Tajemnica Srebrnego Paj?ka - Hitchcock Alfred. Страница 16

Rozdzial 10. Niebezpieczne lowy

Opuszczali wartownie z zachowaniem wszelkich srodkow ostroznosci. Pozbierali papiery z kanapek i wetkneli je w kieszenie, by nie zostawic zadnych sladow. Czekali, az wszyscy w palacu uloza sie do snu.

– Czekalismy dosc dlugo – zerwal sie wreszcie Rudi. – Mam tu jeszcze dwie male latarki. Jedna wez ty, Jupiter, druga Pete. Uzywajcie ich tylko w razie koniecznosci. Pojde pierwszy, Elena na koncu. W droge.

Jedno za drugim ruszyli przez dach. Niebo, zaciagniete ciezkimi chmurami, bylo czarne. Zaczely padac wielkie krople deszczu.

Zeszli ostroznie po waskich schodach, zatrzymujac sie i nasluchujac. Panowala cisza. Posuwali sie niemal po omacku, wiedzeni slaba poswiata latarki Rudiego, ktora zapalala sie i gasla jak robaczek swietojanski.

Przeszli wzdluz korytarza, nastepnymi schodami w dol i znowu innym korytarzem. Chlopcy czuli sie zupelnie zagubieni, lecz Rudi dobrze znal droge. Zaprowadzil ich do jakiegos pokoju i zaryglowal drzwi.

– Tu mozemy chwile odpoczac – powiedzial. – Jak dotad poszlo dobrze, ale to byla najlatwiejsza czesc zadania. Odtad bedzie niebezpiecznie. Co prawda nie sadze, by szukali was nadal w palacu, ale mozemy wpasc na nich niespodzianie. A wiec najpierw lowy na pajaka, a potem, nawet jesli go nie znajdziemy, musimy przedostac sie do piwnic. Stamtad do lochow i wreszcie do kanalow. Dalsza droge odbedziemy kanalami i te czesc przeprawy zaplanowalismy juz z Elena. Wyjdziemy z kanalow w poblizu ambasady amerykanskiej. Gdy juz sie tam bezpiecznie schronicie, Bardowie rozkleja po miescie afisze, gloszace, ze ksiaze Djaro jest w niebezpieczenstwie, gdyz ksiaze Stefan uzurpuje sobie prawo do tronu. A potem… potem kto wie, co sie stanie. Mozemy tylko zywic nadzieje. Mam ze soba line. Zejdziemy po niej przez okno na balkon. Elena ma druga line, ktora w razie czego moze sie przydac.

Umocowal line, przerzucil ja przez okno i pierwszy zsunal sie po niej. Gdy dal im znak, ze jest juz na balkonie, ruszyl Pete i Jupiter.

Bob i Elena zostali przy oknie wpatrujac sie w ciemnosc ponizej. Widzieli tanczace po balkonie swiatelko latarki. Zapewne tamci szukali pajaka. Mogl przeciez wypasc Bobowi z kieszeni przy upadku. Wreszcie latarka zgasla.

– Chodzcie na dol – szepnal Rudi.

Bob i Elena zsuneli sie po linie i zostawili ja zwieszona, by moc po niej wrocic. Stloczyli sie ciasno na balkonie, wsrod zupelnych ciemnosci.

– Tu pajaka nie ma – szepnal Rudi. – Moglo sie zdarzyc, ze sie zesliznal w dol, do rzeki, ale w to watpie. Moim zdaniem Bob upuscil go, gdy wybiegal na balkon z waszego pokoju.

Rozpoczeli wedrowke po gzymsie. Mial zaokraglona krawedz i kazdy nieostrozny krok mogl ich poslac do plynacej w dole cichej i czarnej rzeki. Uczepieni sciany posuwali sie ostroznie naprzod. Rudi zatrzymywal sie co pare krokow i omiatal swiatlem latarki gzyms przed soba. Pajaka jednak nie bylo i z pustymi rekami dotarli do balkonu pokoju chlopcow.

Rudi sprawdzil najpierw ostroznie, czy pokoj jest pusty. Nastepnie Elena i chlopcy przycupneli na balustradzie, a Rudi przebadal przy swietle latarki kazdy centymetr balkonu.

– Nie. Tu rowniez nie ma pajaka.

– Co teraz robimy? – zapytal szeptem Pete.

– Idziemy do srodka – odpowiedzial spiesznie Jupiter. – Trzeba przeszukac pokoj.

Jedno za drugim rozeszli sie cicho do pokoju i staneli nasluchujac. Cisza byla tak gleboka, jakby caly palac wstrzymywal oddech. Zaklocalo ja jedynie cykanie swierszcza.

– Swierszcz w pokoju zwiastuje szczescie, jak mi sie zdaje – szepnal Pete. – Nam by sie ono przydalo.

– Mowiles, Bob, ze biegales po pokoju ze srebrnym pajakiem w rece – powiedziala cicho Elena. – Mogles go gdzies upuscic. Musimy przeszukac caly pokoj. Przejdziemy go na kolanach i zapalimy tylko nasze latarki. Nie mozemy ryzykowac, zeby zobaczyli swiatlo z zewnatrz.

