Tajemnica Srebrnego Paj?ka - Hitchcock Alfred. Страница 5

Rozdzial 2. Niespodziewane zaproszenie

Kilka dni pozniej Trzej Detektywi siedzieli w swej Kwaterze Glownej, czyli przerobionej przyczepie kempingowej, ukrytej wsrod stert rupieci i zlomu zalegajacych sklad Jonesa. Bob czytal wlasnie list, ktory nadszedl w porannej poczcie – pewna pani z Malibu Beach prosila, by znalezli jej zaginionego psa – gdy zadzwonil telefon.

Byl to ich wlasny telefon i oplacali go z zarobionych u Tytusa Jonesa pieniedzy. Nieczesto dzwonil. Gdy to sie zdarzalo, nieodmiennie oznaczalo jakies emocje. Jupiter porwal sluchawke.

– Halo, tu Trzej Detektywi. Mowi Jupiter Jones.

– Dzien dobry, Jupiterku – zagrzmial z podlaczonego do telefonu glosnika gleboki glos Alfreda Hitchcocka. – Ciesze sie, ze cie zastalem. Chcialem dac ci znac, ze niebawem bedziesz mial goscia.

– Goscia? – powtorzyl Jupiter. – Czy chodzi o jakas tajemnicza sprawe, prosze pana?

– Nic wiecej nie moge ci powiedziec – odparl Alfred Hitchcock. – Zostalem zobowiazany do dyskrecji. Odbylem dluga rozmowe z ta osoba i zarekomendowalem was goraco. Otrzymacie zaskakujace zaproszenie. Chcialem was tylko uprzedzic. A teraz musze sie juz pozegnac.

Rozmowa byla skonczona i Jupe odlozyl sluchawke. Chlopcy wymienili spojrzenia.

– Myslicie, ze to nowa sprawa dla nas? – zapytal Bob.

I wlasnie w tym momencie przez otwarty lufcik przyczepy dobieglo ich gromkie wolanie Matyldy Jones, ciotki Jupe'a.

– Jupiter! Chodz tu zaraz! Ktos do ciebie!

Po chwili chlopcy czolgali sie przez Tunel Drugi. Byla to duza rura, ktora prowadzila spod otworu w podlodze przyczepy do sekretnego wejscia w pracowni Jupe'a. Stad, przeciskajac sie miedzy stertami rupieci, w minute dotarli do biura skladu.

Przed biurem stal maly samochod, a obok niego mlody mezczyzna. Poznali go natychmiast. Byl to Amerykanin, eskortujacy ksiecia Djaro owego dnia, gdy omal nie doszlo do kraksy.

– Jak sie macie – powiedzial. – Pewnie nie spodziewaliscie sie zobaczyc mnie znowu. Pozwolcie, ze tym razem sie przedstawie. Jestem Bert Young, oto moja legitymacja.

Pokazal im karte, wygladajaca jak legitymacja sluzbowa, po czym wsunal ja z powrotem do portfela.

– Jestem tu w oficjalnej sprawie rzadowej. Gdzie mozemy porozmawiac poufnie?

– Tam, w glebi – odpowiedzial Jupiter, wytrzeszczajac z lekka oczy.

Agent rzadowy chce rozmawiac z nimi poufnie. W dodatku niewatpliwie wypytywal o nich Alfreda Hitchcocka. O co moze chodzic?

Poprowadzil goscia do swej pracowni. Wyszukal dwa stare krzesla, a Bob i Pete usiedli na skrzyni.

– Domyslacie sie moze, dlaczego tu jestem – powiedzial Bert Young.

Nie mieli pojecia, czekali wiec na jego dalsze slowa.

– Chodzi o ksiecia Waranii, Djaro.

– Ksiaze Djaro! – wykrzyknal Bob. – Co u niego slychac?

– Miewa sie dobrze i przesyla wam pozdrowienia. Rozmawialem z nim dwa dni temu. Otoz chcialby, zebyscie wszyscy trzej przyjechali do niego i zostali przez dwa tygodnie, az do jego koronacji.

– O rany! – zawolal Pete. – Jechac tak daleko, do Europy? Jest pan pewien, ze mu o nas chodzi?

– O was i tylko o was – odparl Young. – Zdaje sie, ze od wyprawy do Disneylandu uwaza was za swoich prawdziwych przyjaciol. Nie ma ich wielu. W Waranii trudno mu odroznic prawdziwych przyjaciol od tych, ktorzy mu tylko schlebiaja, bo jest ksieciem. Was jest pewien. Pragnalby miec teraz przy sobie przyjazne dusze, dlatego was zaprasza. Powiem wam prawde: to ja postaralem sie, zeby wpadl na ten pomysl.

– Pan? – zdziwil sie Bob. – Dlaczego?

– A wiec – odpowiedzial Bert Young – tak to wyglada. Warania jest spokojnym panstwem. Jest neutralna jak Szwajcaria. Stany Zjednoczone to zadowala, oznacza bowiem, ze Warania nie udziela pomocy zadnemu nieprzyjaznemu panstwu.

– Jakiej pomocy moze komukolwiek udzielic tak maly kraj jak Warania? – odezwal sie wreszcie Jupiter.

– Bylbys zaskoczony. Moze na przyklad dopuscic, by powstal tam osrodek dzialan szpiegowskich. Ale nie bede sie wdawal w szczegoly. Istotne jest, czy przyjmujecie zaproszenie ksiecia?

