Impresjonista - Kunzru Hari. Страница 67

– Wazne – podejmuje przerwany watek, zwracajac sie znow do kobiety o haczykowatym nosie, przystrojonej w jedwabny turban monstrualnych rozmiarow – by wyzbyc sie nadziei. Jesli tego nie zrobimy, negujemy czasy, w jakich przyszlo nam zyc. Doswiadczamy fatalnych nastepstw przeszlosci. Czy jest dla nas jakas nadzieja?

Sluchacze wydaja z siebie pomruk aprobaty. Selwyn zaglebia sie w temat. Mowi o potrzebie nowego modelu czlowieka, nowego modelu spoleczenstwa i nowego modelu sztuki, oferujac siebie i swoja poezje jako „prototyp”, Jonathan po raz pierwszy ma okazje przyjrzec sie rywalowi z bliska. Selwyn jest niski i sniady. Przypomina dzikusa. Kiedy mowi, pomaga sobie wolnymi gestami chudych rak. Braki w prezencji nadrabia wyjatkowa pewnoscia siebie. Promieniujac nia na caly salon, urabia sluchaczy, jak chce. Wszystkim wydaje sie oczywiste, ze jest wielkim pisarzem.

Star nie przejawia zainteresowania przemowa Selwyna. Saczy drinka i roztargnionym spojrzeniem ogarnia salon. Jonathanowi wydaje sie piekniejsza niz kiedykolwiek. Ma upudrowana twarz i ponetnie umalowane usta. Odslaniajaca plecy suknia z tkaniny imitujacej tygrysia skore zaskakujaco kontrastuje z angielskim rozem jej wlasnej skory. Efekt przyprawia o zawrot glowy. Wyglada jak dziewica atakowana przez dzikie bestie. Po jakims czasie Star odciaga Jonathana od literatow i wreszcie pyta, co porabial „w starym nudnym Oksfordzie”. Selwyn zdaje sie nie zauwazac, ze znikneli. Jonathan uswiadamia sobie, ze nie odezwal sie do Star ani slowem, prawie na nia nie patrzyl, kiedy stali obok. W naglym przyplywie entuzjazmu raczy ja opowiesciami o przyjaciolach z college’u. Skupia sie na rzeczach zabawnych i interesujacych, nasladujac jej zwyczaj nazywania ludzi tylko z imienia i starajac sie unikac tematow, ktore moglyby ja nudzic. Przez jakis czas nawet mu sie udaje, ale imiona jego kolegow nie dorownuja imionom jej przyjaciol. Wkrotce Star zaczyna nerwowo manipulowac przy naszyjniku i zwracac teskny wzrok ku pustej szklaneczce.

Na srodek salonu wychodzi szykowna kobieta i dzwoni malym, srebrnym dzwoneczkiem. To lady Tredgold prosi swoich gosci o uwage i oglasza nadejscie glownego wydarzenia wieczoru. Jej syn przeczyta teraz fragment utworu „Zmierzch kontynentu”, ktory niebawem ukaze sie w druku. Selwyn wchodzi na rzezbiony podnozek z drewna. Teatralnym gestem wyciera okulary w metalowej oprawie i zaklada na nos. Z kieszeni marynarki wyjmuje notes, chrzaka i zaczyna deklamowac donosnym, nosowym glosem:

Hej!
Hej!
Zlowrozbny Mars
Przeslania
Sierp
Ksiezyca
Uzbrojeni, okrutni
Ludzie
Nowej epoki
Wykujmy
Nasze miecze
Na nowo
Hej!

W salonie panuje nastroj powagi. Kilku mlodych mezczyzn przybralo poze najwyzszego skupienia. Zaslonili oczy, kostkami palcow wwiercaja sie w skronie. Selwyn wczuwa sie w role coraz bardziej, jego glos drzy z emocji.

Ludzie epoki
Elektrycznosci
Les heaux, les dynamistes
Wyszydzmy
Wysmiejmy
Koltunskich
Tradycjonalistow
Krytykow
Niech zaplacza
Hej!

Po odwaznej wzmiance o krytykach Selwyn zawiesza glos i omiata salon bacznym spojrzeniem. Star jest nieporuszona.

