Tajemnica Kaszl?cego Smoka - Hitchcock Alfred. Страница 25

Rozdzial 14. Zaczyna sie polowanie na smoka

– Mam nadzieje, ze jestescie w odpowiednim nastroju, aby pojsc do kina – zwrocil sie Jupiter do swych dwu przyjaciol. – Bo jezeli wszystko dobrze pojdzie, niedlugo zobaczymy fajny film.

Bob i Pete popatrzyli na siebie obojetnie, a potem przeniesli wzrok na Jupitera. On zas, nie zwracajac uwagi na ich pytajace spojrzenia, jedna reka podniosl sluchawke i wybral numer, druga zas notowal cos w dalszym ciagu.

W chwile pozniej uslyszeli glos Alfreda Hitchcocka.

– Ale jestes szybki, Jupe. Rozwiazales juz zagadke zaginionych psow z Seaside?

Jupiter usmiechnal sie.

– Nie do konca, prosze pana. Dzwonie do pana w zwiazku z tym, co mi pan powiedzial przed chwila. Wspomnial pan, ze panski przyjaciel, pan Allen, byl specjalista od smokow i wykorzystywal je w swoich horrorach.

– Oczywiscie. Robil filmy z nietoperzami, wilkolakami, wampirami, upiorami, duchami, smokami… Byle tylko widzowie odchodzili od zmyslow ze strachu! Szkoda, ze jego filmy powstaly tak dawno, zanim wy pojawiliscie sie na swiecie. Moge cie zapewnic, ze milosnicy filmow Henry'ego do dzis dostaja gesiej skorki na samo tylko wspomnienie potworow, ktore w nich graly.

– Ja tez o tym slyszalem – powiedzial Jupiter. – Domyslam sie, ze aby osiagnac takie efekty, pan Allen dbal, zeby jego potwory i bestie wygladaly calkiem jak zywe.

– Masz absolutnie racje, Jupe. Ludzie nie boja sie kiepskich imitacji rzeczy, ktore powinny przerazac. Musza one wygladac i poruszac sie jak prawdziwe.

Jupiter kiwnal glowa.

– A kto je wytwarza?

Alfred Hitchcock rozesmial sie.

– W kazdym studiu filmowym sa bardzo zreczni i pomyslowi rekwizytorzy, ktorzy konstruuja te monstra. Czasami taki przerazajacy stwor poruszany jest motorem ukrytym sprytnie w srodku, albo przy pomocy korby i specjalnych przekladni. Za kazdym razem stosuje sie inna technike, zaleznie od roli, jaka wyznaczono potworowi w filmie. Mozna na przyklad przesuwac takiego potwora po trochu i za kazdym razem robic oddzielne zdjecie, i tak bez konca, az wypelni on wszystkie zadania przewidziane w scenariuszu. Ta technika nosi nazwe animacji. Kiedy wszystkie klatki na tasmie filmowej wyswietli sie w szybkim tempie, powstaje wrazenie plynnego ruchu.

– Rozumiem – powiedzial Jupiter. – A co sie dzieje z tymi maszkarami po nakreceniu filmu?

– Czasami odstawia sie je do magazynu, z mysla o wykorzystaniu w innym filmie, albo przekazuje do sprzedania domowi aukcyjnemu. Albo po prostu niszczy. Masz jeszcze cos?

– Rzeczywiscie, mam – powiedzial Jupiter, ktoremu rzadko zdarzalo sie, aby nie wiedzial, co powiedziec. – Nie wie pan przypadkiem, w jaki sposob moglibysmy obejrzec jakis film pana Allena, w ktorym wystepowaly smoki?

– Dziwne, ze pytasz mnie o to teraz. Wlasnie wypozyczylem kopie klasycznego filmu tego gatunku w rezyserii pana Allena. Nosi on tytul “Potwor w jaskini” i opowiada prawie wylacznie o smoku. Rozmawiajac z Henrym, zatesknilem za przezyciami, ktorych dostarczaly mi zawsze jego filmy. No i wypozyczylem jeden z nich, zeby przypomniec sobie te dawne strachy.

