Skandalistka - Cornick Nicola. Страница 14

Zwrocila sie do brata:

– Joss, mowisz niczym metodysta. Gdyby Massingham wciaz byl wsrod zywych, dopiero mielibysmy skandal. Dreszcz mnie przenika na sama mysl o zamieszaniu, ktore spowodowalby do tej pory.

– Szczesciem dla niego jest martwy – powiedzial Joss oschle, ale wyciagnal ku niej reke. – Przykro mi, Ju. Wiem, ze ci na nim zalezalo.

– Kiedys. Kiedys mi na nim zalezalo. Teraz na sama mysl o nim robi mi sie niedobrze.

– To dlatego nigdy nie przyjelas jego nazwiska? Juliana upila rozgrzewajacy lyk porto.

– Chcialam zapomniec o ponizeniu, jakie to malzenstwo po ciagnelo za soba. – Wzruszyla ramionami. – Paradoksalne, skoro wlasnie ono pozwala mi sie cieszyc pozorami szacunku w towarzystwie. Tak czy inaczej ta sprawa od dawna nalezy do przeszlosci, ale mowi sie, ze skandal nie umiera nigdy, czy nie tak, Joss? A wiec rownie dobrze moge dostarczac plotkarzom tematow i siac zgorszenie wsrod zrzedliwych matron.

Joss westchnal.

– A najnowsza plotka to uprowadzenie cie przez Davencourta, ktory rozni sie od Massinghama jak dzien od nocy.

Rozesmiala sie.

– Tak, to prawda. Ostrzeglam go, ze naraza na szwank swoja reputacje.

– Co o nim myslisz? Juliana skrzywila sie.

– Rozczarowal mnie. To cale porwanie mogloby byc nawet zabawne, tyle ze Martin Davencourt nalezy do tych obrzydliwie zasadniczych ludzi, ktorzy biora wszystko na powaznie. Wiedziales o tym, ze poznalismy sie, bedac dziecmi? Jego ojciec chrzestny to ten ekscentryczny starszy pan z Ashby Hall.

– Nie przypominam sobie, zebym znal go w dziecinstwie.

– Nie, ty byles w (Mordzie, kiedy Martin Davencourt przyjechal do Ashby. Byl meczacym, nudnym mlodziencem z pryszczami i tlustymi wlosami.

– Juliano!

– Coz, sadze, ze od tego czasu zmienil sie na korzysc – powiedziala uczciwie – ale w dalszym ciagu jest smiertelnie nudny. Zapewne po czesci wynika to z tego, ze podjal sie opieki nad calym rodzenstwem, a po czesci z tego, ze urodzil sie nudny.

– Odnioslem wrazenie, ze dobrze ci sie z nim rozmawialo na kolacji u lady Everley pare dni temu – zauwazyl brat.

Niedbale wzruszyla ramieniem.

– Trzeba probowac. Wszyscy czesto miewamy do czynienia z uciazliwymi goscmi na przyjeciach. Zapewne Mary Everley celowo wyznaczyla nam miejsca obok siebie.

– O czym rozmawialiscie? Juliana zmarszczyla brwi.

– Coz, to bylo najdziwniejsze. Na poczatku probowalam z nim flirtowac, ale on jakos tak zmienil temat, ze skonczylismy na rozmowie o Davencourt. Wyglada na to, ze to wielki wytworny dom, a Martin Davencourt jest do niego bardzo przy wiazany.

– W takim razie dziwi mnie, ze podtrzymywalas rozmowe – skomentowal brat z usmiechem – bo przeciez nie znosisz wsi.

– Szczera prawda. – Sama byla troche zdziwiona.

– Ja dosc lubie Martina – zauwazyl Joss. – Sprawia wrazenie rozsadnego czlowieka. Charles Grey bardzo go ceni. Po nastepnych wyborach na pewno zostanie czlonkiem parlamentu i Grey, zdaje sie, uwaza, ze Davencourt ma przed soba swietlana przyszlosc.

– Boze, polityka! Juz zaczynam przez ciebie ziewac, Joss.

– Juliana usmiechnela sie. – Tak czy inaczej nie dziwi mnie, ze lubisz Martina Davencourta, bo on mi ciebie przypomina pod pewnymi wzgledami. A moze nie chcialbys byc nazywany pryncypialnym? Czy spotkaliscie sie wczesniej?