– Zawsze ich upchnie w swoich wierszach – szepcze do Jonathana. – Ponoc lubia wiedziec, ze o nich mysli. – W miare jak Selwyn laje i wysmiewa nastepne grupy spoleczenstwa, Star zaczyna sie niecierpliwic.

– Wiesz – mowi teraz glosno – on ma swietny wzrok. Okulary nosi, zeby robic wrazenie.

Pare osob odwraca glowy. Jonathan zauwaza, ze Star zaczela nieco belkotac. Kiedy Selwyn diagnozuje niepoetyczne klasy spoleczenstwa, ktore nie sa godne „Lizac butow/ synom jutra/ swietlistym/ i nowym”, Star wzdycha ciezko i przestepuje z nogi na noge. Wreszcie wychodzi z salonu. Wraca w towarzystwie kelnera, usilujacego otworzyc nowa butelke szampana. Przy ostatniej zwrotce: „Nadchodzi zmierzch Europy/ rozbijmy nasze liry/ Hej!”, Star strzela korkiem, ktory przelatuje tuz obok glowy recytatora i trafia w sciane. Selwyn robi nagly unik, traci rownowage i spadajac z podnozka, potraca matke. Lady Tredgold posyla Star mordercze spojrzenie.]ej policzki i czolo plona wszystkimi barwami swietego oburzenia, od ciemnego fioletu po karmazyn.

– Moj Boze! – wola Star.

W salonie panuje martwa cisza. Poeci georgianscy ktorzy na znak protestu wobec uzycia wolnego wiersza ruszyli do wyjscia, wracaja, by sprawdzic, co sie dzieje. Ktos zaczyna klaskac i przerywa, wystraszony mina lady Tredgold. Star podaje Jonathanowi butelke i zaklada obie rece do tylu.

– Jonathan – mowi z przygana w glosie – nie powinienes dawac mi takich rzeczy do otwierania. Strzelaja bez ostrzezenia.

Lady Tredgold przenosi bazyliszkowy wzrok ze Star na Jonathana. Potem znow na Star. Nielatwo ja wyprowadzic w pole. Domysliwszy sie, ze fortel zawiodl, Star wyrywa Jonathanowi szampana. Potem lapie plaszcz, lapie Jonathana za reke i rusza ku wyjsciu. Gdyby Jonathan byl odrobine mniej skonfundowany, ich odwrot przebieglby bez zaklocen. Ale on nie jest pewien, dlaczego wychodza, i troche sie ociaga. Selwyn pojawia sie na frontowych schodach, gdy oboje usiluja zlapac taksowke. Star rzuca w niego butem.

– Wynos sie! – krzyczy.

Selwyn schodzi nizej. Jest wsciekly.

– Dlaczego to zrobilas? Nie moge w to uwierzyc. Widzialas, ze ludzie wychodza? To byla moja chwila. To mial byc moj succes de scandale, a ty mi go zabralas. Teraz wszyscy mowia o tobie, ty… ty… suko!

Jonathan robi krok naprzod.

– Nie mow tak do niej.

– Moge mowic, jak mi sie podoba.

– Zadam przeprosin.

– Nic z tego.

Jonathan rzuca spojrzenie na Star. Dziewczyna nie zwraca na nich uwagi. Stoi na ulicy i macha na przejezdzajace samochody butem, ktory jej zostal. Kiedy Jonathan odwraca sie do Selwyna, ten usmiecha sie szyderczo.

– Rozczarujesz sie.

– Nie rozumiem.

– Rozczarujesz sie nia.

– Zamknij sie, Selwyn! – wrzeszczy Star. Obok niej zatrzymuje sie taksowka. – Swinia z ciebie – dodaje i wsiada. Jonathan chce do niej dolaczyc.

– No, dalej! – wola za nim Selwyn. – Lec za nia! Obieca wszystko, a potem nie pozwoli sie dotknac.

– Jak smiesz! – krzyczy Star i wysiada.

– Nie mow tak do niej – powtarza Jonathan.

– Nie zrobi tego z toba, Bridgeman. Jest zimna. Nie pozwoli ci sie tknac.

– Swinia! – krzyczy Star.

– Cholerna cnotka. Nawet reka…

– Swinia!

– Suka!

– Swinia!

