Tomek w grobowcach faraon?w - Szklarski Alfred. Страница 40
– Moze starczy… – westchnal Nowicki. – A potem…
– Jesli nie dojdziemy do studni… – zaczal Tomasz, ale rzuciwszy okiem na Patryka, dokonczyl inaczej niz zamierzal: -… to bedziemy musieli znalezc wode!
– Wedle naszych porywaczy nie wchodzilo to w rachube – mruknal Nowicki.
– To dlaczego zostawili nam gurte? – Tomek, jak mogl, ratowal sytuacje.
– Zakpili sobie… To ludzie z fantazja – odparl marynarz.
– Szkoda tylko, ze z fantazja na tak niewiele litrow. Ja mialbym wieksza – uparcie zartowal Tomek, ktoremu zal bylo chlopca.
Ale to wlasnie Patryk w koncu ich ponaglil.
– Wujku! Chodzmy juz – zazadal bardzo zdecydowanie.
– Ruszajmy! – rzekl Tomek. – Nie mozemy zabladzic.
– Z pewnoscia nie zabladzimy. – Nowicki, ktoremu dostalo sie najwiecej, z twarza naznaczona sladami walki, usmiechnal sie do Patryka. – Lepiej jednak dobrze pomyslmy, nim wyruszymy.
– Najlepiej isc prosto na wschod! – rzekl Tomek. – Chociaz niekoniecznie. Nie wiem, Tadku, czy pamietasz mape. Otoz w okolicach Nag Hammadi Nil skreca dokladnie na wschod i plynie w tym kierunku az do Kina, jakies 70 kilometrow. Potem lagodnym lukiem zawraca w kierunku zachodnim, by niedaleko Luksoru podjac znow swoja wedrowke…
– Myslisz, ze jestesmy jakby wewnatrz tego luku?
– Oczywiscie! Zamiast na wschod, mozemy wiec udac sie na polnoc i dotrzec w rejon Nag Hammadi.
Nowicki przez chwile milczal.
– Nie wiem czy to dobry pomysl – rzekl wreszcie. – Moim zdaniem, lepiej wracac po wlasnych sladach.
– Jest jeszcze jedno – Tomek powiedzial to z pewnym naciskiem. – Nie wiem czy zauwazyles… Gdy pedzilismy przez pustynie, mijalismy dwa, czy trzy wyschniete uady [125] , wyschniete koryta pustynnych potokow. Jakis czas jechalismy dnem jednego z nich. Wszystkie biegly z poludnia na polnoc. Idac wzdluz nich, dojdziemy do Nilu…
– Tak – mruknal Nowicki. – Byle tylko najpierw je znalezc. Niespodziewanie wlaczyl sie Patryk.
– Wujku… Wiem jak. Tu wszedzie piasek… Ale za ta wydma, dobrze pamietani… drzewo… A od drzewa, widac wszystko daleko. Tam jest taka skala. Minelismy ja z prawej strony. A potem…
– Wspaniale, chlopcze! – zdumiony Tomek przerwal Patrykowi, ktory opisujac droge, pelen przejecia, pomagal sobie rekami.
I Tomek i Nowicki byli jednakowo zdziwieni. Wiedzieli, ze chlopiec jest wiecej niz spostrzegawczy, ale zeby w pelnych strachu chwilach pamietal o takich szczegolach?
– Zatem ruszajmy!
– I jak mawial moj dziadek spod Jablonny: “Niech Bog nam dopomoze” – dodal Nowicki.
Ze szczytu wydmy rzeczywiscie ujrzeli zgrupowanie niskopiennych krzewow.
– Moze trudno to uznac za drzewo – usmiechnal sie Tomek. – Ale, z braku laku…
– Och, wystarczy, zeby mialy troche wilgoci… – wzdychal Nowicki. Probowali dobrac sie do wnetrza suchorosli [126] , ale uniemozliwil im to bardzo gruby pancerz z ziaren piasku, twardy i nielamliwy. Zrezygnowali i postanowili kilka godzin odpoczac. Zanim przytulili sie do siebie i sprobowali zasnac, Tomek wyjal chustke do nosa i rozlozyl na powierzchni piasku. Za jego rada uczynili to samo. Gdy po parogodzinnym odpoczynku ruszali dalej, chustki na skutek gwaltownego, nocnego ochlodzenia, nasiakly rosa i z kazdej udalo sie wyzac doslownie kilka kropel.
Noc byla jasna. Ksiezyc bladym swiatlem oswietlal droge. Patryk pewnie wskazywal droge. Tak jak zapowiadal, w dali wystrzelala w niebo ostra iglica skalna. Raznym krokiem ruszyli na wschod. Do switu opuscili diuny piaskowe i znalezli sie w przetkanej piaskami hamadzie.
Tomek szedl pierwszy, co chwila ustalajac z Nowickim i Patrykiem kierunek.
