Impresjonista - Kunzru Hari. Страница 4
Forrester juz wie. To zjawa. Zginal w powodzi, a teraz stoi przed nim widmo, jeden z tych bytow przywolywanych podczas seansow spirytystycznych. Tyle ze ta bogini wydaje sie rzeczywista. Uformowana przez powodz z surowej gliny. Forrester zastanawia sie, czy to nie on ja stworzyl, nie on nadal jej ksztalt podczas bezsennych nocy i tulaczki po pustkowiu. Moze jest tak, zadumal sie, ze jesli czegos nam bardzo brakuje, potrafimy sprawic, by zaistnialo.
Ona zbliza sie do niego i zaczyna rozpinac mu koszule. Forrester czuje palce zmagajace sie z guzikiem, dotyk mokrych wlosow na swoim policzku, wyrazna, intensywna won kobiety, mulu i olejku do wlosow. Przesuwa dlonmi po jej skorze, rzeczywistych skaleczeniach i zadrapaniach od kamieni i galezi, i wie juz na pewno, ze ta zjawa nie jest jego wymyslem. Kobieca postac odgarnia wlosy z twarzy i patrzy mu prosto w oczy. W tej samej chwili Forrester pojmuje, ze jest calkiem odwrotnie. On jej nie stworzyl. To ona stworzyla jego. Nie ma i nigdy nie bedzie mial zadnego celu procz tego, jaki ona mu wyznaczyla.
Gdy trzaskajacy ogien osusza skore Forrestera, ona zdejmuje z niego ubranie. Nawet go nie dziwi, ze znalazl sie w jakims cieplym, zasnutym pylem miejscu z mosieznymi naczyniami na wode i sterta chrustu starannie ulozonego pod jedna ze scian. Na zewnatrz szaleje nawalnica, a w jaskini drobne kobiece dlonie zamykaja sie na jego czlonku, po czym sciagaja go na ziemie w plataninie rak i nog.
Powodz pochlania wszystko i wszystkich procz Amrity. Woda osacza ja, oblapia, zdziera z niej sari, miota nia na wszystkie strony niczym ogromny, rozwscieczony pies. Wtem zwalnia uscisk. Amrita wysuwa sie z jej objec. Drzy, gdy wiatr owiewa jej naga skore. W gasnacym swietle przeplywa obok niej strumien ludzi, zwierzat i kosztownosci, rzeczy nalezacych do ginacego swiata, ktory odchodzi w niebyt.
To dawny swiat. Ona jest matka nowego. Wpatruje sie badawczo w ciemniejacy nurt, po czym wyciaga z topieli mezczyzne o skorze barwy perly. Mezczyzna sapie jak niemowle. Odglos jego ciezkiego, urywanego oddechu podnieca ja.
Amrita odciaga na bok perlowego mezczyzne. Nad ich glowami zamyka sie sklepienie. Mezczyzna pada na ziemie. Amrita rozglada sie wokol. Jest wszystko. Wszystko, czego im trzeba. Matka nowego swiata kuca z krzesiwem i hubka w rekach, rozpala ogien i uwaznym spojrzeniem obrzuca swoje znalezisko. Twarz i wlosy mezczyzny sa wyprane z koloru, jasne i czyste jak mleko. Ma na sobie kompletnie mokry europejski stroj. Amrita zaczyna go rozbierac. Wydaje sie taki bezradny, gdy unosi rece, by pomoc przy zdejmowaniu koszuli, i gdy wspiera sie na jej ramieniu, wyplatujac sie z szortow barwy khaki.
Jest nagi i mimo swej bezradnosci piekny. Amrita wodzi palcem po jego biodrze, potem wzdluz linii wlosow rosnacych ponizej pepka. Powolutku, niepostrzezenie dlonie mezczyzny zaczynaja odwzajemniac jej dotyk. Amrita robi cos, co do tej pory istnialo tylko w jej wyobrazni, i pociaga go za soba na ziemie.
Ich seks jest nieporadny i gwaltowny. Bardziej przypomina walke, gdy obydwoje tarzaja sie po ubitej ziemi. Koncza szybko, a potem dlugo leza spleceni w uscisku, ciezko dyszac. Niezwykle uczucie cielesnej bliskosci kaze im zaczac od nowa. Robia to jeszcze dwa razy, w kotlowaninie rak i nog, by wreszcie zastygnac w rozkosznym, nieruchomym odurzeniu. Ogien zaczyna dogasac, a pot i pyl nadaja ich cialom identyczna rdzawobrunatna barwe. Barwe ziemi.
