Tomek na Czarnym L?dzie - Szklarski Alfred. Страница 18
FAKTORIA PANA CASTANEDO
Lowcy weszli na brudna werande. Hunter klasnal glosno w dlonie. Zza przewiewnych drzwi wysunela sie Murzynka. Wokol jej bioder zwisaly, przypasane na sznurku, perkalowe fartuszki. Pobrzekujac metalowymi bransoletami nalozonymi na nogi i rece zblizyla sie do podroznikow.
– Czego chca buana35 [35 Buana (w narzeczu suahili) – pan.]? – zapytala.
– Gdzie jest pan Castanedo? – zagadnal Hunter.
– Jest za wczesnie. Buana Castanedo spi jeszcze – padla odpowiedz.
– To zbudz go i powiedz, ze chcemy z nim rozmawiac – rozkazal Hunter.
– Ja zbudze, ale bedzie wtedy bardzo zly – oznajmila Murzynka, ciekawie przygladajac sie przybyszom.
– Z kim tam gadasz, do diabla? – rozlegl sie w izbie glos.
– Biali ludzie przyszli tutaj – wyjasnila Murzynka, trwozliwie spogladajac za siebie.
– To wpusc ich do mnie i przynies mi cos do picia – po raz drugi odezwal sie nieprzyjemny glos.
Smuga spojrzal przeciagle na Huntera. Energicznie pchnal drzwi i wszedl do izby. Reszta towarzystwa udala sie za nim. Na poslaniu, bardziej podobnym do barlogu niz lozka, lezal wysoki mezczyzna o szerokich barach, z jednym okiem zakrytym czarna przepaska. Ciemne, skrecone w male pierscienie wlosy i cera koloru metnej bialej kawy od razu pozwalaly rozpoznac w nim polkrwi Murzyna. Podejrzliwie spojrzal zdrowym okiem na przybylych i warknal:
– Czego tu szukacie? Nie mam zadnego towaru do sprzedania!
– Chcemy rozmawiac z panem Castanedo – spokojnie powiedzial Hunter.
– To mowcie, ja jestem pan Castanedo – butnie odparl mezczyzna.
– Potrzebujemy trzydziestu tragarzy i, jezeli to mozliwe, chcielismy nabyc piec oslow. Woznice powiedzieli nam, ze za pana posrednictwem bedziemy mogli wynajac Murzynow.
– Rano nie zalatwiam interesow. Przyjdzcie po poludniu – burknal Castanedo ukladajac sie do snu.
Smuga zmarszczyl brwi, lecz zupelnie obojetnym tonem powiedzial:
– Jezeli pan jest tak pijany, ze nie potrafi przyzwoicie rozmawiac, sami poszukamy krajowcow.
Odwrocil sie i ruszyl ku wyjsciu, lecz Castanedo rozgniewany jego slowami krzyknal:
– Nikt z okolicznych Kawirondo nie pojdzie z wami bez mego zezwolenia.
Smuga zblizyl sie do poslania, oparl prawa dlon na rekojesci rewolweru i rozkazal stanowczo:
– To wstawaj natychmiast i chodz z nami!
Olbrzymi bosman Nowicki przysunal sie kocim ruchem do Smugi, lecz bylo to juz niepotrzebne. Castanedo usiadl na barlogu odzywajac sie zupelnie innym tonem:
– Jezeli panom tak sie spieszy, mozemy isc zaraz do czarnych malp.
W tej chwili poza domem rozlegl sie rozpaczliwy krzyk. Castanedo gniewnie zmarszczyl brwi i rzekl:
– Poczekajcie, panowie, chwile. Zaraz wroce!
Podniosl sie i chwiejnym krokiem wyszedl na werande. Lowcy uslyszeli, jak chrapliwym glosem wolal na Murzynke.
– A to ci ananas! – odezwal sie bosman, gdy Castanedo wyszedl z chaty. – Po jakie licho gadamy z takim pijanym drabem?
– Dziwi mnie jego zachowanie, gdyz na ogol mieszancy odnosza sie pogardliwie jedynie do Murzynow – odparl Hunter. – Nie podoba mi sie ten jegomosc.
– Prawdopodobnie pod wplywem alkoholu nie wie, co mowi – dodal Smuga. – Po wytrzezwieniu bedzie sie gial w uklonach.
– Z mieszancami zawsze trzeba ostro, inaczej zaraz im sie wydaje, ze sa nie wiadomo kim – zakonczyl bosman.
Nieobecnosc Castaneda trwala dosc dlugo. Podroznicy juz sie niecierpliwili, gdy nagle w podworzu po raz drugi rozbrzmial przerazliwy ludzki krzyk i suche trzaski bata.