– Musieli jechac jakims znanym, przejezdnym szlakiem, bo nie utkneli i nie zawracali nigdzie – powiedzial.
– Szkoda, ze go nie oznakowali – mruknal marynarz.
– Oznakowala za to natura, prawda Patryku? – spytal Tomek.
– Musimy isc tam – powiedzial chlopiec, wskazujac nieco na poludnie. Tam gdzie te dwa duze kamienie.
Swit zastal ich przy owych skalkach, miedzy ktorymi wiodl slad wyschnietego potoku. Gdy usiedli, tuz obok nich przemknal gekkon [127] . Zauwazyli tez skoczka [128] .
– Jesli sa tu zwierzeta, jest z pewnoscia i woda.
– Woda i woda… Tylko o niej mowa, do stu fontann wielorybich. Musze troche sie zdrzemnac – rzekl Nowicki. – Strasznie chce mi sie pic.
Tomek spojrzal na niego z niepokojem. Sam czul sie znosnie. Patryk, caly skupiony na swojej roli przewodnika, tez nie wygladal najgorzej. Nowicki za to cierpial widocznie. Jego poteznie zbudowane cialo pocilo sie podwojnie i podwojnie wystawione bylo na sloneczny zar. Tomek postanowil przydzielic mu dodatkowy lyk wody.
Marynarz przechylil gurte. W tej samej chwili uslyszeli lopot skrzydel. Przelecialo nad nimi stado stepowek [129] .
– Ptaki tez wskazuja droge na poludnie – powiedzial Tomek. – Zostancie tu i czekajcie az wroce.
Nowicki, jakby zobojetnialy, skinal glowa, powoli usypiajac. Patryk chcial jednak towarzyszyc Tomkowi. Obaj ruszyli wiec sladem uadi i lecacych ptakow. Wyschle koryto bylo jedyna rozpadlina w zasiegu wzroku. Robilo sie coraz jasniej i wkrotce zza horyzontu wynurzylo sie slonce, niemal natychmiast podnoszac temperature o kilka stopni. Po polgodzinnym marszu, doszli do zalomu koryta. Teren wyraznie sie tu obnizal i wznosil dopiero za zakretem.
– Wujku – powiedzial Patryk, tu musi gdzies byc woda.
– Cicho – odrzekl Tomek, chwytajac go za reke. – Cicho! Nadsluchiwal przez chwile.
– Nic nie slyszysz Patryku? – spytal. Chlopiec przeczaco pokrecil glowa.
– Zdawalo mi sie, ze brzeczy komar…
Teraz uslyszeli wyraznie. Nad ich glowami pojawil sie ni stad ni z owad caly roj tych owadow.
– Hej, chlopcze! Juz dawno nie slyszalem tak cudownej muzyki!
– zawolal Tomek.
– To woda! Musi, musi tu byc – radosnie wtorowal mu Patryk.
– Chodzmy!!!
Tomek ruszyl za nim. Chlopiec zszedl do najnizej polozonej czesci koryta. Wyciagnal przed siebie rece, jakby szukajac czegos po omacku.
– Tutaj! Tutaj! – zawolal wreszcie, wskazujac w samym rogu, na stromym brzegu ostrego zakretu miejsce zarosniete skapa, pozolkla roslinnoscia. Piasek byl gleboko rozgrzebany w wielu miejscach. Gdy podeszli blizej, z jednego z glebszych wykopow ulecialo w gore kilka stepowek.
– One tez szukaja wody – domyslil sie Tomek. – Nie do wiary, ze potrafily porobic tak glebokie wykopy…
Rozpoczeli zmudna prace, poglebiajac rozpadline. Rosla suchosc w gardle, dokuczal upal. Na szczescie stromy brzeg zaslanial ich od slonca tak, ze pracowali w cieniu. Ale tuz po wschodzie zaczal wiac dosc ostry wiatr. Nie tylko niweczyl ich prace, zasypujac szeroki otwor, ale unosil tumany pustynnego pylu i powodowal sucha mgle, tak gesta, ze Tomek z Patrykiem ledwie sie nawzajem widzieli [130] . Po kilku godzinach pracy dokopali sie do wilgotnego piasku, ktory chlodzil ich dlonie i twarze.
Niestety woda ujawnila sie tylko w tej postaci. Glebiej bylo jej pewnie wiecej, ale trzeba by kopac przez kilka dni… Zdjeli wiec koszule i podkoszulki, wyjeli chustki do nosa i zakopali wszystko w mokrym piasku, przyciskajac duzymi kamieniami. Woda uzyskana w ten sposob po kilku godzinach ugasili pragnienie, a nawet uzupelnili gurte. Postanowili, ze spedza tu noc. Tomek zostawil Patryka, by nadal gromadzil cenny plyn, sam zas wrocil po Nowickiego.
Zastal go pod skalkami, spiacego. Wygladal bardzo zle. Gorace czolo, opuchnieta twarz, podkrazone, zaczerwienione oczy. Obudzony, nie stracil jednak warszawskigo animuszu.
