Tomek na Czarnym L?dzie - Szklarski Alfred. Страница 27
Dingo biegl pewnie z pochylonym ku ziemi lbem. Dopiero w poblizu jeziora znow okazal wyrazny niepokoj. Przystanal nieoczekiwanie, a nastepnie zaczal kluczyc wsrod krzewow. W pewnej chwili siadl na ziemi i unioslszy leb do gory zaskowyczal przerazliwie.
– Jezus, Maria! A to co ma znaczyc? – wzdrygnal sie bosman.
Flegmatyczny zazwyczaj Hunter wyrwal szybko Tomkowi z rak koszule Smugi i przysunawszy ja psu do nosa rozkazal:
– Szukaj, Dingo, szukaj!
Pies okazal niezdecydowanie. Dlugo obwachiwal koszule. W koncu zaczal kluczyc po zaroslach. Raz dazyl w kierunku zachodnim, potem zawrocil znow ku wschodowi weszac bez przerwy przy ziemi, az naraz musial natrafic na wlasciwy slad, gdyz szarpnal mocno smycza i ruszyl pewnie przed siebie. Wkrotce lowcy dotarli do brzegu jeziora. Dingo pobiegl ku pobliskiemu pagorkowi.
– Boze! Spojrzcie tylko, co sie dzieje z Dingiem – zawolal Tomek.
Pies nastawil uszu, ze zjezona na karku sierscia gnal coraz szybciej. Hunter w biegu odbezpieczyl karabin; bosman wielkimi susami gnal tuz przy nim z rewolwerem w dloni, a Masaj, przygotowany do strzalu, nie spuszczal oka z obydwoch Kawirondo.
Tomek ledwo mogl nadazyc za Dingiem, totez zasapal sie pedzac po stromym stoku. W pewnej chwili potknal sie, a wtedy pies wyrwal smycz z dloni i wkrotce znikl wsrod zarosli na szczycie wzgorza. Za chwile rozleglo sie zalosne wycie Dinga.
– To zly znak! Spieszmy sie! – krzyknal Hunter.
Olbrzymi i ociezaly zazwyczaj bosman biegl teraz jak sarna. Wyprzedzil towarzyszy i pierwszy znalazl sie na wzgorzu. Ujrzal Dinga skowyczacego nad lezaca w trawie postacia.
– Predzej, do wszystkich diablow! – wrzasnal marynarz. Tomek blady jak plotno przypadl do lezacego na ziemi. Z przerazeniem wpatrywal sie w pokryta zakrzepla krwia glowe Smugi.
– To straszne! Zabili naszego kochanego pana Smuge! – powiedzial naraz ze szlochem, kryjac twarz w dloniach.
Hunter rozcial nozem koszule na piersiach Smugi. Wprawnymi palcami zaczal obmacywac rane na lewym ramieniu.
– Krwawi mocno, ale to nic groznego – szepnal i delikatnie ujal glowe.
Zaledwie dotknal opuchlizny w tyle czaszki, z ust lowcy wydarl sie cichy jek.
– Zyje pan Smuga! Zyje! – krzyknal Tomek rwacym sie glosem.
– Zyje, na pewno jeszcze zyje – potwierdzil Hunter z ulga. – To nie pchniecie nozem w ramie pozbawilo go przytomnosci. Ktos kilkakrotnie uderzyl pana Smuge w tyl glowy. Skora rozcieta, opuchlizna bardzo duza… lecz wydaje mi sie, ze czaszka cala…
Ostroznie polozyl glowe rannego na ziemi, zdjal z ramienia torbe podrozna i wyjal z niej opatrunki. Szybko rozkladal bandaze na kawalku bialego plotna.
– Mumo, podaj worek z woda! – zwrocil sie do Masaja.
Bosman podtrzymywal nieprzytomnego Smuge. Tropiciel obmyl rane na ramieniu, zdezynfekowal ja i zabandazowal. Z kolei przystapil do opatrywania ran na glowie. Kiedy skonczyl bandazowanie, zmyl krew pokrywajaca twarz.
– Co pan ma w manierce, bosmanie? – zapytal.
– Rum, prawdziwa jamajka!
– To dobrze, prosze mu wlac do ust kilka kropel – polecil, podtrzymujac glowe rannego.
Bosman przylozyl manierke do ust lowcy.
– Ostroznie! Nie za duzo! – ostrzegl Hunter.
Smuga zakrztusil sie i jeknal glucho.
– Jeszcze troche… Dosyc.
Po chwili Smuga uniosl powieki.
– Zyje, naprawde zyje kochany pan Smuga! – zawolal wzruszony Tomek.
Smuga zamknal oczy, lecz slaby usmiech pojawil sie na jego ustach. Po chwili spojrzal juz znacznie przytomniej.
– Pchniecie nozem w lewe ramie i uderzenie w glowe – odparl Hunter. – Czy bardzo boli glowa?
– Boli, ale… moglo byc… gorzej…
– Nie jest tak zle, skoro odzyskal pan przytomnosc – stwierdzil Hunter. – Bosmanie, niech pan zajmie sie sporzadzeniem noszy. Im szybciej znajdziemy sie w obozie, tym lepiej.
Bosman i Murzyni przygotowali z galezi i pnaczy wygodne nosze, na ktorych umieszczono rannego. Hunter tymczasem dokladnie badal slady znajdujace sie na wzgorzu.
Odnalazl porzucony w trawie rewolwer Smugi i karabin oparty o zwalony pien. Odwolal na bok bosmana i powiedzial:
– Napastnikow bylo trzech. To Murzyni. Podeszli z tylu niepostrzezenie. Smuga siedzial na tym pniu, gdy otrzymal uderzenie w tyl glowy. Podniosl sie, dobyl broni, a wtedy uderzyli go czyms twardym jeszcze kilka razy. Pchniecie nozem dostal lezac juz na ziemi. Az dziwne, ze go nie zabili.
– Skad pan to wszystko wie? Przeciez jeszcze niczego nie dowiedzielismy sie od Smugi – zdziwil sie bosman.
– Siady pozostawione na ziemi to tak jak litery w ksiazce. Trzeba tylko umiec je czytac – wyjasnil Hunter i dodal: – Po napadzie Murzyni pobiegli na zachod. Ich slady musialy skrzyzowac sie ze sladem Smugi, dlatego Dingo co chwila gubil trop.
– Jezelis pan pewny tego wszystkiego, to wezme psa i odszukam tych lobuzow. Wy tymczasem idzcie z rannym do obozu – zaproponowal bosman.
– To niepotrzebne. I tak prawdopodobnie wpadna w nasze rece. Jezeli Sambo mowi prawde, to jeden z napastnikow znajduje sie wsrod naszych Kawirondo. A moze i wszyscy trzej? – oswiadczyl Hunter.
– Jak pan uwaza, bardzo bym jednak chcial sie z nimi spotkac.
– Mysle, ze to nie bedzie takie trudne. Teraz ruszajmy w droge, wkrotce zapadnie noc – przynaglil Hunter.