Tomek w grobowcach faraon?w - Szklarski Alfred. Страница 65
W murzynskiej wiosce
Wodz Kisumu wyszedl na prog mieszkalnej chaty. Popatrzyl na zachmurzone niebo, pomyslal o deszczu i podziekowal bogom za ich dar. Wspominal lata suszy, gdy zdychalo bydlo, gdy nawet specjalnie zamawiani zaklinacze nie zdolali przekonac niebios. Zadowolony skinal na jedna ze swych zon. Wszyscy przebywajacy w ogrodzeniu mezczyzni wyszli teraz na zewnatrz. Kobiety zas przykryly szczelnie glowy. Najmlodsza i najbardziej ulubiona z jego zon, Agoa, podala mu garniec z porannego udoju i odwrocila sie. Nikt nie moze ogladac wodza pijacego rankiem mleko, bo sprowadzilby na wioske nieszczescie. Po spelnieniu rytualnego obowiazku Kisumu wyjal tyton z uszytego ze skory malego gryzonia kapciucha i zapalil swa dluga fajke. Lubil ten kapciuch, zrobiony przez Awtoniego, jednego z jego synow.
Byl odprezony i w dobrym nastroju, kiedy uslyszal tam-tamy [164] . Wyszedl na gore i z przejeciem sluchal dziwnych wiesci. Przypomnialy mu dziecinstwo: rzez, pozoge, krzyki i lkania… Pamietal swoj strach, gdy po powrocie z buszu nie zastal matki, a ojciec usiadl na zgliszczach chaty i milczal przez caly dzien i cala noc, dopoki syn nie zaczal plakac z glodu.
– “Strzezcie sie ludy” – wolaly bebny. – “Zly czlowiek w puszczy. Pali. Morduje. Porywa”.
Kisumu wiedzial, ze nie zdola obronic wioski.
Spojrzal na nia z miejsca, gdzie siedzial. Kilkanascie okraglych chat z drzewa i trzciny, rozrzuconych na polanie u zejscia do jeziora.
Niewielu tu mezczyzn, zwlaszcza wojownikow. Jak w kazdym plemieniu hodowcow bydla o wiele wiecej jest kobiet i cale mnostwo dzieci. Wodz niepokoil sie o wioske i o swoje wygodne w niej zycie. Wiele prac robili za niego inni. Jemu przypadalo z polowan najsmakowitsze mieso, za darmo otrzymywal piwo, skore z lamparta czy jeden z klow slonia.
Spojrzal dalej, na jezioro Luta Nziga [165] , ktore rozciagalo sie w kierunku polnocnym. Caly poludniowy brzeg zajmowalo krolestwo Bunyoro [166] , jego rodzinny kraj. Kobiety wlasnie wyruszaly, aby wydobywac sol na terenach nalezacych do wioski. Mezczyzni wybierali sie na polow ryb, ale wiekszosc pasla bydlo.
Wodz zamyslil sie gleboko. Wiele nieszczesc spadlo na nich ostatnio. Czesc bydla ukradli zlosliwi sasiedzi Bahima, a z podjetej w odwet wyprawy nie powrocilo kilku mezczyzn. W okolicy zaczal zerowac lew samotnik. Najpierw zjadal bydlo, potem posmakowal w ludzkim miesie. I na nic zdaly sie wszystkie zastawiane pulapki. “Podly zwierz” – myslal Kisumu. “Pozarl juz tylu, co palcow u rak i jednej nogi”.
Popatrzyl na zwierzeta podchodzace do wodopoju. Jak zwykle wychodzily z dzungli uwaznie, powoli, pojedynczo i stadkami, by po zaspokojeniu pragnienia znow do niej wrocic. Zapatrzony i zamyslony, sam zapomnial o ostroznosci, ktora tak podziwial. Gdy uslyszal szelest i odwrocil glowe, na obrone bylo juz za pozno. Krzyknal glosno, uniosl sie z ziemi i zaslonil wlocznia. Lew uderzyl silnie ogonem w ziemie i poderwal sie do skoku. Trzasnela zlamana dzida. Zwierz trafil go na wysokosci bioder, jedna lapa miazdzac prawe udo. Stoczyli sie obaj z pagorka. Odretwialy Kisumu nie czul bolu, chociaz byl przytomny i wszystko dokladnie obserwowal. Nie umialby powtorzyc wszystkich szczegolow, ale dokladnie pamietal moment, kiedy znalazl sie oko w oko z bestia i wyczytal z tych oczu kpine i wyrok. Drapieznik potrzasnal nim jak kot bawiacy sie mysza, zawarczal i uniosl glowe. Ryk triumfu przetoczyl sie nad okolica. Lew musial byc jednak najedzony, bo na widok nadbiegajacego o strony wioski rozkrzyczanego tlumu, oddalil sie dostojnym krokiem i zniknal w buszu. Dopiero wtedy Kisum stracil przytomnosc…
[164] Tam-tam to prawdziwy telegraf dzungli. Wydrazony pien drzewa, obciagniety z obu stron malpia skora, wydaje dzwiek o takiej czestotliwosci, ze nie tlumia go drzewa i rosliny. W dzungli nie slychac czesto strzalu karabinowego z odleglosci kilometra, a sa takie tam-tamy, ktorych glos dochodzi z kilku, a nawet kilkunastu kilometrow.
[165] Luta Nziga – w jezyku tubylcow Jezioro Alberta. Nazwa w tlumaczeniu na jezyk polski: “swiatlosc, ktora zabija szarancze”.
[166] Bunyoro – jedno z owczesnych krolestw na terenie dzisiejszej Ugandy (pozostale to: Buganda, ktora pierwsza przyjela protektorat brytyjski oraz Toro i Ankola).