– Ojej, strasznie by nam to pomoglo, gdybysmy obejrzeli ten film – powiedzial predko Jupiter. – Bardzo bym chcial zobaczyc, jak naprawde powinien wygladac i zachowywac sie prawdziwy smok. Czy nie moglibysmy obejrzec tego filmu razem z panem?

Pan Hitchcock nie wahal sie ani chwili.

– Oczywiscie, przyjedzcie do mnie za godzine. A wiec do zobaczenia. W sluchawce zapadla cisza. Jupiter odlozyl ja bez pospiechu, a potem odwrocil sie do Pete'a i Boba.

– Pamietajcie – powiedzial. – Bedziemy ogladac cos, co uwaza sie za mozliwie najwierniejsza imitacje prawdziwego smoka. Starajcie sie uwaznie przyjrzec wszystkiemu, co bedzie sie ukazywac na ekranie. Byc moze zobaczycie cos, co bedzie moglo pozniej uratowac nam zycie.

– Co by to moglo byc – zapytal Bob.

Jupiter wstal z krzesla i przeciagnal sie.

– Opieram cala rozgrywke na zalozeniu, ze smok z Seaside to zwykla podrobka. Ale nie jest wykluczone, ze sie myle. W takim przypadku nasz smok jest prawdziwy!

W godzine potem, rozparci na miekkich siedzeniach ogromnego rolls-royce'a z Worthingtonem za kierownica, Trzej Detektywi zajechali z godnoscia pod dom Alfreda Hitchcocka, polozony na przedmiesciach Malibu.

Pan Hitchcock powital chlopcow na progu i zaprowadzil ich do przestronnej kuchni. W jego domu byla kiedys restauracja o nazwie “U Charliego”, totez kuchnia musiala miec odpowiedni metraz.

– Pomyslalem, ze bedzie to najlepsze miejsce na projekcje filmu. Nie ma tu wielkich okien, ktore rzucaja duzo swiatla, jak na przyklad w salonie. A ta oto biala sciana posluzy nam za ekran. Rozgosccie sie, bardzo prosze.

Kiedy chlopcy zajeli miejsca, gospodarz zgasil swiatla i wlaczyl projektor. Zabrzmialo charakterystyczne terkotanie aparatury.

– Chcialbym zwrocic wasza uwage na to, ze film ten powstal dawno temu – wyjasnil pan Hitchcock. – Bedziemy ogladac jedna z bardzo juz nielicznych kopii, jakie sie zachowaly. Jest troche przeswietlona i miejscami beda sie zdarzac ciemne, niewyrazne plamy. Na nieszczescie, nie da sie temu zaradzic. To tyle tytulem wytlumaczenia jej niedoskonalosci. Zabieramy sie do ogladania!

W chwile potem chlopcy nie pamietali juz, gdzie sie znajduja. Pan Hitchcock nie przesadzal. Film wciagnal ich juz od pierwszych scen. Z zapartym tchem sledzili rozwoj akcji, poprowadzonej sprawna reka rezysera ku przerazajacej kulminacji.

Na ekranie ukazala sie jaskinia. Chlopcy znalezli sie w jej wnetrzu, a zaraz potem, czujac, ze serca skacza im do gardla, zobaczyli wielkiego smoka.

Wkraczajac do jaskini, zapelnil soba caly ekran. Jego ogromna, groteskowa figura rysowala sie groznie na tle wylotu jaskini. Male skrzydla unosily sie i opadaly, ukazujac gre poteznych miesni, kurczacych sie i rozprezajacych jak u zywego smoka pod mokra, pokryta luskami skora. Po chwili jego mala, ciemna glowa na dlugiej, kolyszacej sie szyi obrocila sie w ich kierunku.

Potezne, wielkie szczeki rozwarly sie i uslyszeli wsciekly ryk.

– Ojej! – szepnal Pete, wciskajac sie bezwiednie w oparcie krzesla. – On jest naprawde jak zywy!

