Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna. Страница 7
– Wam sie wydaje, ze to sa zarty – powiedziala z gorycza zdenerwowana nieco pani Marta. – A niedlugo juz dojdzie do tego, ze wyrosniecie na ludzi!
– Nie byloby w tym nic szczegolnie zlego – zauwazyla Tereska w chwilowym przyplywie przytomnosci umyslu.
– Tak, tylko ze to nie jest pewne…
Tereska nie widziala powodow, dla ktorych nie mialoby to byc pewne. Rodzina widocznie oszalala i popadla w obledna przesade. I ona sama, i jej brat chodzili do szkoly, uczyli sie dobrze, nie oddawali sie zadnym nalogom i na ogol nie robili nic zlego. Zreszta, mozliwe, ze nie jest to pewne w stosunku do Januszka, ale nie w stosunku do niej. Czepiali sie. Zwyczajnie sie czepiali, bo zapewne nie mieli co robic. Nie mieli wlasnego, atrakcyjnego zycia, najlepszy dowod ciotka Magda, same bledy i pomylki, i dlatego usilowali wnikac w intymne sprawy jej jestestwa, wylacznie po to, zeby je wysmiac, skrytykowac i przerobic na swoje niezyciowe, zmurszale, zacofane kopyto.
Nienawidze ich – pomyslala. – Nienawidze. Czy oni sie nigdy nie odczepia? Co za wstretna rodzina…
Ulga, jakiej doznala po skonczeniu posilku, opuszczeniu pokoju i wejsciu na gore, w niklym stopniu zlagodzila burze jej uczuc i nie zdolala zmienic wyrazu twarzy. Wciaz jeszcze zionac nienawiscia Tereska weszla do lazienki i odruchowo spojrzala w lustro.
Lustro bylo prawdomowne. Bez milosierdzia pokazalo czerwona, nadeta, nabzdyczona twarz, posepne spojrzenie i malpio zmarszczone czolo. Tereska przez chwile nie rozumiala, co widzi, a potem nagle ogarnal ja poploch.
No nie! – pomyslala ze zgroza. – To nie jest twarz, to jest wrecz przeciwnie! I oni to widzieli? Tylko by tego brakowalo, zeby jeszcze i moj Bogus zobaczyl! I ja mu sie chce podobac!
Okropne zdenerwowanie, wynikle z faktu, ze jej prywatne, najtajniejsze uczucia, wylazac na twarz, daly sie dostrzec otoczeniu, zgaslo, w zarodku stlumione bloga slodycza. Jej Bogus… Byl, przyszedl, jest, jeszcze przyjdzie…
Lustro uczciwie zmienilo zdanie. Pokazalo promienne oczy i przesliczny, radosny usmiech i Tereska z prawdziwa przyjemnoscia przyjrzala sie temu obrazowi. Z aprobata kiwnela glowa swemu odbiciu, po czym spochmurniala na nowo. Przypomniala sobie, ze dla niektorych osob takie twarze au naturel sa malo interesujace i wobec tego nalezaloby opracowac jakis stosowny, wyszukany maquillage. W szafce w lazience znajdowaly sie rozmaite kosmetyki…
Ciotka Magda weszla na gore, miala bowiem do Tereski interes. Zamierzala ja poinformowac, ze corce jej przyjaciolki trzeba bedzie udzielac korepetycji w zakresie szkoly podstawowej juz od poczatku roku szkolnego. Nie znalazla siostrzenicy w pokoju, zobaczyla swiatlo w lazience i zajrzala do srodka.
Zajeta twarza Tereska zapomniala zamknac drzwi. Ciotka Magda ujrzala przed lustrem cos, co zamurowalo ja na dluga chwile. Jej szesnastoletnia siostrzenica sczesywala sobie wlasnie ciemnoblond wlosy na jedna strone twarzy, przy czym twarz ta prezentowala widok niezwykly. Jasne, zielonkawe oczy, zrobione dookola na niebiesko, obwiedzione podwojnymi czarnymi kreskami w oprawie rzes i brwi, pociagnietych czarnym tuszem, robily niesamowite wrazenie. Na grubej warstwie kremu i pudru ciemne rumience w odcieniu cyklamen gryzly sie wsciekle z cynobrowa szminka, jedyna, jaka Tereska znalazla w szafce. Jej wlasna szminka bylaby niewatpliwie odpowiedniejsza, ale nie chcialo jej sie teraz wychodzic i szukac w torebce. Efekt calosci byl wstrzasajacy.
Ciotka Magda pomyslala sobie, ze Tereska wyglada z tym wszystkim nader oryginalnie, tyle ze o dobre dziesiec lat starzej. Nastepnie pomyslala, ze jej siostrzenica wyrosnie na piekna kobiete. Nastepnie pomyslala, ze prawdopodobnie juz sie uwaza za kobiete i tylko by tego brakowalo, zeby zaczela na co dzien z taka twarza chodzic po miescie. Nastepnie zaciekawila sie, czy Tereska nie rozroznia kolorow, czy tez moze teraz jest taka moda wsrod mlodziezy. Nastepnie powiedziala:
– Mariolka potrzebuje w tym roku korepetycji od zaraz. Idz sie tam jutro umowic. Jesli nie zmyjesz tego wszystkiego porzadnie, za pare lat bedziesz starsza ode mnie. Zadna twarz nie zniesie czegos takiego na dluzsza mete.
