac, w kim skrycie kocha sie Brandon. Nie byla jednak czescia tego wszystkiego. Nigdy tak nie bylo, a Martin tylko jej o tym przypomnial.
Wstala i pociagnela za tasme dzwonka, zeby przywolac Hattie. Jesli wieczorne przyjecie u Emmy bylo jedyna atrakcja w ofercie, w takim razie bedzie musialo wystarczyc.