– Co sie tam dzieje, u licha? – zdziwil sie Smuga.
Zaintrygowani wyszli z chaty, a kiedy znalezli sie na podworzu, ujrzeli przerazajacy widok. Przykuty za noge lancuchem do grubego slupa siedzial na ziemi skulony mlody Murzyn. Castanedo, stojac obok, okladal go dlugim, ciezkim pejczem. Gdy spostrzegl podroznikow, kopnal Murzyna i pogroziwszy mu batem, zblizyl sie do nieproszonych gosci.
– To Murzyn z plemienia Niam-Niam, moj sluzacy. Trzy dni temu porwal z wioski Kawirondo mala dziewczynke i pozarl ja – wyjasnil. – Oddam go patrolowi angielskiemu, gdy tu wkrotce przyjdzie.
– Czy to mozliwe, aby byl ludozerca?! – z niedowierzaniem zawolal Tomek.
Castanedo niedbale spojrzal na chlopca i dodal:
– Ta dziewczynka byla tylko, troche starsza od ciebie. Niam-Niam zjadaja niewolnikow, wrogow, sieroty i kazdego, kto im sie da zjesc.
– Jezeli istotnie jest przestepca, to niech go pan przekaze Anglikom. Po co sie znecac nad czlowiekiem? – surowo odezwal sie Smuga.
Tomek ze zgroza spogladal na poranione biczem plecy Murzyna, ktorego oczy wyrazaly blagalna prosbe.
– Prosze panow do mieszkania. Mozemy teraz omowic sprawe tragarzy – zaproponowal Castanedo ruszajac w kierunku domu.
Smuga, Hunter i Mescherje poszli za nim. Bosman Nowicki spojrzal wymownie na Tomka, jednoczesnie wskazal glowa na skutego lancuchem Niam-Niam. Tomek mrugnal porozumiewawczo i zostal na werandzie, gdy inni udali sie do izby.
Minelo dobre pol godziny, zanim lowcy w towarzystwie juz calkowicie ubranego Castaneda ukazali sie przed domem. Tutaj czekal na nich Tomek siedzac na stopniu werandy. Bosman zerknal na mlodego przyjaciela. Od razu poznal, ze dzieje sie z nim cos niezwyklego. Smuga, Hunter i Castanedo ruszyli przodem, a Mescherje niosl za nimi skrzynie z podarunkami. Bosman przylaczyl sie do Tomka – obydwaj znalezli sie kilkanascie krokow za wszystkimi.
– Wywachales cos, brachu? – cicho zapytal bosman, widzac, ze inni nie zwracaja na nich uwagi.
– Straszne rzeczy, az mi trudno w nie uwierzyc – odszepnal Tomek wzburzonym glosem. – Ten Murzyn umie troche mowic po angielsku. Nie jest Niam-Niam, pochodzi z plemienia Galia. Nie zabil tez ani nie zjadl dziewczynki. Zeby pan mogl slyszec, jak mnie prosil: “Kup mnie, bialy buana, od handlarza niewolnikow! On mnie zabije!” Castanedo bil go po to, zeby sie nie odwazyl wiecej wzywac pomocy.
– A kto ma byc tym handlarzem niewolnikow? – zdziwil sie bosman.
– Czarne Oko – odparl Tomek pospiesznie, gdyz chcial sie jak najpredzej pozbyc ciezaru tajemnicy.
– Jakie znow Czarne Oko? Co ty wygadujesz, brachu!?
– Och, prawda! Zapomnialem, ze pan jeszcze tego nie wie. Murzyni tak nazywaja Castaneda. To pewno z powodu noszonej przez niego opaski. Podobno znany jest w calym okregu jako handlarz ludzmi.
– Fiu, fiu! – gwizdnal bosman. – Wiec to tak sprawy wygladaja? Gdziez on lapie tych niewolnikow?
– Sambo, to jest ten biedak przywiazany na lancuchu, zostal wziety razem z rodzenstwem do niewoli przez Murzynow Luo zamieszkujacych dalej na zachodzie. Castanedo kupil go od nich, a nastepnie sprzedal razem z kilkunastoma niewolnikami Arabom. Odplyneli stad na dlugich lodziach w kierunku poludniowym. Sambo wyskoczyl z lodzi i skryl sie w krzewach rosnacych na brzegu. Murzyni Kawirondo znalezli go wczoraj i oddali Castanedowi, ktory zbil nieszczesliwca. Obiecal obedrzec go ze skory, gdyby jeszcze raz probowal ucieczki.
– No, no, ten drab gotow to naprawde zrobic – zafrasowal sie bosman. – Nie chcialbym byc w skorze Samba.
– Musimy mu pomoc, panie bosmanie – stanowczo oswiadczyl Tomek.