Skandalistka - Cornick Nicola. Страница 25
– Przyszedlem… chcialem… To znaczy chcialem o czyms z pania porozmawiac.
Slyszac, jak sie placze, Juliana uniosla brwi.
– Ach, tak. Napije sie pan kawy? Jeszcze nie jadlam sniadania.
– Oczywiscie. – Martin sprobowal sie odprezyc. – Tak, chetnie napije sie kawy w pani towarzystwie.
Martin obserwowal Juliane, podczas gdy lokaj wniosl srebrna tace z dzbankiem kawy i dwie filizanki. Choc nie patrzyla na niego, wiedzial, ze reaguje na jego bliskosc rownie silnie, jak on na jej obecnosc.
Kawa pachniala wspaniale. Martin nagle uswiadomil sobie, ze od poprzedniego dnia nie mial nic w ustach i jest glodny. Juliana nalala kawy, precyzyjnie i sprawnie. Podala mu filizanke i pytajaco uniosla brwi.
– A wiec… o czym chcial pan ze mna mowic, panie Davencourt?
– Chodzi o Kitty – zaczal Martin. – O moja siostre Kitty Davencourt. Powiedziala mi, ze wczoraj wieczorem przegrala do pani dwanascie tysiecy gwinei.
Juliana gwaltownie podniosla glowe. Sprawiala wrazenie troche zaskoczonej.
– Nie wiedzialam, ze to byla panska siostra. Myslalam… Chodzi o to, ze zostala mi przedstawiona jako Kitty Davenport.
Martin uniosl brwi.
– Czy robiloby pani roznice, gdyby pani znala prawde? W oczach Juliany dostrzegl blysk rozbawienia.
– Moze. Pomyslalabym dwa razy, zanim darowalabym jej dlug.
Martin zastanawial sie, czy ona sie z nim droczy. Odchrzaknal.
– Tak… Coz… powiedziala mi, ze pani darowala jej dlug. Zastanawialem sie, dlaczego pani to zrobila.
Juliana spojrzala na niego przeciagle i z namyslem jak drapieznik szykujacy sie do ataku.
A ja zastanawiam sie, co panna Davencourt tam robila. Natychmiast zostal zepchniety do defensywy, o co, jak doskonale wiedzial, chodzilo Julianie.
– Ja spytalem pierwszy – powiedzial spokojnie. – Dlaczego darowala pani dlug Kitty?
Wyczuwal, ze jest poirytowana jego uporem, choc jej twarz nie ujawniala zadnych uczuc. Machnela lekcewazaco reka.
– Darowalam dlug, bo mialam na to ochote. Wczoraj wieczorem zebralo mi sie na wspanialomyslnosc.
Martin utkwil w niej wzrok.
– Zrezygnowala pani z dwunastu tysiecy gwinei dla kaprysu? Teraz wygladala na bardzo poirytowana.
– To niezupelnie byl kaprys. Ale, tak, postanowilam jej darowac dlug, bo tak mi sie chcialo.
Wychylil sie do przodu. Wiedzial, ze ona cos ukrywa, wiedzial, ze chodzi o cos wiecej, ale watpil, ze powie mu prawde.
– Nie dlatego, ze zrobilo sie pani jej zal? Nie dlatego, ze jest taka mloda i, widzac jej zagubienie, poczula pani litosc?
Juliana usmiechnela sie slabo.
– Z pewnoscia nie. W pokoju karcianym nie ma miejsca na litosc, panie Davencourt. Wygrywaj albo plac.
Martin stlumil w sobie gniew na mysl o tych wszystkich latwowiernych mlodych damach ulegajacych urokowi stolikow do gry.
– Filozofia, ktora kieruje sie pani sama, jak przypuszczam – powiedzial lagodnie – choc slyszalem, ze ostatnio narobila pani sporo dlugow i nie moze ich posplacac.
Juliana spojrzala na niego hardo.
– To nie panska sprawa.
– Chyba nie. Ale moja mlodsza siostra to moja sprawa i nie chce, zeby dostala sie pod wplyw wytrawnych graczy.
– W takim razie powinien pan trzymac ja z dala od karcianych stolikow, panie Davencourt – zaznaczyla Juliana z nieskrywana pogarda. – Nie odpowiedzial pan na moje pytanie. Co ona tam robila? Od tego nalezaloby zaczac.
