Zapa?ka Na Zakr?cie - Siesicka Krystyna. Страница 17

– Stawisz sie tu jutro o godzinie drugiej. Teraz zostaniesz odwieziony do domu. Wloz plaszcz.

Do domu. Dopiero w tej chwili przypomnialem sobie, ze przeciez mam dom, ze w tym domu…

– Nie – kapitan powstrzymal ktoregos z milicjantow- ja sam go odstawie! Nie jestem przeciez na sluzbie!

Czy wyobrazasz sobie, Mada, twarz mojej matki kiedy otworzyla mi drzwi? Wiele wiedziala o mnie, bo nie zalowalem jej prawdy, kiedy wracalem do domu po pomocy. Mowie ci to, bo chce juz wymiesc z siebie wszystko, kazdy szczegol. Kapitan Ligota wszedl ze mna.

– Prosze sie uspokoic – powiedzial. – Syn jest caly, zdrowy… jutro… jutro wyjasnimy reszte.

Reszta zostala wyjasniona o wiele pozniej. Dostalem rok z zawieszeniem na dwa lata i kapitana Ligote jako kuratora. Dwa lata, Mada, z ktorych minal dopiero rok. Rozumiesz wiec, ze w tej chwili kazdy moj blad…

– Po cos ty to zrobil? Po cos ty to nagral? Dla kogo? Marcin! Ja slucham, slucham i nic nie moge zrozumiec! Wiec znowu ta dziewczyna? Ty ja spotykasz? Po cos ty to nagral? Po co? Przeciez ona… ona nie moze tego uslyszec!

Matka wylaczyla magnetofon. Podeszla do fotela i kucnela obok mnie.

– Marcin… ona tego nie powinna uslyszec!

Wiedzialem juz, ze matka nie ma racji. Mada powinna wiedziec o wszystkim. Tylko ja ciagle nie mialem sily, zeby jej szczerze o tym powiedziec. Postanowilem poczekac jeszcze rok, do chwili, kiedy zadne zawieszenie nie bedzie obciazac mojego konta, kiedy bede mogl powiedziec Madzie spokojnie: jestem taki, jaki jestem, dlatego ze chce takim byc! Nie dlatego, ze uciekam przed jakimkolwiek ryzykiem…

A jednak za moimi plecami Holmes i Watson snuli swoj watek kryminalny. Oryginalny watek, bo zazwyczaj szuka sie przestepcy odpowiedzialnego za wykroczenie. Tu bylo odwrotnie. Hirek i Olo znali przestepce. Szukali jedynie tresci tego paragrafu z Kodeksu Karnego, ktory niegdys zostal mi odczytany. Znalezli. Chcialbym byc sprawiedliwy. Olo zachowal sie fair. W obliczu prawdy stanal z boku. Zrozumial wiecej niz inni. Coz… Nie potrafil jednak powstrzymac Hieronima…

***

Mama bardzo dlugo nie chciala sie zgodzic, zebym poszla razem z nia do szpitala. Chodzila sama, wracala posepna, nie chciala jesc, nie mogla spac. Usilowalam pomoc jej w tym wszystkim, wzielam na swoja glowe zajecia domowe, uczylam sie jak wsciekla, zeby nie przysporzyc jej dodatkowych zmartwien. Spotkania z Marcinem ograniczylam do minimum, do przelotnych piecio-minutowek w drodze do szkoly. Wreszcie, ktoregos czwartku mama wrocila z pracy z tak bolaca glowa, ze w pewnej chwili powiedziala z determinacja:

– Chyba ty dzis pojdziesz…

Kiedy szlam dlugim szpitalnym korytarzem, serce bilo mi nieznosnie i chcialo mi sie plakac. Ostroznie uchylilam drzwi separatki i zajrzalam. Przy lozku siedziala pielegniarka i mowila stlumionym glosem cos, co brzmialo jak perswazja, ale musialo byc malo przekonywajace, bo Alka lezala z zamknietymi oczyma, a po policzku splywaly jej lzy.

Pielegniarka obejrzala sie i widzac, ze wchodze, spytala z powstrzymujacym gestem dloni:

– Pani do kogo?

Alka otworzyla oczy.

– To moja siostra… – powiedziala cicho. Tak. Bylam jej siostra, ale rzadko uswiadamialam to sobie tak dokladnie, jak w tej chwili.

– Prosze bardzo, niech pani wejdzie! Mamusia dzis nie przyjdzie?