W miare przyblizania sie straszliwego potwora Bob zaczal coraz mocniej zaciskac dlonie na poreczach fotela.

Jupiter, nieruchomy, koncentrowal sie na kazdym ruchu smoka.

Jak zahipnotyzowani siedzieli az do ostatniej sceny filmu. Kiedy mroczna kuchnie zalal niespodziewanie potok swiatla, jeszcze przez dluga chwile nie opuszczalo ich napiecie, wywolane ogladanymi obrazami.

– O, holender! – wykrzyknal Bob. – Ale mialem cykora. Calkiem jak wczoraj w nocy. Zapomnialem, ze to tylko film!

Jupiter kiwnal glowa.

– Mielismy tu dowod na to, jakie efekty moze osiagnac prawdziwy mistrz horroru. Pan Allen potrafil narzucic nam, co tylko chcial, kazac wierzyc we wszystko. Przy pomocy dobrze podrobionego smoka na celuloidowym filmie przerazil nas do utraty zmyslow. Postawil sobie taki cel, a my poddalismy sie sugestywnej sile jego obrazow. To jest cos, o czym powinnismy zawsze pamietac.

– A wiec – powiedzial pan Hitchcock – wiecie juz, dlaczego moj przyjaciel Henry uwazany byl kiedys za krola filmow grozy?

Jupiter odpowiedzial skinieniem glowy. Mial ochote zasypac gospodarza mnostwem pytan, zorientowal sie jednak, ze pan Hitchcock jest bardzo zajety i jak najpredzej chce wrocic do swego biurka. Podziekowal wiec tylko za projekcje filmu.

– Cala przyjemnosc po mojej stronie – oswiadczyl Alfred Hitchcock. – Obejrzeliscie filmowego smoka, bede wiec tym niecierpliwiej czekal na wiesci o potworze z Seaside.

Odprowadzil chlopcow do drzwi, za ktorymi czekal na nich blyszczacy rolls-royce z panem Worthingtonem.

Usadowili sie na skorzanych siedzeniach i powoli ruszyli dojazdowa aleja w kierunku autostrady.

– Kazales nam dobrze przyjrzec sie temu smokowi – odezwal sie po chwili Bob. – Wytrzeszczalem galy, jak tylko moglem, i nie dostrzeglem zadnej roznicy miedzy naszym smokiem i tym na filmie. A ty Pete?

Pete przejechal reka po wlosach.

– Zauwazylem tylko, ze ten filmowy smok troche ladniej ryczal.

– Nie wydaje mi sie – odparl Bob. – Nasz po prostu bez przerwy kaszle.

Jupiter usmiechnal sie.

– Tak, dokladnie tak.

– Jupe, co masz na mysli? – spytal Pete.

– To, ze nasz smok z Seaside jest najwidoczniej bardziej wrazliwy na zla pogode. Zdaje mi sie, ze musial sie przeziebic.

Bob ukradkiem przyjrzal sie Jupiterowi, ktory siedzial z najwyrazniej zadowolona mina. Ogarnely go watpliwosci. Z doswiadczenia wiedzial juz, ze kiedy Jupiter ma taki wyraz twarzy, oznacza to, ze odkryl cos waznego. Cos, co umknelo uwagi ich obu.

– Jakim cudem nasz smok mogl sie przeziebic – spytal Bob. – Przeciez wszystkie smoki zyja w wilgotnych jaskiniach i w wodzie.

Jupiter przytaknal.

– Wlasnie to mam na mysli. Za pare godzin, kiedy znajdziemy sie tam znowu, rozwiklamy tajemnice tego kaszlu. Jesli moja teoria jest prawidlowa, wyjasni sie tez, dlaczego moglismy wydostac sie stamtad i nie stracic zycia.

Pete zamyslil sie i zmarszczyl brwi.

– To, co mowisz, Jupe, wyglada dosc obiecujaco. Ale co sie stanie, jezeli twoja teoria okaze sie bledna?

Jupiter wydal policzki.

– Lepiej, zeby sie sprawdzila. Ostatecznie stawiam na te karte i moje, i wasze zycie.