– Do stu przesolonych beczek sledzi – wymyslil dostosowane do sytuacji nowe powiedzonko. – Znalezliscie wode?
– Owszem! Pol godziny marszu stad.
– Wszystkie kosci mnie bola, brachu – pozalil sie. – Ale po ten wspanialy plyn, pojde z toba. Lepiej mi chyba bedzie smakowal od jamajki…
Probowal zartowac i Tomek:
– Nigdy nie slyszalem, Tadku, takiego zalu w twoim glosie.
– Bo jak czlowiek glodny i spragniony, to wyrzeklby sie kazdej przyjemnosci – powiedzial marynarz. – Ale wieczorem na ten chlod, przydalby sie lyk jamajki. Rozgrzalby grzeszne cielsko, poprawil krazenie, a kosci bolalyby moze mniej.
Ciezko wstal z piasku, przeciagnal sie, syknal z bolu i poszedl za Tomkiem.
– Oj, przydalby sie deszcz – westchnal.
– Glowa do gory! Wode znalezlismy, nie za duzo, ale na razie starczy. Niektorzy mowia, ze na pustyni wiecej ludzi utonelo niz umarlo z pragnienia. Tu jak pada, to krotko, ale to prawdziwe oberwanie chmury. Koryta i zaglebienia blyskawicznie napelniaja sie woda. Tworza sie potezne rzeki i porywaja kogo i co sie da.
Tomek staral sie mowic raznym i pewnym glosem, ale szczerze niepokoil sie wygladem marynarza. “Fatalne jest to zaczerwienienie oczu” – myslal. “Widac w nich udreke i goraczke… Co bedzie, jesli Nowicki zachoruje? Co bedzie, jesli przestanie widziec…?”.
Doszli do zakretu, gdzie Patryk mozolnie zbieral wode do prawie juz pelnej gurty. Podal ja Nowickiemu, ktory przechylil glowe i wypil litr plynu.
– Tfu – powiedzial. – Fatalna.
Woda miala smak nadgnilego mulu z dodatkiem gorzkich ziol. Na dodatek pachniala kozla skora i wielbladzim potem, ktorym przeniknieta byla gurta. Mimo to marynarz dodal po chwili:
– Ale jaka smaczna!!! Rozesmiali sie.
Noc spedzili, drzemiac i czuwajac na przemian. Wczesnym rankiem Tomka i Nowickiego obudzil krzyk Patryka:
– Wujku! To… To… Miasto! Ja widze! Miasto!!! Zerwali sie i podbiegli do niego.
Rzeczywiscie. W oddali rysowaly sie mury, domy i meczety. Wydawalo sie, ze dostrzegaja nawet jakis ruch. Cudownie, na lekkim wietrze chwialy sie kielichy daktylowych palm.
[125] Uady (uadi, wadi, waadi) – z arab. suche lozyska rzek na pustyniach, ktore wypelniaja sie woda jedynie w porze deszczowej na skutek gwaltownej ulewy.
[126] Suchorosla – rosliny pustynne, przystosowujace sie do niedostatku wody. Maja np. liscie o malej powierzchni utrudniajacej parowanie wody i bardzo rozbudowany system korzeni. Korzenie maja czasem dlugosc 25-30 m, a siegaja na glebokosc 20-25 m.
[127] Gekkony (Gekkonidae) – rodzina gadow z podrzedu jaszczurek. Wystepuje w klimacie goracym. Prowadzi nocny tryb zycia. Osiaga dlugosc od 5 do 30 cm (polowa z tego to ogon). Cialo pokryte miekka skora i guzowatymi luskami. Wiekszosc gatunkow ma palce zakonczone nie pazurami, a przylgami, co umozliwia chodzenie po pionowych scianach i suficie. Zyja od 7-9 lat.
[128] Skoczek egipski (Jaculus jaculus), zwany bywa rowniez skoczkiem pustynnym, zamieszkuje pustynie Afryki polnocnej i poludniowo-zachodniej Azji. Drobny ssak, gryzon. Wazy okolo 50-70 gramow, dlugosc – 10 cm, z ogonem 25 cm. Wierzch ciala barwy piaskowej, ogon z biala kita na koncu. Porusza sie noca skokami. Dzien spedza w norach. Zywi sie roslinami stepowymi i nasionami.
[129] Stepowki (Pteroclidae) – rodzina z rzedu golebiowatych, obejmujaca szesnascie gatunkow. Zamieszkuja okolice pustynne i polpustynne. O swicie lub zmroku odbywaja masowe przeloty do wodopoju, oddalonego nawet o 60 km. Wystepuja glownie w Afryce i Azji.
[130] Sucha mgla – powoduje czasem tak wielkie zaciemnienie, ze gazele wbiegaja miedzy karawane i mieszaja sie w niej z ludzmi i zwierzetami.