Tomek w grobowcach faraon?w - Szklarski Alfred. Страница 62
*
Pociag brnal przez ponura Pustynie Nubijska, pozbawiona roslinnosci, niemal bezludna, zatrzymujac sie na kolejnych stacjach. Przed Abu Hammad przezyli niespodziewana przygode. Oto nagle, gdy pociag zwolnil, zza pustynnych skal wylonil sie na zgrabnym, szarej masci koniu, uzbrojony w ciezka dzide jezdziec. Ubrany byl w lekka, stara kolczuge i biale spodnie. Glowe okrywal mu bialy zawoj, kontrastujacy z czarna twarza. Siedzial swobodnie w niewielkim, zgrabnym, przykrytym derka siodle, bose stopy opadaly luzno wzdluz bokow konia. Pedzil, mijajac pociag, zawracajac i znowu galopujac, jakby chcial udowodnic, ze w zawodach z technika, gora jest natura. Wykrzykiwal cos przy tym, groznie machajac bronia. Nagle gwaltownie spial konia i zniknal miedzy skalami.
– Coz to za demonstracja? – zwrocil sie do Brytyjczykow Wilmowski.
– Trzeba przyznac, ze jezdziec jest znakomity – dodal Nowicki. Nie zdazyli uslyszec odpowiedzi. Nagle zza pagorkow wylonil sie konny oddzial czarnych jezdzcow. Zblizali sie do pociagu, krzyczac cos i strzelajac w powietrze. Wzrok Nowickiego spoczal na karabinie, lezacym na polce, a reka niemal bezwiednie powedrowala do kieszeni. Wilmowski rowniez wygladal na zaniepokojonego. Smuga usmiechal sie zagadkowo, a obaj oficerowie spokojnie wymieniali jakies uwagi.
– Co oni zamierzaja? – zawolal Nowicki.
– Bez paniki, Tadku, panowie zaraz to wyjasnia – odpowiedzial Smuga.
– To tylko pokaz jezdzcow pustyni, Sza’ikijczykow – rzekl Blake.
– Za chwile pojawia sie na stacji w Abu Hammad i zbiora zasluzony bakszysz.
– A to dopiero – westchnal Nowicki, wyjmujac z kieszeni portfel zamiast rewolweru.
– Lepiej nie dawac im pieniedzy, bo i po co? – poradzil Gordon.
– Zadowola sie papierosami, zywnoscia… Najchetniej zreszta wezma proch lub srut.
Rzeczywiscie, jezdzcy czekali na stacji. Ustawili sie karnie w szeregu, krotko trzymajac parskajace, parujace konie. Nie byl to bynajmniej koniec popisu. Przed szereg wyjechal ow pierwszy. Na koncu peronu ustawiono tarcze wielkosci dobrze zbudowanego czlowieka. Sza’ikijczyk wolno posuwal sie wzdluz pociagu. Kon szedl to prosto, to bokiem, wolniej, szybciej… Stawal w miejscu, zawracal, tanczyl… Jego pan kierowal nim glosem i lekkimi ruchami nog, choc w kazdym ze strzemion tkwil tylko jeden, duzy palec. Pasazerowie patrzyli urzeczeni. Wreszcie jezdziec dojechal do konca peronu i nagle zawrocil galopem. W jego reku ni stad ni zowad pojawilo sie cztery czy piec lanc. Rzucone niemal jednoczesnie, a jednak kolejno, wszystkie utkwily w tarczy. Rozlegly sie gromkie brawa. Jezdziec przejechal jeszcze raz wzdluz wagonow, jakby dziekujac za uznanie. Dwu innych zsiadlo z koni i zbieralo podarunki.
– Sza’ikijczycy uchodza za rabusiow i lupiezcow. Sa narodem wojownikow, gardzacych rolnictwem i handlem – opowiadal Blake, gdy wrocili do pociagu. – W czasie wojny z Mahdim staneli po stronie Brytyjczykow, stad znam niektorych z nich, zwlaszcza tych starszych. Sa honorowi i bardzo goscinni. Zdarzylo mi sie raz, kiedy zapuscilem sie samotnie w pustynie, ze napadli mnie i doszczetnie obrabowali. Gdy dojechalem do pobliskiej wioski, gdzie mialem znajomych, niemal natychmiast zwrocono mi moja wlasnosc. Gosc i przyjaciel sa dla nich osobami swietymi, nietykalnymi.
– Czy zauwazyli panowie regularne blizny na twarzy najsmielszego z jezdzcow? – spytal Gordon.
– Oczywiscie! Czy one cos oznaczaja?
– U niektorych plemion z pustyni gornego Egiptu i poludniowego Sudanu zaznacza sie w ten sposob przynaleznosc do znakomitego rodu – wyjasnil Blake.
Pociag jechal teraz niemal wzdluz Nilu. Krajobraz wyraznie sie zmienil. W okolicy Barberu, gdzie do Nilu wpada Atbara [155] wsrod grup palm daktylowych pojawialy sie coraz czesciej sykomory i akacje. Wjezdzali w sahel [156] , teren przejsciowy miedzy pustynia a sawanna. Powierzchnia porosnieta byla zielonymi przy brzegu, a dalej zoltymi, niskimi trawami oraz kolczastymi krzewami, splatanymi ze scielaca sie po ziemi bylina, ktora rozkwitala wlasnie duzymi rozowoczerwonymi kwiatami. Ten widok towarzyszyl im juz do samego Chartumu.