Leza w bezruchu, poki ogien calkiem nie gasnie. W tej samej chwili przez glowe Forrestera przebiega nagly impuls. Poczatkowo prawie nieodczuwalny, wzmaga sie, niosac jakas potencjalna grozbe. Forrester probuje go zidentyfikowac. Bezskutecznie. Czuje, ze ma to cos wspolnego z obowiazkami zawodowymi i rozporzadzeniami India Office. Ow impuls, coraz silniejszy, coraz bardziej namacalny, wzbudzajacy panike, kaze mu zerwac sie z miejsca i chwiejnym krokiem ruszyc tylem w strone wyjscia. Wie, ze musi stawic czola temu impulsowi albo przynajmniej dopatrzyc sie w nim jakiegos ksztaltu i sensu. Byc moze to nie ma nazwy; to bezimienne cos, co dreczy zagubionego czlowieka, ktory osiagnal juz swoj jedyny cel. Ale cokolwiek to jest, sprawia, ze Forrester blednym wzrokiem spoglada na dziewczyne, nie majac pojecia, gdzie jest i co tu robi. Wie tylko jedno – ze wlasnie calkiem odmienil swoje zycie i nie potrafi przewidziec, dokad go to zaprowadzi. Odwraca sie na piecie i wychodzi z jaskini ku wodzie, ktora przeistoczyla sie w rwaca czerwona rzeke. Kiedy przeciera oczy i rozprostowuje plecy, probujac zapanowac nad przerazeniem, z radoscia dostrzega zblizajacy sie znajomy ksztalt. Mlody cedr himalajski, wyrwany u samej nasady, plynie ku niemu w dol zalanego wawozu, trzepoczac galeziami, jakby probowal cos powiedziec. Drzewo wyglada na tak przepelnione madroscia i doswiadczeniem, ze smialo mogloby zagrac hymn narodowy. Forrester wydaje z siebie nieartykulowany okrzyk, macha reka jak przy zatrzymywaniu taksowki i wskakuje do wody. Wartki nurt porywa go natychmiast. Ostatni obraz Forrestera, jaki widzi Amrita, to pokryty mulem tulow unoszony pradem, kontynuujacy podroz, ktora ona przerwala mu kilka godzin wczesniej.
W 1918 roku Agra jest trzystutysiecznym miastem wcisnietym w zakole Jamuny. Szeroka, leniwa rzeka plynie na poludniowy wschod, by polaczyc sie z Gangesem i wraz z nim wpasc do Zatoki Bengalskiej. Agra, jedno z niezliczonych miast przytulonych do brzegow rzeki, jest mrowiskiem kupcow i rzemieslnikow, ktore zyskalo slawe okolo pieciuset lat temu, gdy Mogolowie, przybysze z polnocy, wybrali to miejsce, by wznosic na nim grobowce, malowac miniatury i snic o nowych krwawych podbojach.
Gdybyscie, na podobienstwo asa przestworzy Indry Lal Roya, mogli wyrwac sie spod dzialania sily grawitacji i ujrzec swiat z gory, zobaczylibyscie Agre jako zwarte klebowisko, wir glinianych cegiel i piaskowca. W poludniowej czesci miasta labirynt uliczek urywa sie nagle, przechodzac w siec brytyjskich kwater wojskowych pod nazwa British Cantonment. Kwatery (w oficjalnej korespondencji twardo skracane do Cantt.) skladaja sie z geometrycznych elementow, przypominajacych drewniane klocki dla dzieci. Tworza racjonalny uklad alejek, placow apelowych i koszar dla zolnierzy, narzucajacych miejscowym prawo Jego Krolewskiej Mosci Jerzego V W polnocnej czesci obszar wojskowy ma swoje lustrzane odbicie w rzedach pobielanych bungalowow dla cywilnych urzednikow panstwowych z rodzinami. Planowa geometrycznosc tego miejsca z czasem ulegla zatarciu. W indyjskim zarze kanty zlagodnialy.