– Davencourt jest przyjacielem Adama Ashwicka, jeszcze z wojska, tak mi sie zdaje. Byl na kolacji u Ashwickow w ubieglym tygodniu, kiedy bylismy tam z wizyta. – Joss spojrzal bystro na Juliane. – Ty chyba tez bylas zaproszona?

Juliana znow wzruszyla ramionami.

– Zaproszono mnie jako partnerke Edwarda, wiec odmowilam. Wy wszyscy jestescie tak przejrzysci, jesli chodzi o swatanie. Zupelnie jakbym nadawala sie na zone Edwarda Ashwicka.

– Czemu nie? – spytal Joss lagodnie. – Jemu bardzo na tobie zalezy.

– Zapewne. Ja tez go kocham… jak brata. – Juliana usmiechnela sie. – Choc nie tak jak ulubionego brata. Nie tak jak ciebie.

Na wargach Jossa dostrzegla cien usmiechu.

– Dziekuje ci, Ju. Robi mi sie cieplo kolo serca, kiedy to slysze. A wiec dlaczego nie wyjdziesz za Ashwicka i nie pozwolisz mu naprawic twojej reputacji?

– Okropnosc! – Juliana skrzywila sie. – Nie chce, zeby Edward poswiecal sie dla mnie. A wyobrazasz sobie, jak by te wszystkie stare plotkarki skrzeczaly, gdyby duchowny poslubil upadla kobiete. Dwukrotnie zamezna wdowa ze zbrukanym nazwiskiem. Poza tym, Joss, ja nie mam ochoty sie zmieniac. – Ciasniej otulila ramiona jedwabnym szalem. – Nie wyjde juz wiecej za maz, moj drogi. Jest zbyt wiele powodow, dla ktorych nie moge tego zrobic. Zapadla cisza.

– Kolacja i tak sprawilaby ci przyjemnosc – powiedzial w koncu Joss. – Ashwickowie maja znakomitego kucharza.

– Zapewne podaje obfitsze desery niz Emma Wren kolacje.

– Znacznie.

Usmiechneli sie do siebie, po czym Juliana westchnela.

– Chyba powinnam byla przyjac to zaproszenie. Ostatnio nie otrzymuje ich wielu z przyzwoitych domow.

Joss rozesmial sie.

– Moglabys sie nawet dobrze bawic.

– Moze. Choc uwazam zony za zbyt szacowny gatunek, nie wylaczajac twojej, obawiam sie, moj drogi…

Brat usmiechnal sie do niej blado.

– Wiem. Wierze, ze polubilabys Amy, gdybys zadala sobie odrobine trudu.

Juliana pokrecila glowa. Nawet gdyby probowala z calych sil – a prawde mowiac nie bardzo sie starala – nie moglaby polubic Amy Tallant. Bylo w niej cos tak mdlego i zdrowego, czego nie byla w stanie strawic.

– Nie sadze. Ja i Amy interesujemy sie zupelnie innymi sprawami. Co zas do Annis Ashwick, coz, przyznaje, ze mnie w jakims sensie przeraza, taka z niej sawantka!

– Mowisz zupelne bzdury, Ju – powiedzial Joss chlodno. Spojrzal na zegarek. – Czas na mnie. Amy na pewno juz wrocila z teatru. Wybrala sie z Annis na „Krola Lira”.

– Szekspir, okropnosc! – Juliana wzdrygnela sie z teatralna emfaza. – Potwierdziles moj punkt widzenia, Joss. Wolalabym raczej dac sobie wyrwac wszystkie wlosy peseta, niz wysiedziec na ktorejs tragedii Szekspira.

Po wyjsciu brata Juliana zostala jeszcze jakis czas na tarasie, obserwujac dopalajace sie swiece i cmy przypiekajace sobie skrzydelka nad niklym plomieniem. W ogrodzie robilo sie coraz zimniej. Wstala i ciasniej otulila sie szalem. Nowa jedwabna suknia, wynik wyprawy po zakupy z Emma Wren poprzedniego dnia, sprawila jej przykre rozczarowanie, bo cisnela pod pachami. Julianie czesto zdarzalo sie robic zakupy pod wplywem impulsu, ale nigdy tego nie zalowala. Nazajutrz odesle suknie do sklepu i odmowi zaplaty. Niewazne, ze raz miala ja na sobie i ze na spodnicy ze srebrnej gazy byla plamka od porto.

