Znachor - Dolega-Mostowicz Tadeusz. Страница 50

Zreszta na porzadkowanie, szorowanie i odkurzanie niewiele bylo czasu. Jesienne chlody przysporzyly znowu znachorowi pacjentow. Bywaly dni, gdy zjezdzalo sie ich po trzydziesci i wiecej osob. Wszyscy wiedzieli o tym, ze Antoni Kosiba byl wzywany do sedziego sledczego i ze bedzie mial sprawe sadowa w Wilnie. Opowiadano, ze zamkna go w wiezieniu, totez nalezalo spieszyc sie z zasiegnieciem u niego porady.

Sam Antoni tez spodziewal sie wyroku skazujacego i przygotowac chcial do tego Marysie, lecz ona oburzala sie i zapewniala, ze mowy o tym byc nie moze.

— Przeciez stane jako swiadek, ktoremu uratowales zycie. Czy to nie wystarczy?

Po trochu i znachor liczyl na to, liczyl rowniez na wielu innych swoich pacjentow, ktorzy zglaszali sie masowo, ofiarujac sie na swiadkow.

Termin rozprawy byl wyznaczony na koniec listopada i wszystko zdawalo sie zapowiadac niezle, gdy Marysia nagle zachorowala. Wydelikacony przez dlugie przebywanie w lozku jej organizm latwo poddal sie chorobie. Sprzatajac w chlodnej sionce zaziebila sie. Banki i ziola na poty niewiele pomogly. Musiala lezec w lozku.

O jej wyjezdzie na sprawe nie bylo co myslec i Antoni Kosiba pojechal sam.

Zaraz po przyjezdzie zglosil sie do poleconego mu przez Judke z Radoliszek adwokata Maklaja. Adwokat po rozejrzeniu sie w sprawie okreslil swoje niewielkie na szczescie honorarium, lecz powiedzial od razu, ze uniewinnienia spodziewac sie nie mozna.

— Postaram sie uzyskac dla was jak najlagodniejszy wyrok.

Przyszedl dzien rozprawy. Juz wchodzac do gmachu sadowego Antoni zobaczyl doktora Pawlickiego i to napelnilo go niedobrymi przeczuciami.

Istotnie, zeznajac jako swiadek, doktor Pawlicki, chociaz mowil szczera prawde, obciazyl oskarzonego bardzo powaznymi zarzutami. Mowil o brudzie panujacym w jego izbie, o zaduchu, o tym, ze osobiscie ostrzegal go przed prowadzeniem tego niebezpiecznego procederu, a wreszcie o kradziezy walizki z narzedziami chirurgicznymi. Przyznal, ze Kosibie udalo sie kilka operacji nawet trudnych, lecz zlozyl to na karb przypadku.

Drugi swiadek oskarzenia, delegat Izby Lekarskiej, przedstawil sadowi dane statystyczne dotyczace znachorstwa na Kresach Wschodnich. Dane te stwierdzaly, ze olbrzymi odsetek smiertelnosci wsrod ludnosci wiejskiej jest skutkiem leczenia znachorskiego. Dalej przytoczyl wiele przykladow metod „leczniczych” stosowanych przez znachorow, a przyklady te wywolaly u sluchaczy zgroze, wstret i oburzenie.

Swiadkowie wezwani przez obrone, wszystko chorzy wyleczeni przez Antoniego Kosibe, w pokaznej liczbie dwudziestu kilku, znowu przechylili swymi zeznaniami szale nieco na strone oskarzonego.

I zapewne inaczej skonczylaby sie sprawa, gdyby nie to, ze w procesie tym oskarzal mlody, po raz pierwszy wystepujacy prokurator, doktor praw Zgierski. Z sumiennoscia i z pasja nowicjusza prokurator Zgierski przygotowal swe oskarzenie. Ujal rzecz ze spolecznego i prestizowego stanowiska.

— Jak dlugo — wolal — bedziemy pozwalac, by gniezdzily sie w naszym kraju potworne zabobony sredniowiecza? Jak dlugo pozwolimy krzewic sie ciemnocie i bezmyslnej zbrodni praktyk znachorskieh?... Wyrok dzisiejszy powinien byc odpowiedzia na pytanie, czy jestesmy panstwem cywilizowanym, czy nie tylko geograficznie, lecz i kulturalnie nalezymy do Europy, czy tez tolerowac chcemy nadal barbarzynstwo.

Mowil jeszcze duzo i pieknie o polskiej misji cywilizacyjnej na Wschodzie, o tragicznej ciemnocie ludu bialoruskiego, o tysiacznych zastepach mlodych lekarzy gotowych niesc pomoc cierpiacym, a skazanych na bezrobocie, o eugenice i o podnoszeniu rasy, o wojsku potrzebujacym zdrowego rekruta, a wreszcie o pedagogicznych celach wyrokow sadowych i o tym, ze ten wyrok winien sie stac ostrzezeniem dla innych hien zerujacych na ciemnocie mas.

Na zakonczenie potracil tez o strune patriotyzmu regionalnego zaznaczajac, ze poblazliwy wyrok na tego rodzaju przestepstwa dalby powod i podstawe opinii publicznej innych dzielnic Polski do mniemania, ze reka sprawiedliwosci na Kresach Wschodnich toleruje zacofanie i grozne jego nastepstwa.