Martin westchnal. Choc nie uwazal, ze jest winien Julianie Myfleet wyjasnienie, powiedzial:
– Moje siostry ostatnio utracily przyzwoitke. Ubieglego wieczoru Kitty byla pod opieka lady Harpenden. Zdaje sie, ze jasnie pani czyms sie zajela i nie zauwazyla, jak Kitty wymknela sie do pokoju gier. Lady Harpenden byla naprawde zrozpaczona, kiedy to odkryla, dlatego Kitty byla zmuszona wyznac mi cala prawde. – Przerwal na chwile. – Powiedziala mi, ze radzila jej pani, zeby nic nie mowic, lady Juliano.
Juliana wzruszyla ramionami.
– Po co miala to robic, skoro darowalam jej dlug? – Westchnela. – Na nieszczescie mlode damy palaja, zdaje sie, przemozna checia wyznawania swych grzechow.
Martin przytrzymal jej wzrok.
– A nieco starsze?
– Doswiadczenie uczy, ze nie nalezy wyjawiac sekretow – powiedziala lekko. Zmarszczyla brwi. – Cos martwi panska siostre, panie Davencourt. Zwierzyla sie mi wczorajszego wieczoru i uwazam, ze powinien pan z nia porozmawiac.
– Zrobie to. – Martin znow sie zirytowal. Dlaczego Kitty latwiej przyszlo porozmawiac z Juliana Myfleet niz z wlasnym bratem? Najpierw Brandon, teraz jego siostra.
– Nie ma potrzeby, zeby zaprzatala sobie pani glowe zachowaniem Kitty, lady Juliano – ciagnal surowo. – Zajme sie ta sprawa.
– Rozumiem. – Juliana popatrzyla na niego z namyslem. – Jeszcze kawy, panie Davencourt?
Martin wstal.
– Nie, dziekuje. Musze podziekowac pani za zyczliwosc wobec Kitty, tak sadze. A moze byl to pani impuls wielko dusznosci?
Juliana takze wstala. Byla wysoka; nie musiala zbytnio zadzierac glowy, zeby spojrzec mu w oczy.
– Moze pan to nazywac, jak pan sobie chce, panie Davencourt.
– Jesli spotka ja pani kiedys w pokoju do gry…
– Prosze sie nie obawiac. Ogram ja bez litosci. – Juliana zmierzyla go wzrokiem. – Prosze trzymac Kitty z daleka od kart, panie Davencourt. Jestem przekonana, ze nie chcialby pan, by nabrala upodobania do hazardu.
Martin westchnal ciezko. Byl przygnebiony.
– Moze jest juz na to za pozno.
– Zapewniam pana, ze nie. Ona nie gra dlatego, ze chce to robic. Gra, bo ma w tym pewien cel. Obiecala mi, ze z tym skonczy, jednakze naprawde powinien pan z nia porozmawiac. Ale juz o tym mowilismy i pan nie chce, zebym sie w to wlaczala.
Juliana szybko przeszla przez pokoj, podeszla do kominka i wyciagnela reke, chcac pociagnac za tasme dzwonka. Martin przykryl jej dlon swoja. Wiedzial, ze ze strony Juliany chodzi tu o cos wiecej niz przelotny kaprys. Jeszcze raz go zaskoczyla i ani na krok nie przyblizyl sie do rozwiazania zagadki.
– Jeszcze chwile, lady Juliano. Czy wie pani, jak zerwac z nalogiem gry?
Juliana zawahala sie. Martinowi wydalo sie, ze w jej oczach dostrzega blysk gniewu. Uniosla podbrodek i zmierzyla go chlodnym wzrokiem.
– Chodzi panu o moja gre czy o gre Kitty, panie Davencourt?
Martin spojrzal na nia badawczo.
– Jak sobie pani zyczy. Rzucilaby pani gre? Juliana rozesmiala sie krotko.
– Z pewnoscia nie. Karty dostarczaja mi rozrywki.
– Nie zapominajmy o upodobaniach do lekkomyslnych zartow. – Martin siegnal do kieszeni. – Wciaz mam pani naszyjnik.
– Dziekuje. – Juliana wyciagnela reke i Martin polozyl na niej srebrny lancuszek.
– Przepraszam za to, co powiedzialem tamtego wieczoru – powiedzial powoli.
– Dlaczego mialoby panu byc przykro, panie Davencourt? Powiedzial pan prawde, tak jak pan ja widzial.
– Bylem zbyt surowy.
– Poradze sobie z tym, panie Davencourt. Nie rozmawia pan teraz z jakas skulona debiutantka Slyszalam juz wiele brutalnych slow. Poza tym mial pan slusznosc. To byla potworna omylka z mojej strony.
