Tomek na Czarnym L?dzie - Szklarski Alfred. Страница 57
Na szczescie arabskie lodzie uwozace niewolnikow przychwycil na Jeziorze Wiktorii kapitan angielskiego parowca. Aresztowal on niecnych handlarzy i uwolnil brancow. Murzyni bali sie powrocic w rodzinne strony, tam grasowal przeciez bezlitosny Castanedo. Wyladowali wiec na zachodnim wybrzezu jeziora, gdzie zostali goscinnie przygarnieci przez miejscowe plemie.
Tomek i Smuga uradowali sie tym niezwyklym spotkaniem. Zaraz tez przyrzekli Sambowi, ze pomoga mu w zalozeniu wlasnego gospodarstwa, aby mogl sie zaopiekowac rodzenstwem.
Sambo wzruszony ich zyczliwoscia klanial sie w pas Tomkowi wolajac:
– Och, ooo! Maly bialy buana jest naprawde poteznym czarownikiem! Uwolnil biednego Samba od zlego handlarza ludzi i doprowadzil do brata i siostry! Tylko wielki, wielki czarownik moze tak zrobic!
Po takim oswiadczeniu wszyscy Murzyni klaskali glosno w dlonie na powitanie “poteznych” gosci. Smuga, wykorzystujac przyjazne nastroje, oznajmil, iz szuka ludzi do oblawy na zyrafy. Niemal wszyscy mezczyzni zglosili swoj udzial, zapewniajac lowcow, ze okolica obfituje w dlugoszyje zwierzeta o smacznym miesie.
Przy akompaniamencie radosnych okrzykow lowcy wkroczyli do kralu. Tutaj podnieceni gospodarze wyjasnili im, ze jedna z mlodych matek spodziewa sie lada chwila przyjscia na swiat pierwszego dziecka. Szczesliwy przyszly ojciec zaprosil niecodziennych gosci na uroczystosc urodzin. Smuga nie mogl odmowic, poniewaz u niektorych plemion dzien urodzin dziecka jest waznym swietem nie tylko dla matki, lecz dla wszystkich mieszkancow wioski. W obecnej chwili zainteresowanie Murzynow skupialo sie wokol malej chatki, w ktorej znajdowala sie mloda matka. Nalezalo wiec poczekac, az malenstwo przyjdzie na swiat, by spokojnie ustalic warunki i dzien oblawy.
Obydwaj biali lowcy ciekawie przygladali sie przygotowaniom do uroczystosci. Prym wiodly tutaj kobiety. Jedne tlukly na mialki puder wysuszona czerwona gline, inne przygotowywaly oryginalne pieluchy i gabki. Surowiec stanowily liscie i kwiaty bananowcow. Kobiety mlocily duze liscie tak dlugo, dopoki nie odpadly z nich wszystkie twarde i ostre czastki. W koncu w lisciu pozostawaly tylko elastyczne wlokna. W ten sposob lisc przeistaczal sie w miekka i chlonna pieluszke. Gabki natomiast sporzadzano z kwiatu bananowego, przypominajacego wielka, wazaca kilka kilogramow szyszke. Wyciagano rdzen kwiatu. Murzynki ubijaly go na miazge, przykrywaly liscmi bananowymi i udeptywaly. Gdy sok lisci przesycil zmiazdzony rdzen kwiecia, gabka byla juz gotowa do uzycia.
Sposob sporzadzania pieluch i gabek przypominal Tomkowi przygody rozbitka Robinsona Kruzoe, ktory byl zdany jedynie na wlasna pomyslowosc. Wchodzil wiec Tomek do chat murzynskich, ogladal sprzety, wypytywal o ich zastosowanie i ani sie spostrzegl, gdy zapadl zmrok.
Nagle rozbrzmial glos gongu zwolujacy wszystkich mieszkancow wioski. Lowcy natychmiast udali sie na plac poza kregiem chat.
Na srodku staly slupy z wysoko zawieszona poprzeczka. Z tego poprzecznego draga zwisala na rzemieniach kamienna plyta, w ktora stara, siwa Murzynka, przybrana w skory i piora, zawziecie uderzala duza, drewniana maczuga. Obok na ziemi lezaly fetysze w postaci ulepionych z gliny lalek, przedstawiajacych kobiete i mezczyzne, a takze skory zwierzece, pazury, wypchane ptaki oraz gliniane naczynia i rogi bydlece napelnione jakimis plynami i masciami.
Na odglos gongu pojawila sie gromada brunatnych dziewczat. Tanecznym krokiem podbiegly do staruchy i wybijajac rytm na bebnach rozpoczely taniec. Stara Murzynka coraz szybciej uderzala w gong. Zmeczone dziewczeta przykucnely dookola rozpalonego ogniska i dalej bily w bebny. Dopiero teraz z malej glinianej chatki, stojacej na skraju placu, kobiety wyniosly na noszach mloda matke. Wolno zblizaly sie do ogniska. Na placu zalegla cisza.
