Tomek w grobowcach faraon?w - Szklarski Alfred. Страница 71
*
Pozna noca Nowicki zbieral zasluzone gratulacje.
– Co tez ci przyszlo do glowy? – zapytal Smuga.
– Najpierw przypomniala mi sie sztuczka Tomka z naszej poprzedniej wyprawy do Afryki. Coz… Murzyni sa jak dzieci. Jesli sie ich czyms zadziwi, gotowi sa to traktowac jak nadprzyrodzone zjawisko.
– Ale polonez? – dociekal Smuga.
– Ano, jakos samo z siebie to wyszlo. Myslalem najpierw o polce albo oberku, ale tu potrzeba bylo czegos wolniejszego, powazniejszego… Wiec, do stu tysiecy wielorybow, rabnalem poloneza. Niezle mi to nawet wyszlo, nie? – chelpil sie marynarz.
– Calkiem dobrze – usmiechnal sie Smuga. – Warto nauczyc Murzynow jeszcze czegos polskiego. Tym bardziej ze jest tu juz polski slad.
– Polski slad? Gdzie? – zywo zareagowal Nowicki.
– Otoz wodz, w przyplywie dobrego humoru, pokazal mi butelke z lekarstwem na zoladek, wyprodukowanym w Krakowie. Skadze to sie tu wzielo?
– Ha! – rozpedzil sie Nowicki. – Dla nas Polakow, nie ma nic niemozliwego!
– No, wystarczy juz o tym. Zastanowmy sie, co powinnismy robic dalej.
– Mozemy teraz wykorzystac zaufanie Murzynow – rzekl Gordon. – Ale najpierw trzeba rozprawic sie z lwem.
– Poczekajmy na Wilmowskiego. Wtedy zapolujemy – odparl Nowicki.
– Wobec tego, chodzmy spac. Dzien byl pelen wrazen – zakonczyl rozmowe Smuga. – I mozemy spac spokojnie, bo Munga czuwa!
– I Awtoni – rozesmial sie Nowicki, wskazujac zwinietego w klebek i spiacego smacznie chlopca.
Zmeczeni walka i uczta Murzyni spali. Czarownik zniknal w dzungli, obmyslajac zemste. Czuwal jedynie uzbrojony Munga, szczesliwy, ze istoty, ktore uwazal za dobre duchy, obdarzyly go zaszczytem przyjazni…