Chlopcy zawahali sie. Oczywiscie chcieliby pojechac, ale nie wszystko bylo takie proste. Po pierwsze, zgoda rodzicow, po drugie, pieniadze, nie mowiac juz o paszportach. Bert Young rozwial ich watpliwosci.

– Porozmawiam z waszymi rodzicami – powiedzial. – Mysle, ze uda mi sie przekonac ich, ze bedziecie pod dobra opieka. Po pierwsze, ja sam tam bede i zajme sie wami. Bedziecie goscmi ksiecia. Po drugie, rzad wyda wam paszporty, oplaci przelot i zaopatrzy w pieniadze na drobne wydatki. Chcemy, byscie sie zachowywali jak typowi amerykanscy turysci lub powiedzmy tak, jak ich sobie wyobrazaja Waranianie. To znaczy bedziecie sobie kupowali pamiatki, robili zdjecia…

Bob i Pete byli zbyt uradowani, by miec jakies watpliwosci. Jupiter jednak zmarszczyl czolo.

– Dlaczego rzad mialby dla nas zrobic to wszystko? Przeciez nie ze wspanialomyslnosci. Rzady nie bywaja tak hojne.

– Alfred Hitchcock powiedzial, ze jestes inteligentny – zasmial sie Bert Young. – Z przyjemnoscia stwierdzam, ze ma racje. Prawda jest taka, ze rzad chce was zatrudnic jako tajnych agentow w Waranii.

– Chce pan powiedziec, ze mamy szpiegowac ksiecia Djaro? – zapytal z oburzeniem Pete.

Bert Young potrzasnal glowa.

– Absolutnie nie. Ale miejcie oczy otwarte i jesli tylko zobaczycie lub uslyszycie cos podejrzanego, dajcie mi natychmiast znac.

– Wydaje mi sie to dziwne – powiedzial Jupiter powaznie. – Myslalem, ze rzad ma swoje zrodla informacji, ktore…

– Jestesmy tylko ludzmi – przerwal mu Bert Young. – Zdobywanie informacji w Waranii jest trudne. Widzisz, Waranianie to bardzo dumni ludzie. Nie godza sie na wyswiadczanie uslug obcokrajowcom i czuja sie dotknieci, gdy im sie cos takiego proponuje. Cenia sobie wysoko swoja neutralnosc. Tym niemniej doszly nas sluchy, ze szykuje sie tam cos niedobrego. Prosze was, byscie trzymali to w glebokiej tajemnicy. – Popatrzyl uwaznie na kazdego z chlopcow.

Kiwneli z powaga glowami.

– Dobrze. Podziele sie z wami naszymi podejrzeniami. Odnosimy wrazenie, ze regent, ksiaze Stefan, jest nieuczciwy. Ma sprawowac rzady do chwili koronacji ksiecia Djaro i mozliwe, ze nie zechce do tej koronacji dopuscic. Ksiaze Stefan, premier i cala Rada Najwyzsza, odpowiednik naszego Kongresu, postepuja bardzo przebiegle. Wydaje nam sie jednak, ze moga uniemozliwic Djaro objecie wladzy.

– Jest to wlasciwie – kontynuowal Young – wewnetrzna sprawa panstwa i nie powinnismy sie wtracac. Kraza jednak pogloski, ze zamiary ksiecia Stefana ida znacznie dalej. Na tym urywaja sie nasze informacje. Musimy wiedziec, do czego zmierza ksiaze Stefan. Jesli zamieszkacie na miejscu, w palacu, kto wie, moze uda wam sie uzyskac jakies wiadomosci. Nikt z nas nie jest w stanie zblizyc sie z Waranianami na tyle, zeby dowiedziec sie prawdy. Byc moze Djaro cos wie, jest zbyt dumny, by prosic o pomoc, ale zwierzy sie wam. Byc moze ktos z jego otoczenia, traktujac was jak zwykle dzieciaki, powie cos nieostroznie. Czy podejmiecie sie tego zadania?

Bob i Pete pozostawili podjecie decyzji Jupe'owi, jako glowie ich zespolu. Jupe zastanawial sie chwile, wreszcie skinal potakujaco.

– Jesli to, czego od nas wymagacie, pomoze Djaro, podejmujemy sie. Oczywiscie, jesli nasze rodziny sie zgodza. Dalismy Djaro slowo, ze bedziemy jego przyjaciolmi, i zrobimy wszystko, zeby go nie zawiesc.

– Oto co chcialem uslyszec! – ucieszyl sie Bert Young. – Tylko jedna rada. Nie mowcie Djaro o naszych podejrzeniach. Starajcie sie w miare moznosci, zeby on sam wam jak najwiecej powiedzial. Nie dopusccie tez, by ktokolwiek domyslil sie, po co tam jestescie. Niemal wszyscy Waranianie sa lojalni wobec Djaro. Uwielbiali jego ojca, ktory osiem lat temu zginal w wypadku na polowaniu. Ksiaze Stefan jest nielubiany. Lecz jesli Waranianie zwietrza, ze szpiegujecie, nawet w dobrych intencjach, podniosa straszna wrzawe. Tak wiec, miejcie oczy i uszy otwarte, ale usta zamkniete. Rozumiecie? Swietnie, koledzy, do roboty!