Nastepnie odwrocila sie i zeszla na dol.
Cale zadowolenie z efektu zabiegow kosmetycznych splynelo z Tereski jak woda z tlustego drobiu. Jak mogla nie zamknac drzwi? Jak mogla narazic sie na to, ze wlezie tu ta glupia ciotka, i w ogole po co ona tu wlazla? Aha, w sprawie korepetycji… Co za potworny dom, w ktorym czlowiek nie ma miejsca dla siebie, nie moze byc sam, w ktorym wszyscy wszedzie wtykaja nos i do wszystkiego sie wtracaja! Czy ona nie ma prawa do wlasnego zycia i czy to zycie musi byc takie skomplikowane i uciazliwe?!
Myjac zeby z ponura wsciekloscia zastanawiala sie, skad wziac to miejsce dla siebie i ten swiety spokoj. Skad wziac takze pieniedzy na kosmetyki, na modna odziez, na fryzjera i manikiurzystke. Nie moze przeciez teraz, przy Bogusiu, wygladac jak ofiara powodzi! Nie pojdzie na spotkanie z nim w byle czym, w szkolnej spodnicy, w starych pantoflach na niemodnych obcasach i bez twarzy…
Na zwiekszone dotacje ze strony rodziny nie bylo co liczyc, ale do tego Tereska byla przyzwyczajona. Od dwoch lat juz swoje prywatne potrzeby zaspokajala we wlasnym zakresie, z niechecia i wstretem udzielajac korepetycji, ktorych nie cierpiala, ale ktore dawaly wyrazne korzysci materialne. Teraz przypomnienie, ze pierwsze korepetycje ma juz zalatwione, pocieszylo ja w znacznym stopniu. Przypomnienie przyczyn, dla ktorych musi pieknie wygladac, pocieszylo ja jeszcze bardziej. Uwaga ciotki Magdy o wytrzymalosci twarzy zaklopotala ja na chwile, ale od razu znalazla wyjscie. Jasna jest rzecza, ze rownoczesnie z makijazem nalezy stosowac odswiezajace i odmladzajace maseczki kosmetyczne i nie nalezy z tym zwlekac do poznej starosci, na przyklad wieku trzydziestu lat, tylko trzeba zaczac juz teraz. Systematycznie. Maseczki, jak wiadomo, dzialaja dlugofalowo. Teraz zaczac i potem zadbanej i odpowiednio traktowanej twarzy juz nic nie zaszkodzi i za piec lat Bogus bedzie patrzyl na nia z rosnacym zachwytem…
Atmosfera ucisku i przygnebienia rozwiala sie jak dymy na wietrze i zasypiajac Tereska czula wyraznie, ze wbrew wszystkiemu zycie moze okazac sie bardzo piekne…
– Dwie sa nowe, a reszta stare – powiedziala szeptem Okretka, kiedy zziajana Tereska w ostatniej chwili dopadla swojej lawki. – W mlodszych klasach pelno chlopakow…
Szkola trwala od dwoch dni. Przechodzila wlasnie stopniowo na system koedukacyjny, co w dwoch ostatnich klasach prawie nie dawalo sie zauwazyc. Mlodsze klasy byly juz mieszane, starsze jeszcze ciagle zenskie.
Okretka przyszla wyjatkowo wczesnie tylko dlatego, ze zegar w domu spieszyl sie o pol godziny. Usilowala teraz udzielic Teresce wszystkich naraz nowych wiadomosci.
– Iwony w ogole nie ma i nie bedzie, podobno zrezygnowala ze szkoly, a Krystyna zareczyla sie na wakacjach…
Tereska zastygla w polowie otwierania teczki.
– Co zrobila? – spytala, nie wierzac wlasnym uszom.
– Zareczyla sie.
– Zartujesz!
– Jak Boga kocham. Sama mi powiedziala.
– Zwariowala chyba! Z kim?!
– Z tym swoim absztyfikantem z zeszlego roku. Z tym, ktory na nia tak czekal pod szkola. I teraz ma narzeczonego.
– Co ma?!
– Narzeczonego. Takiego jak przed wojna. Co to przynosi kwiaty i siedzi w salonie.
– Ktos tu zglupial, ty albo ona. Skad, na litosc boska, wziela salon?
– No nie wiem, moze siedza w kuchni. Albo w lazience. W kazdym razie go ma…
– Bukatowna i Kepinska – powiedziala zimnym glosem Larwa z katedry. – Czy ja mam od pierwszych dni posadzic was oddzielnie?
I Tereska, i Okretka zamilkly natychmiast. Siedzenie oddzielnie zgodnie uwazaly za najwieksze nieszczescie, jakie mogloby je dotknac w szkole. Zaniechaly konwersacji, narazajac sie na to, ze w jakiejs chwili pekna z hukiem, rozsadzone nie wyjawionymi informacjami i odczuciami.