Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna. Страница 4
– Przeciez ci dalam moj numer!
– Zgubilem gdzies kalendarz. Nie szkodzi. No, do zobaczenia, moja mila!
Oddalil sie, a Tereska zostala w furtce. Na rogu ulicy obejrzal sie i pomachal jej reka.
Zupelnie zielona – myslal poblazliwie, idac do przystanku autobusowego. – Niewyrobiona szczeniara i troche histeryczka. Zeby nie te oczy i ta figura, noga moja by tam wiecej nie postala…
Moja mila… – myslala w upojeniu Tereska, wracajac powoli sciezka od furtki. – Powiedzial: moja mila… Do zobaczenia… Moja mila…
Weszla do domu, zamknela za soba drzwi i oparla sie o nie.
Nie chcial ogladac zdjec. Powiedzial, ze nastepnym razem. To znaczy, ze przyjdzie nastepnym razem. Nie przychodzil, bo myslal, ze jeszcze jej nie ma. A teraz juz przyjdzie, przyjdzie, przyjdzie. Nie obejmuje sie byle kogo na ulicy. Powiedzial: moja mila.
Stala oparta o drzwi i napawala sie swoim szczesciem. Po bardzo dlugiej chwili upojenia w jej sercu zaczelo przygasac. Najpierw zmacilo sie lekko, potem jakby peklo, a potem zamienilo sie w wulkan niepokoju. Mrok padl na jej dusze i na oswietlony zachodzacym sloncem przedpokoj, na ktory patrzyla niewidzacym wzrokiem. Dlaczego wlasciwie tak sie spieszyl? Skoro juz przyszedl, skoro ja zastal, skoro ciagle trwa ciche, niedzielne popoludnie… Dlaczego nie chcial zostac dluzej? Nie wykazywal entuzjazmu, byl wrecz niezadowolony, patrzyl na nia jakos krytycznie… Pewnie zrazil sie! No pewnie, zachowala sie jak skonczona kretynka!
Poczula, ze jest jej zwyczajnie niedobrze, wielka dynia zaczela dlawic ja w gardle i ogarnal ja wstret do samej siebie. Poczula, ze sie niechybnie udusi, jesli natychmiast nie podzieli sie z kims tym okropnym, cudownym, tak przerazajaco skomplikowanym przezyciem. Zemdleje, peknie albo zacznie tluc glowa o sciane.
Jedyna osoba na swiecie, z ktora mozna sie bylo podzielic zarowno tym, jak i innymi przezyciami, byla Okretka, ukochana przyjaciolka Tereski. Okretka chyba jeszcze nie wrocila ze wsi…
Okretka – nie bylo to oczywiscie imie nadane z okazji chrztu, lecz zdrobnienie imienia Alina. Rzecz zostala zalatwiona w szkole, gdzie droga naturalnych skojarzen do pospolitego zdrobnienia Linka, Lina dodano „okretowa”. Imie „Lina okretowa” bylo zbyt dlugie i niewygodne, i w skrocie wyszla z tego Okretka. Nastapilo to tak dawno temu, ze sama Okretka zapominala niekiedy, jak ma naprawde na imie.
Okretka miala wrocic z wakacji w ostatnich dniach miesiaca i na dobra sprawe powinna byla jeszcze siedziec na wsi. Mozna bylo spodziewac sie jej pojutrze. Tereska wiedziala o tym, wiedziala, ze Okretki nie ma, ze nikogo nie zastanie, ale pchajaca ja do zwierzen sila byla tak przemozna, ze wbrew oczywistosci postanowila sprawdzic. Okreslenie „postanowila” jest niewlasciwe. Nic nie postanawiala, tylko zwyczajnie nie myslac i nie zastanawiajac sie odwrocila sie i wybiegla z domu, zatrzaskujac za soba frontowe drzwi.
Okretka mieszkala na peryferiach miasta w prowizorycznym, murowanym baraku, stanowiacym cos w rodzaju dwupokojowych domkow jednorodzinnych, przeznaczonych do rozbiorki. Mieszkancy baraku juz od trzech lat lada tydzien mieli dostac prawdziwe mieszkania i juz od trzech lat zyli w atmosferze tymczasowosci.
Oczekiwanie na tramwaj czy autobus bylo w tej chwili absolutnie ponad sily Tereski. Popedzila do przyjaciolki droga na przelaj, przez pola, bezdroza i ogrodki dzialkowe, w okolice dworca kolejowego na Sluzewie. Byla tak pewna, ze Okretka jeszcze nie wrocila i ze wizyta u niej jest calkowicie pozbawiona sensu, ze na widok otwartych drzwi i nie rozpakowanych bagazy Tereska oslupiala ze zdumienia i niemal zapomniala, po co przyszla.
– Co za szczescie, ze jestes! – wykrzyknela z bezgraniczna ulga. – Myslalam, ze cie nie ma! Kiedy przyjechalas? Okretka, widzac Tereske, ucieszyla sie nadzwyczajnie i pomyslala, ze przywiodla ja chyba telepatia.
– Przed chwila – odparla. – Widzisz, co sie tu dzieje. Dobrze, ze jestes, bo inaczej musialabym jeszcze do ciebie leciec z kiszka. Pomoz mi!
Sposrod paczek, tobolow i walizek wywlokla z wysilkiem jakis wielki wor. Uszczesliwiona i zachwycona radosna niespodzianka Tereska nie zrozumiala wprawdzie jej wypowiedzi, ale natychmiast przyszla z pomoca.