Rozmawiali teraz coraz czesciej o trudzie zycia mieszkajacych tu ludzi.
– Wszystko rozumiem – podsumowal jedna z dyskusji Nowicki. – Ale jak oni radza sobie z taka mala iloscia wody… Ani sie napic do syta, ani umyc, ani uprac…
– Radza sobie doskonale – odparl Blake. – Jesli wyjrzy pan przez okno, to miedzy akacjami dostarczajacymi arabskiej gumy [157] , zauwazy pan krzew, uzbrojony w kolce o skorzastych lisciach i jadalnych, podobnych do daktyli, owocach. Otoz nasion tej rosliny uzywa sie tu do prania zamiast mydla.
– Niedaleko stad, w Kordofanie, spotyka sie tak zwane wodne melony, ktorych sok doskonale gasi pragnienie i sluzy za przyprawe do potraw. Soczyste lupiny owocow nadaja sie na pokarm dla koz i wielbladow – dodal Gordon.
– Popatrzcie – przerwal im nagle Smuga. – Gazele! [158]
Spojrzeli przez okno. Przestraszone przez pociag, umykaly najpierw rownolegle do niego, a potem uskoczyly w bok.
– To dorkas – dodal Gordon. – Bardzo wytrzymale na upal. W porze chlodnej wytrwaja bez wody az dwanascie dni, w goracej cztery. Jeszcze bardziej wytrzymale sa oryksy. Gdy jest troche zieleni, z powodzeniem moga nie pic przez miesiac.
– Sa zatem bardziej wytrzymale od wielblada! – powiedzial Wilmowski. Nowicki zas zwrocil sie wprost do Gordona:
– Doskonale orientuje sie pan w faunie sahelu – ni to stwierdzil, ni zapytal.
– Owszem! – odparl Gordon. – Kiedys duzo polowalem. Mozna tu oprocz antylop dorkas i oryks, spotkac jeszcze takze odporne na niedostatek wody addaksy oraz cala mase gryzoni, zajecy, suslow, myszy, chomikow.
Poznawanie przyrody i zwierzat roznych krajow bylo nie tylko praca grupki podroznikow, ale takze ich wielka przyjemnoscia. Dostrzegli, ze takze pod tym wzgledem znalezli w osobie Gordona prawdziwie bratnia dusze. Pomysleli, jak bardzo Tomek ucieszylby sie takim zbiegiem okolicznosci. Po tej rozmowie zamilkli nagle, bo dotknela znowu rany zbyt swiezej, by zdazyla sie zabliznic. Obaj oficerowie angielscy zdawali sie nie zwracac na to uwagi. Gordon jednak przy pierwszej okazji, kiedy opuscili przedzial, zapytal Nowickiego:
– Przepraszam za niedyskrecje, ale… jakos tak nagle wszyscy panowie posmutnieli. A mloda pani Wilmowska sprawia wrazenie jakby przezywala cos bardzo dramatycznego?
– Coz, chyba nie da sie tego ukryc. Niedawno wszyscy stracilismy przyjaciela. Pan Wilmowski zas syna, a Sally meza – z prostota odpowiedzial Nowicki.
– Moj Boze – szepnal Gordon. – Jeszcze raz przepraszam.
– Nie ma w tym zadnej tajemnicy, chociaz przyznaje, ze nielatwo o tym mowic.
– Czyzby to byl wypadek?
– Nie ma czego ukrywac – zdecydowanie powtorzyl Nowicki i kiedy wkrotce dolaczyl do nich Blake, opowiedzial wszystko obu oficerom.
– Wstrzasajaca historia – Blake byl wyraznie poruszony.
– Scigacie zbrodniarza, ktory moze ukrywac sie gdzies w poblizu Jeziora Alberta? – Gordon chcial znac konkrety.
– Tam prowadzi trop – odrzekl krotko Nowicki.
– W Chartumie sprobujemy sie czegos dowiedziec, pomoc. Stanowcza obietnica Gordona zakonczyla te trudna rozmowe.
[155] Atba:a – pierwszy doplyw Nilu (prawy), jesli patrzec od Morza Srodziemnego, a ostatni – od zrodel.
[156] Sahel – z arabska: skraj, brzeg.
[157] Acacia verec (seyal) i Acacia ferriginea – sluz wydzielany przez te rosliny twardnieje na sloncu, latwo rozpuszcza sie w wodzie, sluzy do wyrobu klejow, farb artystycznych i lekow jako tzw. srodek oslaniajacy. Zbiera sie po porze deszczowej.
[158] Gazele – nazwa nadawana grupie gatunkow z rodziny kretorogich, nalezacych do antylop. Gazele roznia sie od nich niewielkimi rozmiarami i budowa ciala. Przystosowane sa do szybkiego biegu. Addaks lub adaks (Addaks nasomaculatus), dorkas (Gazeta dorcas), oryks (Oryx gazella) – gatunki gazeli zamieszkujace m.in. Sudan.