Tomek w grobowcach faraon?w - Szklarski Alfred. Страница 76

Rozprawa

Na poludnie od miejsca, gdzie Nil wpada do Jeziora Alberta, by wkrotce wyrwac sie z niego szerokim na kilometr korytem, w swa mozolna droge ku polnocy, niemal dokladnie posrodku miedzy dwoma osadami, Butiaba i Butisa, utworzyla sie spora zatoka. Niegdys zatonal u jej brzegow angielski parostatek [196] . Po latach wody zatoki opadly. Zasilajaca je rzeka zmienila koryto, a teren przeistoczyl sie w niedostepne bagnisko. Statek powoli zaczal wynurzac sie na powierzchnie. Nie mogl zostac zepchniety na wode i uruchomiony, ale swietnie nadawal sie na mieszkanie dla wedrowcow roznego autoramentu: poszukiwaczy skarbow i przygod, handlarzy, uciekinierow przed prawem. Przed kilku laty przybyl tu “czlowiek z Polnocy”, by przejac wladze nad mieszkancami statku. Wkrotce kierowal stad lupiezczymi wyprawami po kosc sloniowa, futra, skory i sol. Organizowal napady na karawany. Az wreszcie zaczal uprawiac proceder oficjalnie surowo zakazany: lowienie niewolnikow. Na ow “towar” nadal jeszcze nietrudno bylo znalezc nabywcow, zwlaszcza w niemieckich koloniach Afryki Wschodniej [197] , jak rowniez na znanej z handlu zywym towarem wyspie Zanzibar.

“Czlowiek z Polnocy”, znany tez jako “zelazny faraon”, znalazl nabywcow i dostarczal im ludzi. Przeprowadzil wiele takich transakcji. Zaczynal od wylapywania Murzynow w dzungli bez zbytniego rozglosu. Napad na wioske Kisumu byl pierwszym z przedsiewziec zaplanowanych na szersza skale. Po ktoryms z takich “przedsiewziec” na parostatek sprowadzono dwu arabskich kupcow z Asuanu. Czy zostali porwani, czy przybyli tu robic jakies interesy? Nie bardzo zaprzatano sobie tym glowe. W kazdym razie wkrotce po goscinnym przyjeciu zaczeto traktowac ich jak jencow. “Czlowiek z Polnocy” rozstrzygnal o ich losie: jednego zamierzal wyslac do kopalni zlota, drugiego sprzedac na Zanzibarze.

Mieszkancy parostatku nie obawiali sie rozglosu. Dzialali wszak na terenie krolestwa Bunyoro, nie utrzymujacego zbyt zyczliwych kontaktow z Europejczykami. Czuli sie bezpieczni i bezkarni w swojej niedostepnej siedzibie. Mozna ja bylo zaatakowac jedynie od strony jeziora. Wschodu i poludnia strzeglo bagnisko, polnocy – ogromny, ponad piecdziesieciometrowy nawis skalny, z ktorego spadaly w dol liczne strumienie. W bagnisku pozostalym po zatoce plawily sie krokodyle.

[196] W 1886 r. po Jeziorze Alberta plywaly dwa parostatki “Kedyw” i “Njanza”, ktore po pewnym czasie zatonely.


[197] Na terenie dzisiejszej Tanganiki handlowano niewolnikami jeszcze w latach dwudziestych XX wieku.