– Boli ja glowa. A ja od dawna chcialam przyjsc, wiec…

– To dobrze! Alusiu, cieszysz sie, ze pani przyszla?

– Bardzo! – zapewnila Ala zalosnie.

Pielegniarka spojrzala na zegarek.

– Przyjde za godzine. Czy moze pomoc ci jeszcze w czyms, Alusiu?

– Nie, dziekuje pani…

– Moze zaslonic okno?

– Bardzo prosze…

– Jakbys czegos potrzebowala, to zaraz zadzwon!

– Dobrze, dziekuje… ale przeciez bedzie tu moja siostra…

– Mowie na wszelki wypadek!

– Tak. Rozumiem.

Gdzies mi sie podzial, kolczasty jezyku? Co zrobilo z ciebie te ukladna, dbajaca o kazde "dziekuje" panienke? Zostalysmy same. Usiadlam na krzesle i pogladzilam reke Ali, blada, szczupla.

– Alutka…

Usmiechnela sie i zaraz cos niebezpiecznie drgnelo jej w okolicy ust. Czulam, ze mieknie we mnie wszystko, ze staje sie jakas zwiotczala i tylko krtan mam sztywna jak z drewna. Ala polozyla reke na olbrzymim przylepcu zaslaniajacym jej polowe policzka.

– Dzis zdjeli mi szwy… to sie juz goi, wiesz?

– Wiem.

– Zajrzyj tu… oddarlam, kiedy nikogo nie bylo w pokoju.

Uchylila przylepiec od gory i odsunela razem z opatrunkiem. Graba blizna przecinala jej twarz od skroni az do kacika ust. Nieporadnie poglaskalam ja po drugim policzku.

– Bardzo cie kocham, siostrzyczko, wiesz?

– Och! – krzyknela zdlawionym glosem. – To musi jeszcze strasznie wygladac, jezeli tak mowisz.

– Wcale o tym nie myslalam – sklamalam.

– A o czym? O czym moglas myslec?

– Ala! Kiedy mama jest chora, nie ogarniaja cie natychmiast wyrzuty sumienia? Ze ona lezy, biedna, obolala, a ty zawsze bylas dla niej niedobra?

– Pewno.

– Tak samo jest teraz ze mna. Nie moge sobie darowac, ze ci tyle nadokuczalam, ze cie traktowalam jak smarkata, ze kpilam z twojego harcerstwa, ktore wydawalo mi sie idiotycznym bluffem z twojej strony! Jak wyzdrowiejesz, na pewno bedzie po staremu. Znowu bedziemy wymyslac sobie od ostatnich…

– Od swin! – sprostowala Alka.

– Wlasnie. Wiec korzystam z chwili naszej malej odpornosci psychicznej, zeby cie przeprosic za to, co bylo, i…

– i za to, co bedzie! – wpadla mi w zdanie. – To swietny pomysl! – skrzywila sie gwaltownie. – Boli mnie ta noga… i swedzi pod gipsem…

Do pokoju weszla salowa. Po drodze rozwijala z bibulki trzy ogromne, rozowe gozdziki.

– Znowu kwiaty dla panienki! Chyba od kawalera?

Ala nie odezwala sie i tylko leciutkim usmiechem odpowiedziala na to pytanie.

Salowa ulozyla kwiaty w wazonie i wyszla.

– To od rodzicow tej dziewczynki… przysylaja mi kwiaty co drugi dzien… pilnuja, zebym zawsze miala swieze!

– Dziwisz im sie?

– Troche. Bo to jest pomylka… ja wcale nie myslalam w tamtej chwili. Gdybym pomyslala i to zrobila, to tak! Wtedy bylabym nawet z siebie dumna. Ale ja dzialalam instynktownie…

– Rozni ludzie maja rozne instynkty… ja na przyklad nie wiem, jak bym sie zachowala na twoim miejscu…

– Tak samo! Jestem pewna, ze niedlugo bede dalej zla harcerka, niedobra corka i klotliwa siostra, w tych miejscach moje szlachetne instynkty drzemia jak koty pod piecem.

Alka?… Czy ona przypadkiem nie okazywala sie starsza ode mnie? Odwrocila glowe i przygladala sie gozdzikom.

– Cudne… ale ja wole ten malutki, fioletowy krokusik. Od Ola, wiesz? Przyslal mi…

– Wiem, bylismy razem w kwiaciarni. Olo potwornie wydziwial nad tymi koszyczkami. Kazdy wydawal mu sie zly.