Poczul sie zaskoczony tym uczciwym wyznaniem. Panowala nad soba doskonale, on jednak zachowal w pamieci inny obraz; twarz zalana lzami i kredowobiala, kiedy probowala ukryc rozpacz na balu u lady Babbacombe.
– Slyszalem, ze ktos poslal lady Lyon olbrzymi kosz kwiatow z przeprosinami – zauwazyl.
Juliana zachowala obojetny wyraz twarzy.
– Wierze, ze komus bylo naprawde przykro z powodu tego, co sie stalo. Uwazam tez, ze naduzyl pan mojej goscinnosci, panie Davencourt. Prosze pozdrowic ode mnie siostre. Martin zawahal sie.
– Musze pania prosic, zeby trzymala sie pani z daleka od Kitty – powiedzial ostroznie. – Wpadla na calkiem niestosowny pomysl, zeby sie z pania spotkac. Jestem pewien, ze mnie pani rozumie. Jest mloda i latwowierna i nie chcialbym, zeby dostala sie pod niepozadane wplywy.
– Pan mnie obraza, panie Davencourt – powiedziala Juliana zimno. – A wiec jestem wystarczajaco dobra, zeby mnie pan calowal, kiedy przyjdzie panu ochota, ale nieodpowiednia, by rozmawiac z panska siostra. Mysle, ze w ten sposob dal mi pan az nadto jasno do zrozumienia, jaka pan ma o mnie opinie! Co do Kitty, nie chciala rozmawiac z panem, prawda? Moze i jestem nie do przyjecia, ale pan jest dla mnie niewlasciwym mezczyzna. Pod wieloma wzgledami.
Martin zmruzyl oczy i zlapal ja za ramie.
– Nie wierze, ze uznala mnie pani za niewlasciwego tamtej nocy po powrocie z Crowns.
Juliana rozesmiala sie. Jej bystre spojrzenie najwyrazniej z niego kpilo.
– Jakie to typowe dla mezczyzn! Nie mialam na mysli panskiej umiejetnosci calowania, panie Davencourt, i na pewno swietnie pan o tym wie. Uwazam, ze pod tym wzgledem byl pan znosny.
Martin doskonale wiedzial, ze nie powinien drazyc tego tematu, ale nie byl w stanie sie powstrzymac. Juliana go rozgniewala, jak to miala w zwyczaju. Byla jak klujacy rzep pod konskim siodlem. Chocby nie wiem jak probowal, nie potrafil zapobiec irytacji. A jednak go intrygowala.
– W porownaniu z dluga lista pani wielbicieli, jak sadze – powiedzial cicho.
Spostrzegl jakis dziwny blysk w oczach Juliany, ale skwitowala jego uwage wzruszeniem ramion.
– Panskie slowa, nie moje, panie Davencourt. Juz kiedys mowilam panu, ze nie zamierzam rozmawiac z panem o moich podbojach.
Martin wpadl we wscieklosc.
– Z pewnoscia! Za to ja mam! Chce wiedziec…
– Co dokladnie chce pani wiedziec, panie Davencourt? – spytala Juliana oficjalnym tonem. – Nazwiska i szczegoly dotyczace wszystkich moich kochankow? Dlaczego chce pan to wiedziec? Czy to oznacza, ze jest pan zazdrosny?
Nastapila pelna napiecia pauza.
– Tak – odparl wreszcie Martin. – Tak, jestem. Jestem piekielnie zazdrosny.
– Do diabla, myslalam, ze pan jednak sklamie.
Martin podszedl blizej. Kiedy znizyl glowe do jej glowy, czas zatrzymal sie na jedno uderzenie serca. Dotyk jego warg, choc delikatny, rozpalil w obojgu plomien. Po sekundzie przytulil Juliane mocniej i pocalowal znow, juz nie delikatnie. Wtulila sie w niego, rozchylajac usta pod nieodpartym naciskiem jego warg. Teraz nie bylo udawania ani przedstawienia, tylko slodycz i niecierpliwosc, ktore oszolomily Martina, pozbawiajac go tchu i rozpalajac w nim pozadanie. Jego jezyk igral z jej jezykiem w zarlocznym, oszalamiajacym pocalunku, a potem Juliana cofnela sie, odpychajac go. Wyczul, ile wysilku ja to kosztowalo, i choc chcial przezwyciezyc jej skrupuly i na powrot przyciagnac ja do siebie, pozwolil, by rece mu opadly.