Podzielili pokoj miedzy siebie i kazde zaczelo na czworakach przeszukiwac swoja czesc. Bob nie mial latarki, szukal wiec pajaka wraz z Jupe'em. Wtem cos zalsnilo w swietle latarki. Znalezli!

Bob podniosl blyszczacy przedmiot i ogarnelo go tak silne rozczarowanie, ze poczul w ustach jego gorzki smak. Byl to tylko kawalek folii aluminiowej z opakowania rolki filmu.

Po tym falszywym alarmie, wrocili do dalszych poszukiwan. Bob wczolgal sie nawet pod lozko. Jupiter poswiecil mu tam latarka i wtedy malutkie, ciemne stworzenie skoczylo w poplochu.

– Krik! – zacykalo. – Krik!

Wystraszyli swierszcza. Jupe skierowal na niego swiatlo latarki. Zobaczyli, ze skoczyl wprost w pajeczyne, wciaz rozpieta w rogu.

Swierszcz desperacko staral sie wydostac z pajeczyny, ale tylko zaplatywal sie w niej bardziej. Dwa pajaki obserwowaly go ze szpary miedzy podloga a boazeria. Wtem jeden z nich wybiegl, przesliznal sie po pajeczynie i zaczal otaczac swierszcza lepka nicia. Po chwili wiezien byl bezsilny.

Bob powstrzymal sie od checi uwolnienia swierszcza. Laczyloby sie to ze zniszczeniem pajeczyny, moze nawet musialby zabic pajaka, a przeciez byl to w Waranii symbol powodzenia.

– Mowiles, ze swierszcz w pokoju to szczescie – szepnal do Jupe'a. – Wyraznie nie dla niego. Miejmy tylko nadzieje, ze nie podzielimy jego losu.

Jupiter milczal. Obaj wyczolgali sie spod lozka i dolaczyli do reszty. Zebrali sie przy szafie, ktora przeszukiwali Rudi i Pete.

– Moze Bob w koncu schowal gdzies srebrnego pajaka – szepnal Jupiter. – Gdyby go po prostu upuscil, juz bysmy go znalezli. Chyba ze gwardzisci go znalezli wczoraj.

– Nie, nie znalezli – odpowiedzial cicho Rudi. – Ksiaze Stefan jest wsciekly. Promienialby, gdyby mial pajaka. Wiec chyba Bob go schowal. Moze chociaz pamietasz, Bob, czy go schowales?

Bob pokrecil glowa przeczaco. Nie mogl sobie przypomniec niczego, co dotyczylo srebrnego pajaka.

– No coz, bedziemy szukac – powiedzial Rudi. – Przetrzasnijmy walizki. Elena, sprawdz pod materacem i pod poduszkami. Bob mogl go tam wetknac, jesli nie znalazl lepszego miejsca.

Pete i Jupiter przeszukali walizki, Elena lozko. Wciaz bez rezultatu.

– Nie ma go tu – powiedzial Rudi, gdy zebrali sie bezradnie na srodku pokoju. – Mysmy go nie znalezli, gwardzisci go nie znalezli, przepadl. Obawiam sie, ze Bob wybiegl z nim na balkon i wypuscil go, gdy wdrapywal sie na gzyms. Nie rozumiem tylko, dlaczego go nie znaleziono na dziedzincu.

– Co powinnismy teraz zrobic, Rudi? – zapytal Jupiter. Zazwyczaj Jupe przewodzil w ich poczynaniach, teraz jednak ustapil miejsca Rudiemu. Byl starszy i dobrze znal teren.

– Wszystko, co mozemy zrobic, to zaprowadzic was w bezpieczne miejsce – szepnal Rudi. – Wracamy.

W tym momencie drzwi otworzyly sie na osciez i pokoj zalalo swiatlo, Dwaj mezczyzni w szkarlatnych mundurach strazy palacowej wbiegli do srodka.

– Stac! – krzyczeli. – Jestescie aresztowani! Zlapalismy amerykanskich szpiegow!

W pokoju zakotlowalo sie. Rudi rzucil sie na gwardzistow.

– Elena! – wrzasnal. – Zabierz ich stad! Mnie zostawcie!

– Chodzcie! – zawolala Elena, pedzac ku drzwiom balkonowym. – Za mna!

Bob nie mogl sie przedostac do drzwi balkonowych. Kiedy Rudi rzucil sie na jednego z gwardzistow z zamiarem zwalenia go z nog, drugi chwycil za kolnierz Jupitera. Obie walczace pary upadly na podloge, a Bob znalazl sie miedzy nimi. Ciezkie ciala mocujacych sie sciely go z nog i przygniotly. Padajac, ponownie wyrznal glowa o podloge. Dywan zlagodzil upadek, ale uderzenie w glowe bylo mocne. Bob po raz drugi stracil przytomnosc.