Zamknela znowu oczy i przez chwile sadzilam, ze jest zmeczona rozmowa. Nie, to tylko szpitalna cisza, spokoj i moze bol – ulatwialy zwierzenia.

– Kocham Ola… – powiedziala spokojnie.

To bylo smutne wyznanie. Ala dotknela przylepca.

– Wiesz, jakie jest to moje bohaterstwo? Takie, ze czasami zaluje… to sa tylko chwile… zaluje, bo wydaje mi sie, ze teraz juz nie mam zadnych szans. Nigdy ich nie mialam, bo nawet z nas dwoch wolal ciebie, ale zawsze cos mi sie marzylo…

– Blizna zagoi ci sie i wyrowna! Tak lekarz powiedzial mamie! A poza tym mezczyzni nie zwracaja uwagi…

Znowu mi przerwala.

– Tylko bez takich! Mowisz glupstwa, Mada! Moze mi powiesz, ze Marcin nie zwraca uwagi? I on zwraca, i ty dokladasz wszelkich staran, zeby mu sie podobac! Czy ja tego nie widze? Jak wychodzisz z domu, zeby sie z nim spotkac, muskasz sie jak ptaszek!

– Ty wiesz, ze ja sie z nim spotykam, Alka? – spytalam zaskoczona.

– Jasne.

– I nie powiedzialas mamie?

– Nie.

– Zawsze cie mialam za skarzypyte… – przyznalam skruszona.

– Bo nia jestem. W drobiazgach i w tym samym stopniu, co ty. Ale nie wtedy kiedy…

– Kiedy co?

– Widzialam was. W parku. Jesienia. Siedzieliscie na lawce. Polozylas mu glowe na ramieniu, a on gladzil cie po buzi. To bylo ladne. Mozesz mowic o mnie, co chcesz, ale nie jestem psuja! Nigdy niczego nie psuje celowo. A juz na pewno oszczedzam tych rzeczy, ktore mi sie podobaja! Kiedy w zeszlym roku zdawalam do osmej klasy, na egzaminie popsulam swoj ukochany dlugopis. Ale zrobilam to ze zdenerwowania… – poruszyla sie na lozku niespokojnie. – Dokucza mi ta glupia noga! Wczoraj mialam znowu transfuzje… podziurawili mi cala reke… ale poszlo dobrze, nawet glowa mnie pozniej nie bolala. Krew byla z butelki. Matka tej dziewczynki przyszla do ordynatora zaraz po wypadku, powiedziala, ze ma grupe O i ze moze oddac dla mnie cala swoja krew. Pobrali od niej troche, ale mnie dali z innej butelki. Krwi mojej grupy maja dosyc, a tamta schowali dla innych przypadkow. Wiesz, ze ja tutaj jestem przypadkiem? Przypadkiem otwartego zlamania konczyny dolnej…

Kiedy wyszlam ze szpitala i owialo mnie mrozne powietrze wieczoru, w przejmujacy sposob uswiadomilam sobie sprawnosc moich dolnych konczyn i gladkosc policzkow. Co by sie stalo, gdybym teraz tak jak Ala zostala w szpitalnej separatce? Z policzkiem rozoranym gruba blizna i z noga obolala pod gipsem? Lekarz powiedzial mamie, ze blizna wyrowna sie z czasem. Teraz jednak byla przerazajaca? Gdybym to ja… Marcin? Co ty bys zrobil wtedy? Ach, nie! Wolalam nie myslec o tym.

Mama nie spala, kiedy wrocilam do domu.

– Lezalam troche i przeszlo mi jakos! Zrobilam dla nas kolacje. Mada… Wiesz, jestem tak strasznie zajeta Alusia, ze chwilami zapominam o tobie, ale chyba to rozumiesz! Jak ona? Zdjeli jej szwy?

– Tak. To sie juz goi…

– Siadaj do stolu, kochanie!

– Och, mamo! Leniwe pierozki!

– To dla ciebie: order za wierna sluzbe. Dopiero dzis zobaczylam, ze zrobilas przepierke!

– Ale nie zdazylam poprasowac wszystkiego. Mam mase roboty w szkole. Nie moge zawalic matury, mama! Dziewczyny ucza sie jak szalone, nie masz pojecia! A ja mam trudnosci z matma.