Tajemnica Kaszl?cego Smoka - Hitchcock Alfred. Страница 27
Jupiter uniosl reke.
– Widzicie, moja teoria jest oparta na przypuszczeniu, ze wszystko bylo nieprawdziwe i dobrze podrobione. Dlatego nieprawdziwy byl takze i smok. A jezeli on jest od nas sprytniejszy, to tylko dlatego, ze wcale nie jest smokiem, lecz jakims urzadzeniem kierowanym ludzka reka.
Pete zamrugal oczami, a potem obrocil sie do Boba.
– Co on wlasciwie wygaduje?
Bob odrzucil do tylu wlosy.
– Zdaje sie twierdzi, ze nasz smok jest zwyklym robotem, a nie smokiem. Prawda, Jupe?
– Nie jestem jeszcze calkiem tego pewien – przyznal Jupe.- Byc moze jest robotem albo jakas konstrukcja podobna do smoka, ktory gral w tym starym filmie pana Allena. Dowiemy sie tego we wlasciwym czasie.
Mam za to absolutna pewnosc co do tego wejscia do jaskini. Takze ono nie bylo prawdziwe. Na nieszczescie, nie moglismy tego zbadac ani przyjrzec mu sie z zewnatrz. Jestem pewny, ze kiedy to zrobimy, okaze sie, ze jest to wejscie zrobione z jakiegos lekkiego materialu, jak pierwszy lepszy filmowy rekwizyt, wykonczony i pomalowany z zewnatrz tak, aby wygladal na cos prawdziwego. Ktos mogl zbudowac tam podrabiana skale. I ukryc w ten sposob pierwotne wejscie do jaskini. Kiedy sam chcial do niej wejsc, albo wprowadzic do niej smoka, zwyczajnie rozsuwal na boki ukryte w ten sposob wrota.
Jestem pewien, ze obaj zgodzicie sie ze mna – dodal Jupe – ze gdyby miasto Seaside chcialo zamknac dostep do wielkiej jaskini albo do tunelu, nie uzywaloby do tego takich lekkich materialow, jak pomalowane plyty w srodku i imitacja skaly na zewnatrz. Zrobiloby to w bardziej solidny sposob – przy pomocy betonu!
Pete wyjrzal przez okno sunacego gladko rolls-royce'a. Zmarszczyl brwi, a potem pokiwal glowa.
– Byc moze masz racje, jezeli chodzi o te rzeczy. Jezeli pojedziemy tam dzis wieczorem, zbadamy skaly w poblizu wejscia do pierwszej jaskini. Ale ja nie boje sie skal. Chcialbym miec raczej pewnosc co do tego smoka. Dlaczego on mialby byc podrabiany?
Jupiter oparl sie wygodniej i zalozyl rece.
– Wszyscy trzej zobaczylismy go mniej wiecej w tym samym momencie. Bylismy w takiej samej odleglosci od niego. Mamy jednakowy wzrok i sluch. Powiedzcie mi, co wlasciwie uslyszelismy? I zobaczylismy?
Pete i Bob zastanawiali sie przez chwile w milczeniu.
– Ja uslyszalem jakies buczenie – powiedzial Bob. – A potem zobaczylem go.
– A ja zobaczylem najpierw jasne swiatelka… i zorientowalem sie, ze to blyszcza jego oczy – powiedzial Pete. – A jezeli chodzi o to buczenie, to zdaje mi sie, ze tez je slyszalem. A zaraz potem uslyszalem ryk.
Jupe skinal glowa.
– A jak on sie poruszal?
Jupe obrocil sie do Boba.
– A ty, co powiesz na ten temat?
– Zastanawiam sie – stwierdzil Bob, pocierajac dlonia czolo. – Tak, zgadzam sie z tym, co powiedzial Pete. On wszedl bardzo szybko. Tak, jakby wsliznal sie do srodka.
Jupe swidrowal go wzrokiem.
– Moze tak, jak ten smok na filmie u Alfreda Hitchcocka? Czy poruszal sie tak samo?
Bob zaczal krecic glowa.
– Nie. Smok pana Allena zdawal sie kroczyc na nogach. A nasz raczej sie slizgal.
– Tez odnioslem takie wrazenie – powiedzial Jupe. – On ani nie lecial w powietrzu, ani nie poruszal konczynami. Slizgal sie. Dlatego wyciagam stad wniosek, ze zostal tylko zbudowany na podobienstwo smoka. Po ty, aby straszyc i wywolywac przerazenie. A to jego niby slizganie sie mozna wyjasnic bardzo latwo. Nasz smok poruszal sie samoczynnie, albo byl jakos tam napedzany, na kolach! Nie pamietacie tych sladow na piasku, ktore widzielismy za pierwszym razem?
Pete i Bob wybaluszyli na Jupitera oczy.
– Smok na kolkach? – zapytal z niedowierzaniem Pete. – Chcesz nam wmowic, ze cos takiego zdolaloby nas tak nastraszyc?
– Przypominam sobie cos jeszcze – powiedzial Bob. – Rozmawialismy juz zreszta o tym. Smok pana Allena ryczal. A nasz wydawal sie kaszlec, i to dosc czesto.
– Dokladnie tak! – rozesmial sie Jupiter. – To wlasnie mialem na mysli mowiac o tym, ze musial wspomagac go jakis czlowiek.
– Cos ty tu jeszcze wymyslil? – jeknal Pete.
Jupiter usmiechnal sie.
– Pomocnik, ktory siedzial w naszym smoku, musial byc przeziebiony.
Dystyngowany glos Worthingtona przerwal nagle dyskusje.
– Jestesmy w skladzie zlomu Jonesow. Czy mam czekac?
Jupe przytaknal.
– Tak, panie Worthington. Pete musi teraz wykonac szybki telefon. Potem mam nadzieje, pojedziemy do niego do domu, zeby cos zabrac. A wieczorem pojedziemy znowu do Seaside. Chyba sie nie myle, co, chlopaki?
Peta wyszczerzyl zeby.
– Chcialbym bardzo, abys sie nie mylil… Ale to da sie sprawdzic dopiero wtedy, gdy przyjrzymy sie temu kaszlacemu smokowi!