– Zycie, zycie, zycie! – zawolala poloznica, a za nia okrzyk ten powtorzyly wszystkie tancerki.
Matke uroczyscie zaniesiono z powrotem do malej chatki, gdzie razem z dzieckiem miala pozostac przez dlugi czas. Przy wejsciu poustawiano fetysze, aby odpedzaly zle demony. Oczywiscie Tomek nie omieszkal zajrzec do chatki. Zdziwil sie niepomiernie, gdy zamiast Murzyniatka ujrzal bialego noworodka. Zaraz odciagnal na bok Smuge i zwierzyl mu sie ze swych podejrzen.
– Oni na pewno porwali dziecko bialej kobiecie! A moze tez zabili jego matke?
Smuga rozesmial sie i odparl:
– Uspokoj sie, Tomku. Chociaz wydaje sie to dziwne, kazde Murzyniatko przychodzi na swiat biale. Jak wszystkie dzieci murzynskie, i to malenstwo sciemnieje dopiero pozniej65 [65 Barwa skory czlowieka zalezy miedzy innymi od ilosci i jakosci barwnika (pigmentu) zawartego w skorze. Murzyn posiada w swej skorze bez porownania wiecej pigmentu niz Europejczyk. Pigment Murzyna ma wiecej ziarnek bardzo ciemnych. Natomiast noworodki maja jeszcze tak malo pigmentu, iz nawet noworodki murzynskie sa barwy rozowej, niewiele ciemniejszej od naszych nowo narodzonych dzieci.].
Tomek byl tak zaskoczony tym odkryciem, ze jeszcze raz wrocil do chatki przyjrzec sie dokladnie malenstwu, a poniewaz byla to dziewczynka, pozostawil dla niej kilka sznurkow szklanych korali.
Nazajutrz lowcy omowili plan lowow na zyrafy. Murzyni zgodzili sie wziac udzial w oblawie w zamian za kilka zyraf, ktore Smuga obiecal dla nich zastrzelic. Termin rozpoczecia polowania ustalono na ranek za dwa dni.
Okolo poludnia Smuga i Tomek znajdowali sie juz w drodze powrotnej do obozu. Sambo nie chcial sie rozstawac z podroznikami az do chwili zakonczenia lowow. Biegl teraz razem z bratem obok jadacego na koniu Tomka i bez przerwy opowiadal o nadzwyczajnych czynach bialych buanow.
W niewielkiej odleglosci od obozu lowcy napotkali dosc rozlegla kepe karlowatych mimoz o czerwonawej korze. Niespokojne zachowanie Dinga sklonilo ich do zagladniecia w gaszcz. Pozostawili wierzchowce pod opieka Murzynow, a sami zaglebili sie w mimozowy gaj. Dingo strzygl uszami i weszac przy ziemi doprowadzil ich do legowiska jakichs zwierzat. Mimozy, gesto rosnace dookola, byly tak rowno obgryzione,ze zdawaly sie tworzyc zywoplot obciety nozycami przez ogrodnika. Pod drzewkami lezalo duzo zwierzecego gnoju. Smuga zaledwie rzucil wzrokiem na legowisko, natychmiast uwiazal Dinga na smyczy i ruchem reki nakazal chlopcu milczenie. Ostroznie wycofali sie w step. Teraz dopiero odezwal sie do Tomka:
– Czy domyslasz sie juz, jakich zwierzat legowiska znajduja sie w gaszczu mimoz?
– Nie, prosze pana, chociaz sadzac po sladach pozostawionych na sciezkach musza to byc duze zwierzeta – odparl Tomek.
– To legowiska nosorozcow. Tylko one objadaja mimozy w ten sposob, ze drzewka tworza pozniej jakby zywoplot. Nosorozce maja szczegolne upodobanie do karlowatych mimoz o czerwonej korze. Musimy sporzadzic tu kilka odpowiednich pulapek.
– W jaki sposob przygotowuje sie pulapki na nosorozce? – zapytal Tomek.
– Siadajmy na konie, opowiem ci o tym po drodze.