Mecenas Maklaj ani w dziesiatej czesci nie rozporzadzal darem krasomowczym przeciwnika. Totez jego przemowienie, aczkolwiek rzeczowe, nie zdolalo zatrzec wrazenia po piorunujacej mowie prokuratora. Nawet nie probowal odpierac jego argumentow, a obrone oparl na samej osobie oskarzonego, czlowieka bezinteresownego, ktory wprawdzie przywlaszczyl narzedzia chirurgiczne, lecz wylacznie w celu ratowania umierajacej dziewczyny.

— Nie pokazano tu nam nikogo — zakonczyl — komu by pomoc lekarska Antoniego Kosiby zaszkodzila, nie wymieniono ani jednego nazwiska pacjenta, ktory by z jego winy stracil zycie. Natomiast widzielismy caly korowod ludzi wdziecznych, wyleczonych przez niego. Dlatego prosze o uniewinnienie.

Jezeli w tej chwili odzyly w Antonim nadzieje, zgasly one bardzo szybko pod ciosami repliki prokuratora.

— Zdumiewa mnie — zaczal — zdumiewa i zawstydza stanowisko zajete przez pana obronce.

Zawstydza, gdyz uslyszalem w jego obronie zarzut, iz rozpatrujac wine oskarzonego, zajalem sie zagadnieniem, a zapomnialem o czlowieku. Istotnie, Wysoki Sadzie, powazne to przeoczenie ze strony oskarzyciela publicznego. Ale zdumiewa mnie, ze wlasnie z ust pana obroncy pada to przypomnienie. Tak! Bo czyz po przyjrzeniu sie moralnej sylwetce Antoniego Kosiby mozemy z czystym sumieniem nie uznac jego przewinien za tym bardziej zaslugujace na surowa kare?... Ten rzekomy dobroczynca ludzkosci sprzykrzyl sobie pewnego dnia uczciwa prace fizyczna i zatesknil do lekkiego chleba. Z parobka mlynarskiego stal sie szarlatanem. Niewatpliwie, latwiej jest wyglaszac nad oglupionym chlopem bzdurne zaklecia czy poic go odwarem z ziol niz dzwigac worki z maka. I oskarzony to wybral. Legende zas jego bezinteresownosci rozwiewaja swiadkowie, ktorzy zeznali, ze wprawdzie nie placili za porady, ale przynosili... dobrowolne prezenty. Sam Kosiba na pytanie zadane przez pana przewodniczacego oswiadczyl, ze zyje dostatnio. A to dosc jest wymowne w czasach dzisiejszego kryzysu i nedzy wiesniakow. Ci tylko na wsi zyja dzis dostatnio, ktorzy obdzieraja biedote, ktorzy szalbierskimi praktykami wyludzaja od niej resztki ubogich zapasow.

Prokurator usmiechnal sie.

— Tak, Wysoki Sadzie, to jest jedna strona sylwetki oskarzonego, to jego przeszlosc. A jakaz bedzie jego przyszlosc? Co zrobi, jezeli wolny wyjdzie z tej sali?... Co do tego nie moze my miec watpliwosci. Sam oskarzony rozwial je doszczetnie, odpowiadajac podczas przewodu sadowego na moje pytania. Przyznal, ze do ostatniej chwili uprawial swoja praktyke i ze w razie uwolnienia bedzie znowu „leczyl” ludzi. Nie odczuwa tedy najmniejszej skruchy. Nie obiecuje poprawy. A w sprawie kradziezy? Przyznal sie do czynu, lecz otwarcie powiada, ze ukradlby drugi raz, gdyby zaistnialy podobne okolicznosci. Jest to przestepca ktory nie moze, a raczej nie chce zrozumiec swojej winy, przestepca, zaciety w swym uporze. Oto jest czlowiek, ktorym na zyczenie pana obroncy musialem sie zajac. Czlowiek ten, gluchy na wszelkie upomnienia, stanowiacy niebezpieczenstwo publiczne, powinien byc natychmiast odseparowany od spoleczenstwa i unieszkodliwiony surowa kara wiezienia.

Po kolejnej replice mecenasa Maklaja sad udal sie na narade.

W pol godziny potem, juz poznym wieczorem, wyrok zostal ogloszony.

Brzmial on: trzy lata wiezienia.

Prokurator Zgierski przyjmowal w kuluarach gratulacje od swoich krewnych i znajomych. Antoniego Kosibe aresztowano na sali i odprowadzono do wiezienia. Adwokat zapowiedzial wniesienie apelacji.

Wiadomosc o skazaniu i uwiezieniu Antoniego Kosiby przywieziona zostala do mlyna przez chlopow wracajacych z rozprawy. W pierwszej chwili nikt nie chcial wierzyc, a Marysia nawet zasmiala sie.

— Ale ludzie! Przekreciliscie cos! To zupelnie niemozliwe!

— Moze na trzy miesiace? — podpowiadal Wasil.

— Nie, na trzy lata — upierali sie chlopi: — A to przez to, ze prokurator juz strasznie na niego nastawal.