Gdy zegar wybil jedenasta trzydziesci, weszla do srodka. Na kominku lezal stosik kart wizytowych. Miala slusznosc, mowiac bratu, ze niewiele z nich pochodzilo od osob godnych szacunku. Na szczescie tych niezbyt szacownych bylo na tyle duzo, ze zapelnialy luke. Wybrala karte o srebrnych brzegach i postukala w nia w zamysleniu. Crowns to nowy ekskluzywny salon gry, zalozony przez byla kurtyzane, Susanne Kellaway. Idealne miejsce dla cieszacej sie zla slawa wdowy gotowej przegrac swoje pieniadze. Po co siedziec w domu i uzalac sie nad soba, skoro w zasiegu reki sa pieniadze, ktore mozna wygrac i przegrac? Juliana wbiegla na schody, po drodze wolajac pokojowke.

Pierwsza osoba ktora zobaczyla po wejsciu do Crowns godzine pozniej, byl jej brat Joss. Wraz z Adamem Ashwickiem i Sebastianem Fleetem, popijal drinka w rogu salonu. Usmiechnela sie do siebie. Hipokryzja mezczyzn nigdy nie przestala jej zdumiewac. Oto Joss, ktory tak niedawno deklarowal z poczuciem wyzszosci, ze udaje sie do domu, do Amy, a tymczasem godzine pozniej tkwil w salonie gry. Adam tez, zonaty zaledwie od roku… Juliana pokrecila glowa, a jej wargi wygial cyniczny usmieszek. Obaj powinni sie wstydzic. Uswiadomila sobie, ze byla rozczarowana bratem i jego przyjacielem. Interesujace. Byc moze nie stracila calkowicie wiary w ludzka nature, mimo wszystko.

Spostrzegla, ze nie tylko ona sie im przyglada; w kierunku trzech dzentelmenow wyraznie przesuwala sie grupka luksusowych prostytutek. Juliana ich nie winila. Jej brat, Adam i Seb nalezeli do najprzystojniejszych mezczyzn w Londynie, totez stanowili wyjatkowa pokuse dla kazdej ambitnej kurtyzany. Zrecznie odsunela dziewczeta i wsliznela sie do boksu obok Adama, usmiechajac sie przez ramie.

– Spedze tu tylko chwile, a potem ich wam zostawie, moje drogie.

Dziewczeta w odpowiedzi usmiechnely sie do niej czujnie i przeszly troche dalej. Joss nie wydawal sie zadowolony z jej obecnosci, choc zarowno on, jak i Adam uprzejmie wstali. Sebastian Fleet wycofal sie, mruczac cos o tym, ze przyniesie jej drinka.

– Nie spodziewalem sie, ze znow cie dzis ujrze, Juliano – odezwal sie brat.

– Najwyrazniej nie – zauwazyla Juliana, patrzac znaczaco na prostytutki. – Co ty sobie wyobrazasz, Joss? Bardzo mnie zawiodles.

Joss nie wygladal na rozbawionego, ale Adamowi zadrgaly wargi.

– Smieszne, ze wlasnie ty mowisz cos takiego, Juliano – rzekl. – Co ty tu robisz?

– Przyszlam zagrac, naturalnie. – Juliana zmruzyla oczy i popatrzyla na niego. – Nie zmieniaj tematu, Adamie. Rozmawiamy o waszych rozrywkach, nie moich. Zapewne za wiele slodyczy w domu po pewnym czasie traci urok i niezbedne jest antidotum. Nie winie was… Sama uwazam, ze nadmiar cnoty moze byc meczacy.

– Wszyscy wiemy, ze ty i cnota to naturalni wrogowie – po wiedzial Joss oschle. – Jednakze wyciagnelas mylne wnioski, Ju. Nie przyszlismy tu grac, a tym bardziej zabawiac sie w towarzystwie kurtyzan.

Juliana z niedowierzaniem uniosla brwi i usmiechnela sie.

– Doprawdy? Och, rozumiem! Tak, oczywiscie, ale jestem glupia. Kiedy nastepnym razem spotkam sie z Annis i Amy, bede pamietac, jaka popelnilam omylke, podejrzewajac was o gonienie za rozrywkami. Sadze, ze zasluzyly na to, byscie je zdradzali, bo inaczej by was tu nie bylo.

Napotkala chlodne spojrzenie szarych oczu Adama.