Gdy wierzchowce ruszyly stepa, Smuga odezwal sie:
– Nosorozce zazwyczaj przez dluzszy czas przebywaja w jednym legowisku. Na wydeptanych przez nie sciezkach lub tez pod drzewem, pod ktorym zwykly odpoczywac, wykopuje sie okragla jame. Nastepnie umocowuje sie w dole obrecz scisle przystajaca do brzegow, sporzadzona ze sprezystego drewna. W obreczy tej jak szprychy u kola zamocowane sa ostre kolce wystrugane z drewna, zbiegajace sie wsrodku. Z kolei na obrecz nalezy polozyc gruba rzemienna petle, ktorej wolny koniec uwiazuje sie do wielkiego, ciezkiego kloca wkopanego poziomo w ziemie. Pulapke z obrecza, jak i kloc nalezy starannie zasypac ziemia, a powierzchnie wygladzic galezia, aby nosorozce nie zwietrzyly ludzi. Potem dobrze jest na pulapke narzucic troche gnoju. Jezeli nosorozec nie odkryje zasadzki, wtedy wczesniej czy pozniej nastepuje na obrecz i zapada noga w dol. Gdy usiluje wyciagnac noge, petla zadzierzga sie na niej i nie moze sie zsunac, poniewaz kolce obreczy wbijaja sie w skore i utrzymuja sznur na nodze. Oczywiscie zwierze rzuca sie jak oszalale, wyrywa kloc z jamy i ciagnie go za soba. Wkrotce jednak pada zmeczone, gdyz wielki kloc zahacza o krzaki i drzewa. Wtedy juz latwo je uwiezic.
– Czy zastawimy tutaj pulapki? – zapytal Tomek.
– Zajmiemy sie nosorozcami natychmiast po zakonczeniu lowow na zyrafy. Obrecze beda sporzadzone na czas. Rozmawialem juz o tym z Matomba.
– Teraz rozumiem, co on tak zawziecie strugal z drewna, gdy opuszczalismy oboz!
– Jak widzisz, nie zasypiam gruszek w popiele – rozesmial sie Smuga.
Tomek wtorowal mu, i on przeciez od dawna mial juz wlasne plany, z ktorymi sie przed nikim nie zdradzal.
Niebawem lowcy przybyli do obozu. Smuga i bosman wyprawili sie wkrotce do Wilmowskiego, ktory przebywal w lesie przy zagrodzie sloni.
Hunter, przyzwyczajony do samodzielnosci Tomka, nie zwracal na niego uwagi. Tymczasem chlopiec, nie spodziewajac sie rychlego powrotu obu przyjaciol, wtajemniczyl w swe zamiary Samba i jego brata. Po krotkiej naradzie postanowili sprawic wszystkim niespodzianke zastawiajac natychmiast pulapki na nosorozce. Tomek sprytnie zabral sie do rzeczy. Matomba mial juz przygotowane cztery obrecze. Tomek wzial dwie z nich i ofiarowal Murzynowi blaszany kubek skladany, aby nikomu o tym nie mowil.
Wkrotce dwaj mlodzi Murzyni wyniesli ukradkiem w krzewy lopate i pek grubych rzemieni. Tomek cichaczem wymknal sie z obozu na step, gdzie dwaj druhowie oczekiwali juz na niego z przyborami lowieckimi. Nikt tez nawet nie spostrzegl, kiedy trojka mlodziencow powrocila do obozu.
Nastepnego dnia Tomek nie mial sposobnosci zagladnac do mimozowego gaju, aby sprawdzic pulapki. Smuga zaraz po powrocie z zagrody sloni zabral sie do organizowania oblawy na zyrafy, w ktorej razem z Tomkiem mial odegrac glowna role. Sprawdzono lassa, sporzadzono duze, drewniane klatki, a w wirze nowych zajec chlopiec nie spieszyl sie do samotnej wyprawy. Uwazal, ze jezeli nawet jakis nosorozec wpadl w pulapke, to kloc i tak udaremni mu ucieczke. Im zwierze bardziej sie zmeczy, tym latwiej bedzie je potem schwytac. Rankiem w dniu wyznaczonym na oblawe Smuga polecil rozpalic na wzniesieniu ogien z wilgotnego drewna. Slup ciemnego dymu uniosl sie do gory. Wkrotce w dali na polnocy ukazala sie rowniez czarna smuzka. Byl to znak, ze Murzyni zgodnie z umowa ruszyli lawa przez step. Mieli posuwac sie na poludnie i biciem w bebny ploszyc zwierzyne. Tymczasem lowcy ukryci w drzewach nie opodal obozu powinni zastapic droge sciganym zwierzetom. Nalezalo sie spodziewac, ze beda uciekaly przed halasujacymi Murzynami na poludnie, a wtedy latwo mogla sie nadarzyc okazja do schwytania na lasso kilku zyraf. Oczywiscie Smuga zabral na lowy niemal wszystkich tragarzy, ktorzy pod dowodztwem bosmana i Huntera mieli od poludnia zamknac droge zyrafom i w ten sposob skierowac je wprost na stanowisko, gdzie czyhali ukryci jezdzcy. Nagonka z wolna przeczesywala step. W dali przemykaly wystraszone antylopy i pasiaste zebry. Wkrotce Tomek wypatrzyl przez lunete cwalujacego afrykanskiego bawolu, a za nim szybko umykajace antylopy. W tej chwili z miejsca, w ktorym przyczajeni byli bosman, Hunter i Bugandczycy, huknely strzaly.