Tomek na Czarnym L?dzie - Szklarski Alfred. Страница 58

– Przygotuj sie, Tomku! Prawdopodobnie zaraz ujrzymy zyrafy – powiedzial Smuga. – Slyszysz, jak glosno krzycza nasi tragarze? Ruszyli lawa z poludnia, zeby napedzic na nas zwierzyne.

Tomek nie odrywal lunety od oka. Tymczasem wrzask nagonki przyblizal sie i poteznial.

– Ho, ho! Ile roznych antylop pedzi w naszym kierunku – zawolal Tomek. – Uciekaja razem z zebrami…

Znow rozlegly sie strzaly.

– Czy nie widzisz zyraf? – zaniepokoil sie Smuga.

– Zaraz, zaraz… Sa, sa i zyrafy! Alez galopuja! Ich dlugie szyje smiesznie sie kolysza. Zupelnie jak wahadla zegarowe!

– Czy biegna prosto na nas? – zapytal Smuga.

W poblizu odezwaly sie karabiny. Tomek poczerwienial z gniewu i wykrzyknal:

– Zabili najwieksza zyrafe!

– Pozwol mi lunete – powiedzial Smuga.

Przez chwile spogladal na step, po czym wskoczyl na wierzchowca.

– Na kon! Zyrafy pedza prosto na nas. To zapewne Hunter zabil przodownika stada, i slusznie uczynil, bo najlepiej nadaja sie do chwytania mlode okazy. Przygotuj lasso!

Tomek nie dal sobie dwa razy powtarzac rozkazu. Dosiadl konia.

– Spojrzyj, jak latwe bedziemy mieli zadanie! Kundle murzynskie osaczaja stado!

Gromada psow opadla zyrafy, ktore kopnieciami racic usilowaly sie przed nimi bronic. Obydwaj jezdzcy uderzyli konie arkanami. Zaledwie zyrafy dojrzaly nowego wroga, rozbiegly sie po stepie nie zwazajac na gwaltownie ujadajace kundle. Tomek spostrzegl mloda zyrafe scigana przez dwa psy. Zaraz ruszyl w jej kierunku. Zmyslne kundle przeszkadzaly zyrafie w ucieczce, totez Tomek z latwoscia zblizyl sie do niej na kilka metrow. Uniosl lasso ponad glowe i wzial szeroki rozmach. Arkan swisnal w powietrzu. Petla opadla na szyje zwierzecia. Zyrafa zaczela sie miotac na wszystkie strony. Tomek okrecil arkan naokolo kulbaki i osadzil wierzchowca na miejscu. Petla zacisnela sie na szyi zyrafy, ktora upadla na przednie kolana. Kilku Bugandczykow pedem zblizylo sie do Tomka wywijajac sznurami.

Po chwili zarzucili na dluga szyje zwierzecia jeszcze kilka petli. Zyrafa byla uwieziona. Zdradliwe sznury zmuszaly ja do posluchu.

Tomek pozostawil wystraszone zwierze pod opieka Murzynow. Pomogl Smudze schwytac jeszcze jedna zyrafe osaczona przez Dinga i kundle. Byl to koniec polowania. Cztery mlode okazy wzieto zywcem, a piec zastrzelono. Oprocz zyraf Hunter i bosman zabili kilka antylop i zebr. Wsrod radosnych okrzykow Murzyni prowadzili zyrafy na arkanach do obozu, podczas gdy inni lowcy zajeli sie ubita zwierzyna.

Tomek wysforowal sie na koniu nieco przed towarzyszy. Dingo biegl obok niego. Chlopiec byl przekonany, ze pies czuje jeszcze zapach dzikiej zwierzyny, ktora uciekla przed nagonka w step, i nie zwracal uwagi na czworonoznego druha.

Zadowolony z pomyslnego przebiegu lowow mijal wlasnie duza kepe zarosli mimozy. Naraz rozlegl sie przenikliwy pisk. Olbrzymi nosorozec z lomotem wypadl z gaszczu. Rozwscieczona bestia gnala prosto na konia. Tomek natychmiast szarpnal cuglami, lecz przestraszony gwaltownym atakiem kon zaparl sie czterema nogami w ziemie. Rozlegl sie krzyk przerazonych mezczyzn. Nim Tomek zdolal uniesc sztucer do strzalu, potezny leb nosorozca zniknal pod koniem. Wierzchowiec i jezdziec zostali wyrzuceni w gore. Wylatujac z siodla chlopiec zdolal wydobyc jedynie prawa stope ze strzemienia. Gwaltowne szarpniecie za lewa noge rzucilo go na ziemie. Wierzchowiec z rozdartym przez nosorozca brzuchem zwalil sie na niego. Okropny bol przywrocil Tomkowi na krotka chwile przytomnosc. Chcial zawolac o pomoc, lecz krwotok stlumil okrzyk. Zdawalo mu sie, ze spada w bezdenna przepasc. Potem ogarnela go cisza i ciemnosc.

Tomek nie wiedzial juz, co sie dzialo po nieoczekiwanym ataku nosorozca. Rozjuszona bestia przetoczyla sie jak huragan przez konia rozpruwajac mu rogiem brzuch, przebiegla kilkanascie metrow i znow zawrocila ku swym ofiarom. Wierny Dingo skoczyl na potworny leb, lecz wylecial w powietrze jak pilka. Z rozoranym bokiem rzucil sie znow na zwierze i atakujac gwaltownie usilowal odciagnac potwora od swego pana. Hunter znajdowal sie najblizej chlopca. Bez chwili namyslu zabiegl droge nosorozcowi, ktory odtraciwszy Dinga szarzowal ponownie na drgajacego w agonii wierzchowca i lezacego pod nim Tomka. Hunter podniosl karabin do ramienia; gdy cielsko rozhukanego nosorozca znajdowalo sie od niego zaledwie o jakies piec metrow, pewnie nacisnal spust. Zwierze upadlo grzebiac ziemie nogami.

Bosman i Smuga przybiegli, gdy bylo juz po wszystkim. Razem z Hunterem uniesli konia i ostroznie wydobyli Tomka.

– Jezus, Maria! – jeknal marynarz ujrzawszy przyjaciela zalanego krwia.

Smuga pochylil sie nad Tomkiem. Wyjal z kieszeni lusterko i chcial je przytknac do ust chlopca, lecz rece drzaly mu jak w febrze. Widzac to, Hunter wzial od niego lusterko i przysunal do twarzy Tomka. Po dluzszej chwili blyszczaca powierzchnia zmatowiala.

– Oddycha, wiec jeszcze zyje! Trzeba natychmiast przeniesc go do obozu i powiadomic ojca. Przygotujcie nosze – rozkazal Hunter wzruszonym glosem.

Bosman Nowicki zagryzl usta. Czerwone krople zalsnily na jego wargach. Nie mowiac ani slowa odsunal Huntera i przykleknal przy Tomku, po czym z najwieksza ostroznoscia wzial go na rece.

Marynarz wolno szedl w kierunku obozowiska. Od czasu do czasu poruszal wargami, jakby odmawial modlitwe, a po jego pelnej bolu twarzy plynely lzy.