– Co to jest? Sluchaj, musze z toba zaraz porozmawiac! To miekkie? Co ty masz zamiar z tym zrobic? Zostaw to, musisz sie z tym szarpac? Chodzmy stad!
Nie moge, musze pomoc mamusi. Zabierz ten koszyk… Ostroznie, to jajka! Czekaj, pomozesz mi to zaniesc.
– A co to w ogole jest?
– Pierze. Dla jednej pani. Ona tu mieszka niedaleko. Pomoge mamusi rozpakowac i potem pojdziemy z tym pierzem. I z jajkami. I ze smietana. I z maslem.
Tereska z powatpiewaniem przyjrzala sie tobolom, a potem Okretce. Proza zycia wdzierala sie brutalnie i obrzydliwie w poezje uczuc.
– I z czym jeszcze? – spytala zgryzliwie. – Z mlekiem, z serwatka, ze slonina, z kielbasa? Calego wolu dla tej pani nie przywiozlas?
– Z kielbasa, tak – przyswiadczyla Okretka polprzytomnie, usilujac rozplatac gruby sznur. – Cholera, jak ten glupi Zygmunt to zaplatal… Daj mi cos! Zlamalam sobie paznokiec!
– Przetnij – poradzila niecierpliwie Tereska.
– Wykluczone, to sznur od bielizny.
– No to co? Zawiazesz potem supel.
– Nie mozna, przeciez ci mowie, ze to sznur od bielizny!
– To co z tego, na litosc boska?! Sznur od bielizny nie moze miec supla?!
– Nie moze.
– Dlaczego?
– Nie wiem. Ale nie moze. Daj cos sztywnego. Gwozdz, drut, cokolwiek.
– Linka, przeloz tu nasze jajka – powiedziala pani Bukatowa, zagladajac do sieni z kobialka w raku.- O, Tereska! Skad sie tu wzielas? Dobry wieczor. Znalazlas sie jak na zawolanie, przywiozlam kaszanke ze wsi, wezmiesz dla twojej mamy.
Okretka wydarla swojej matce kobialke z reki i wepchnela ja Teresce, ktorej udalo sie wreszcie rozplatac sznur od bielizny.
– Przeloz tu jajka. Czterdziesci… nie, piecdziesiat, nie, mamusiu, ile dla nas?
– Piecdziesiat. Walizke zostaw, ja rozpakuje.
Tereska poczula sie zniecierpliwiona.
– Swieta Madonno, czyscie ograbily bogatego chlopa?! Po jakiego diabla tyle tego?! Cale gospodarstwo rolne! Cozes taka schetana, piechota szlas cala droga z tym wszystkim, czy co?!
– A co ty myslisz? Wyobrazasz sobie te podroz? Z tymi tobolami! I z przesiadka! Wszyscy ludzie jada do Warszawy, w pociagu pieklo nie z tej ziemi! Nie bylo innego, tylko osobowy!
– To po co to bylo wozic?
– Bo wszystko swieze – powiedziala Okretka stanowczo. – W miescie tego nie dostaniesz. Taka kaszanka to bywala przed wojna, a jajka prosto od krowy. A pierze z prawdziwych gesi. Czekaj, trzeba wyjac smietane dla tej pani…
Tereska z rezygnacja uznala, ze musi sie poddac. Okretka nie oprzytomnieje, dopoki nie skonczy sie to pandemonium z bagazami. Nie pozostalo jej nic innego, jak tylko wziac w tym udzial, zeby krocej trwalo. Rozpierajace ja uczucia nie chcialy jednakze czekac i musialy sie zaczac uzewnetrzniac.
– Byl Bogus – powiedziala z pozorna obojetnoscia, przytrzymujac duza torbe.
Okretka, ktora na obozie byla swiadkiem poczatkow romansu, upuscila paczke z kielbasa.
– Co? O Boze, zdenerwowalam sie! – powiedziala niespokojnie. – I co?
– Wlasnie nie wiem – odparla Tereska, rownoczesnie promienna i zgnebiona.
– Musze z toba o tym porozmawiac. Dzisiaj byl. Dopiero co poszedl.
– Jak to, dopiero dzisiaj? Myslalam, ze juz dawno! Czekaj, to pierze do gory nogami, bo inaczej sie rozleci…
Nawet najgorsze udreki miewaja jakis kres. Obarczone tobolami Okretka i Tereska udaly sie do mieszkajacej w poblizu sasiadki. Przekazaly produkty. Wrocily. Tereska dostala wielki kawal kaszanki, ktory przyjela z najdoskonalsza obojetnoscia, wylacznie dla swietego spokoju. Okretka postanowila odprowadzic przyjaciolke. Nastepnie Tereska odprowadzila Okretke. Nastepnie znow Okretka Tereske…
– Bo ty jestes dziwnie glupia – powiedziala z niezadowoleniem, uslyszawszy relacje z wydarzen. – Nie wiem, co to jest, ale jak ci sie ktos kompletnie nie podoba i w ogole masz go w nosie, to jestes taka zachwycajaca, ze az sie niedobrze robi. Inteligentna i uwodzicielska, i Bog wie co. A przy Bogusiu wyraznie idiociejesz. Juz na obozie to zauwazylam, tylko nie zdazylam ci powiedziec. Na poczatku bylas do rzeczy, a potem wyraznie zglupialas.