Akademia Pana Kleksa - Brzechwa Jan. Страница 14

Wreszcie pan Kleks stracil cierpliwosc. Wyplynal szybko przez okno i po paru minutach wrocil niosac w palcach pajaka – krzyzaka. Przylozyl don powiekszajaca pompke i pajak szybko zaczal sie powiekszac. Gdy byl juz wielkosci kota, pan Kleks wzbil sie wraz z nim w gore i umiescil go na suficie. Niebawem ujrzelismy mnostwo nitek zwieszajacych sie z sufitu az do podlogi, a po kwadransie olbrzymia pajeczyna przedzielila pokoj na dwie czesci. Setki i tysiace much, cale ich zgielkliwe roje wpadaly w nastawione sieci, ale nic nie bylo w stanie oslabic ich walecznosci i bojowego ducha. Pajak rzucal sie zarlocznie na zlowione w pajeczyne muchy, pozeral ich szturmujace oddzialy, wysysal z nich wszystkie soki, miazdzyl je i tratowal wielkimi wlochatymi lapami, ale po krotkim czasie tak juz sie nimi nasycil, ze dzialanie powiekszajacej pompki ustalo. Pajak zaczal sie zmniejaszac, wrocil do swej normalnej wielkosci, zmniejszyla sie rowniez jego pajeczyna i muchy w jedno okamgnienie rozszarpaly go na strzepy, mszczac sie w ten sposob za kleske swych towarzyszek. Krolowa much uniosla z soba jako trofeum krzyz, zdarty niby skalp z plecow pajaka.

Wowczas pan Kleks przywolal nas do siebie i oznajmil, ze wlasnie przed chwila wymyslil specjalny rodzaj mucholapki, ktora uwolni nasza Akademie od plagi much.

Po chwili przyniosl do sali szkolnej miednice z woda, paczke gumy arabskiej, mydlo i szklana rurke. Podczas gdy my opedzalismy go od much, pan Kleks rozrobil w miednicy klej razem z mydlem i za pomoca szklanej rurki zaczal wypuszczac banki mydlane, ktore jedna po drugiej unosily sie w powietrze.

Zastosowanie tych mucholapek dalo nadzwyczajne wyniki.

Muchy oblepialy ze wszystkich stron kleista powierzchnie baniek i nie mogac sie juz oderwac, razem z nimi opadaly na podloge. Pan Kleks nie ustawal w pracy. Wypuszczal coraz to nowe banki, my zas pochwycilismy miotly i zwawo wymiatalismy stosy czarnych od much mucholapek.

Niebawem wszystkie pokoje, sale, pomieszczenia i korytarze zapelnily sie mydlanymi bankami pana Kleksa.

Muchy rzucaly sie na ich teczowa, zdradliwa powierzchnie i chmarami przylepialy sie do nich. Zadnej nie udalo sie uniknac tego zalosnego losu. Pan Kleks dmuchal w rurke bez przerwy i po godzinie w calej Akademii nie bylo juz ani jednej muchy, tylko kilkanascie przeslicznie mieniacych sie baniek tu i owdzie unosilo sie jeszcze nad naszymi glowami.

Wymiecione przez nas muchy poukladalismy na dziedzincu w wysokie sterty i dopiero nazajutrz rano trzy ogromne ciezarowki, przyslane z Zakladu Oczyszczania Miasta, uprzatnely to obrzydliwe cmentarzysko.

Tak zakonczyla sie wojna pana Kleksa z muchami.

W tym wszystkim jedna rzecz wprawila nas w zdumienie: gdy znaczna czesc much byla juz wytepiona, spoza ich czarnych rojow wylonila sie postac fryzjera Filipa, ktory spal na otomanie w gabinecie pana Kleksa. Poczatkowo nie zauwazylismy go zupelnie, tak byl oblepiony przez muchy, kiedy jednak wreszcie dostrzegl go ktorys z chlopcow, nie moglismy wyjsc z podziwu, ze najscie much, ktore go szczelnie obsiadly, nie zdolalo zaklocic jego snu. Jedynie glosne, przerywane chrapanie pozwalalo sie domyslac, ze nie byl to sen przyjemny ani blogi.

Po wytepieniu much pan Kleks obudzil Filipa, kazal nam wyjsc z gabinetu, zamknal drzwi na klucz i odbyl z Filipem dluga, tajemnicza rozmowe.

Gdy po pewnym czasie drzwi otworzyly sie, Filip wyszedl bardzo wzburzony i oswiadczyl panu Kleksowi podniesionym glosem:

– Od dzisiaj prosze sobie znalezc innego fryzjera. Nie bede wiecej strzygl ani pana, ani panskich uczniow. Dosyc mam juz wyczekiwania i obietnic. Przyprowadze go w tym tygodniu. I to nieodwolalnie. Dla niego miala byc ta Akademia, a nie dla tej calej panskiej halastry! Zegnam pana, panie Kleks.

I nie zwracajac na nas uwagi, wyszedl z Akademii, trzaskajac po drodze wszystkimi drzwiami.

Po chwili dolecial nas z parku jego przerazliwy smiech. W swietle ksiezyca widzielismy przez okno, jak przesadzil brame i pobiegl ulica Czekoladowa w kierunku miasta.

Pozna noca zasiedlismy do kolacji. Pan Kleks przez caly czas nad czyms rozmyslal i byl tak roztargniony, ze kalafiory, ktore dla nas przyrzadzil, mialy czarny kolor i smakiem przypominaly pieczone jablka.

Po kolacji pan Kleks wezwal do siebie dwoch Andrzejow i kazal im zaniesc do naszej sypialni dwa lozka i posciel, gdyz jak oznajmil, spodziewa sie w kazdej chwili dwoch nowych uczniow.

Gdy Andrzeje wykonali to polecenie, udalismy sie do sypialni i pograzylismy sie niebawem w glebokim snie.

Na tym konczy sie opis jednego dnia, spedzonego przeze mnie w Akademii pana Kleksa.