Dopiero pojawienie sie na schodach czwartej osoby kladzie kres awanturze.

– Selwynie Arthurze Tredgold, wracaj natychmiast!

Wstyd, jaki przynosi jej syn, awanturujac sie na ulicy niczym czlonek klasy robotniczej, wywoluje na twarzy lady Tredgold fioletowy rumieniec, ktory ociera sie o granice widzialnosci. Jej posagowa sylwetka budzi lek. Selwyn wyglada, jakby uszlo z niego powietrze.

– Dobrze, mamo.

Korzystajac ze sposobnosci, Star i Jonathan wskakuja do taksowki i krzycza na kierowce, by jechal najszybciej, jak moze. Kiedy sa juz bezpieczni, wybuchaja smiechem. Co za ulga! Star caluje go w policzek.

– Naprawde, Jonathan, nie moge cie zabrac. Jego serce wzlatuje ponad dach taksowki.

Po tym wydarzeniu Jonathan widuje ja prawie codziennie. Star przyjechala do Oksfordu pomieszkac troche z ojcem. Twierdzi, ze Londyn ja zmeczyl. Wedlug Levine’a Londyn tez ma jej troche dosyc. „Sprawa Tredgolda” to zaledwie jedno ogniwo w lancuchu podobnych incydentow. Londynski swiat sztuki nie przepada za bohema, chyba ze czyta o niej i ze bawia sie w nia cudzoziemcy.

– Wiesz, Johnny – mowi Levine – to nie jest dziewczyna dla ciebie. Za swobodna. Zobacz, co zrobila z biednym Treddersem. To cien czlowieka, zrozpaczony cien. Usycha z tesknoty, nie moze pracowac.

Porzadny z ciebie facet. Czemu nie znajdziesz sobie skromnej i przyzwoitej dziewczyny, ktora jezdzi konno i moze ci partnerowac w brydzu? Zapomnij o Astarte Chapel. Fakt, jest niezla, ale skonczy u boku jakiegos cudzoziemca. Zapamietaj moje slowa.

Jonathan mowi Levine’owi, zeby pilnowal swojego nosa. Rozstaja sie w gniewie.

Wedlug Jonathana Star jest idealna dziewczyna dla niego. Na dodatek pierwszy raz wydaje mu sie, ze ona czuje to samo. Pomaga jej zalatwiac sprawunki na Cornmarket, gdzie scigaja go zazdrosne spojrzenia mlodych mezczyzn. Wspaniala nagroda! W kolejce po bilety przed kinem przy George Street Star pozwala mu trzymac sie za reke. Siedzac w ostatnim rzedzie, caluja sie. Na urodziny daje mu lakierowane spinki do mankietow w ksztalcie murzynskich jazzmanow – saksofonisty i trebacza.

To wazne urodziny. Jonathan konczy dwadziescia jeden lat. Jest pelnoletni. Pan Spavin podejmuje ostatnia probe namowienia go do zajecia sie prawem, ale ostatecznie przyznaje, ze przegral. W trakcie rzeczowej rozmowy w kancelarii wyglasza kazanie o roztropnosci, przezornosci, zapobiegliwosci i spodziewanych wysokich notowaniach akcji pewnej kanadyjskiej firmy pozyskujacej drewno. Potem przekazuje Jonathanowi odziedziczona sume – kilkaset funtow. Kiedy wymieniaja uscisk dloni, Jonathan unika jego spojrzenia. Czuje sie winny z powodu tamtego Bridgemana, ktory anonimowo stracil zycie w Bombaju.

Poczucie winy nie trwa dlugo. Znika bez sladu w drodze powrotnej do Oksfordu. Jonathan urzadza urodzinowa kolacje w apartamencie w hotelu Randolph. Astarte Chapel jest honorowym gosciem. Otoczona nadskakujacymi jej studentami, bryluje w towarzystwie, jakby to byly jej urodziny. Po przyjeciu pijany Jonathan odprowadza ja do domu. Manewruje tak, by znalezli sie w strefie bezpiecznego cienia. Poczatkowo Star opiera sie jego pocalunkom, potem zarumieniona i zdyszana odsuwa jego reke. Ale miedzy jednym a drugim jest chwila, o ktora Selwyn Tredgold bylby dziko zazdrosny.