Pepkiem Agry jest fort, czyli dlugie na mile mury w ksztalcie okregu, z bezdusznego czerwonego piaskowca, zamykajace w swoim wnetrzu platanine palacow, meczetow, zbiornikow wodnych i gmachow publicznych. Tuz obok biegnie most kolejowy, po ktorym przyjezdzaja do miasta pasazerowie ze wszystkich stron Indii. Ozywiony tlum na stacji Fort nigdy nie rzednie, nawet wczesnym rankiem. Jest czastka imponujacego planu rozbudowy kolei, marzenia o unifikacji, ktorej imperialni pomyslodawcy zaczeli nadawac realny ksztalt. Smugi dymu ulatujace z lokomotyw nad zamglonymi od goraca polami i zbiegajace sie na zatloczonych peronach to czesc spektaklu rozgrywanego na calym subkontynencie. Tak jak sto trzy tunele, przebite w gorach na trasie do Simli, dwumilowy most na Gangesie w Biharze czy pale dlugosci stu czterdziestu stop wbite w blotnista ziemie Suratu, scisk na stacji Fort obwieszcza potege Anglikow, technologow sprawujacych kontrole nad calymi Indiami.
Miasto tak tetniace zyciem jak Agra jest silnie naznaczone przez smierc. Glownie z winy Mogolow, ktorzy w przeciwienstwie do obecnych wladcow o zacieciu technicznym wiele mysleli o przyszlym zyciu i o tym, co zginelo dla nich bezpowrotnie, przechodzac z tego zycia do nastepnego. Na kazdym kroku pozostawili przepastne meczety, zimne pomniki nieobecnosci. Za fortem, gdzie zakreca rzeka, stoi Tadz Mahal. Mimo calego ogromu marmurowego piekna, mimo ulgi, jaka w skwarny dzien przynosi chlodna posadzka i ciemne wnetrze, jest to przygnebiajace miejsce zaloby autokraty ktore pochlonelo czterdziesci milionow rupii i kto wie ile istnien ludzkich. Wladca Szach Dzahan kochal Mumtaz-i Mahal. Teraz dowod bolu po jej stracie wznosi sie na obrzezach miasta, stworzony wysilkiem nieprzeliczonych rak, otoczony regularnym ogrodem, gdzie wyznaczaja sobie spotkania kochankowie epoki pary. Pomimo wszelkich staran milosc ciagle odmawia swego zwyciestwa i w oczach zakochanych widac zadume i melancholie.
Jak to sie nieraz zdarza, nad miastem zawislo widmo smierci. Tym razem zabojca nie jest oblezenie czy glod, lecz epidemia grypy, kroczaca przez swiat w pochodzie na wschod, zrodzona w jakiejs tajemniczej kupie odchodow za obozowiskiem amerykanskiej armii. Zanim opusci Agre, zabierze z soba jedna trzecia jej mieszkancow. Jedna trzecia wszystkich szewcow, garncarzy, tkaczy jedwabiu i metaloplastykow na bazarach; jedna trzecia kobiet tlukacych prana bielizne o plaskie kamienie nad brzegiem rzeki; jedna trzecia sposrod szesciuset rak w oczyszczalni bawelny; jedna trzecia skazancow pracujacych przy wyrobie dywanow w miejskim wiezieniu; jedna trzecia wszystkich rolnikow dostarczajacych swoje produkty na lokalny rynek; jedna trzecia bagazowych spiacych na peronach miedzy jedna zmiana a druga; jedna trzecia malych chlopcow grajacych w zabojczego dla goleni krykieta, odbijajacych pilke na swoich spalonych sloncem podworkach. Radzputowie, bramini, chamarowie, jatowie, banjowie, muzulmanie, katolicy, czlonkowie Arya Samaj i wierni kosciola anglikanskiego padna ofiara tej samej sekwencji zmeczenia, potow, goraczki i wreszcie ciemnosci.
Na swiecie epidemia pochlania wiecej istnien niz masakra, ktora wlasnie dogasa w Europie. Tutaj zawisa jak wyziewy nad platanina uliczek przylegajacych do ulicy Drummond w czesci miasta zwanej Johri Bazaar, gdzie mieszcza sie sklepiki jubilerow. Niczym pilot Roy, wlokacy za soba smuge czarnego dymu nad dalekim Londynem, spada w sam srodek pomoru, na wielki, okazaly dom, odgrodzony od zgielku ulicy wysokim ceglanym murem. Omija kawalki rozbitego szkla wienczacego szczyt muru, by runac na niski, plaski dach, gdzie rozparty na lekkim lozku chlopiec miarowo porusza reka ukryta w spodniach pizamy.