Tajemnica Kaszl?cego Smoka - Hitchcock Alfred. Страница 30
Rozdzial 17. Tajemnica starego tunelu
Pozostawiwszy kolege w ciasnej pieczarze, Bob i Jupe powoli zaglebili sie w ogromna, wysoko sklepiona grote. Powietrze bylo wilgotne i zimne. Poczuli, ze przenika ich chlodny dreszcz.
Juz po kilkunastu krokach Bob szepnal nagle:
– Tu jest calkiem inaczej!
– Co? Gdzie? – spytal Jupe wytrzeszczajac oczy.
Bob skierowal swiatlo latarki do przodu, a potem na boki.
– Ta wielka sciana… jest otwarta w srodku!
Jupe z zaciekawieniem podazyl wzrokiem za swietlna smuga latarki Boba. Szeroka szczelina w szarej scianie ciagnela sie od ziemi az po sklepienie.
– Bob, zdaje mi sie, ze znalezlismy ten twoj tunel! – zawolal cicho Jupe.
Obaj chlopcy ostroznie przeszli na druga strone.
Tunel rozszerzal sie stopniowo. Jego gladkie sciany ginely gdzies w przedzie, w nieprzeniknionym mroku. Nagle chlopcy staneli jak wryci, czujac, ze oblewa ich zimny pot. Serca skoczyly im do gardla.
Naprzeciw nich wylonil sie nagle z ciemnosci jakis ogromny ksztalt, nieruchomy i grozny.
Wydawalo sie, ze zagadkowy kolos czeka na nich!
Chlopcy rzucili sie na ziemie. Lezac bez ruchu, powoli podniesli oczy ku majaczacej w mroku dziwnej postaci. Odczekali dluzsza chwile, nic jednak sie nie poruszylo.
Jakby przyczajony tuz przy ziemi, zgarbiony, dlugi i grozny, lezal przed nimi smok. Przy koncu dlugiej, grubej szyi zwisala jego trojkatna glowa.
– Mmmoze on spi – szepnal Bob.
Jupiter pokrecil przeczaco glowa.
– Pamietaj – szepnal Bobowi do ucha, starajac sie zrobic to z chlodnym spokojem – ze to nie jest zywy smok.
Bob odpowiedzial mu leciutkim skinieniem glowy.
– Wiem. Juz nam to wczesniej mowiles. Miejmy nadzieje, ze sie nie mylisz.
Odczekawszy jeszcze chwile, Jupe zapalil latarke, a potem przeciagnal smuga swiatla po ziemi.
Usmiechnal sie, calkiem juz uspokojony.
– Popatrz na nogi tego smoka i powiedz im, co widzisz.
Bob podazyl wzrokiem za plama zoltego swiatla i zamrugal z niedowierzaniem.
– Szyny – powiedzial. – Dokladnie pod smokiem. Wygladaja jak kolejowe.
Jupe odetchnal z ulga.
– Obaj mielismy racje. Smok jest, jak widzisz, zwykla podrobka. A ty znalazles podziemna kolej szybkiego ruchu, ktora Labron Carter budowal przeszlo piecdziesiat lat temu! Ale myliles sie, Bob, co do jednej rzeczy. Powiedziales, ze nie byla ona nigdy uzywana!
– Co masz na mysli?
– Miala przynajmniej jednego uzytkownika. Tego smoka – odparl Jupe.
– Ale po co mu to? Niczego nie pojmuje – odparl z zaklopotaniem Bob.
Kto i po co zbudowal smoka, a potem umiescil go w tunelu podziemnej kolejki, nie uzywanym od piecdziesieciu lat? Na torach, ktore prowadzily donikad. I prawdopodobnie mialy na zawsze pozostac nie wykorzystane? Nie byloby w tym odrobiny sensu.
Dlaczego? – zastanawial sie Bob.
– Zaraz dowiemy sie wszystkiego – powiedzial Jupe, ciagnac go za rekaw koszuli. – Chodzmy, zanim oni powroca.
Bob z ociaganiem ruszyl za przyjacielem.
– Jacy oni?
Jupiter nie odpowiedzial. Szedl nie zwalniajac kroku. Podeszli do monstrualnej maszkary, zgarbionej w samym srodku tunelu. Zaintrygowany czyms Jupiter zmarszczyl brwi.
– Co ci sie nie podoba? – spytal szeptem Bob.
– Nie potrafie sobie tego wytlumaczyc – odparl Jupe. – On jest skierowany glowa w druga strone. Ku plazy. Wewnetrzne przejscie jest wprawdzie otwarte, ale zewnetrzne wrota do jaskini sa zamkniete. Co o tym myslisz?
Bob wzruszyl ramionami. Nieczesto zdarzalo sie, aby Jupe czul sie przycisniety czyms do muru i pytal go o zdanie na temat jakiejs niejasnej sytuacji.
– Wyglada to tak, jakby ci, ktorzy sie tym bawia, mieli zamiar stad wyjechac… moze az do wody. No a na razie nie przewiduja, aby cos wjechalo tu do srodka – powiedzial Bob.
Jupiter przytaknal. Jego twarz rozjasnila sie.
– Wiesz, Bob, mysle, ze przeprowadziles doskonale wnioskowanie. Przyjrzyjmy sie temu wspanialemu smokowi juz teraz, zanim go stad zabiora.
Kiedy ostroznie okrazali potezne cielsko smoka, jego glowa zwisala bez ruchu. Oczy wydawaly sie zamkniete i bez zycia.
Jupe przesunal po nich swiatlem latarki.
– Mmmm – mruknal. – To wcale nie sa oczy, ale male reflektorki! Pamietasz, jak po jego wejsciu cala jaskinia rozjasnila sie? A my bylismy pewni, ze jego oczy polyskuja naturalnym blaskiem. – Jupiter zachichotal cicho. – To bardzo proste. Wystarczylo tylko zainstalowac tu migajace swiatla, jak na okrecie albo w samolocie czy w samochodzie.
Znajdowali sie teraz z boku zwalistego cielska. Jupe wyciagnal reke. Jego palce namacaly cos, co polyskiwalo dziwnie na tle ciemnej, pokrytej luskami skory.
– Klamka – mruknal. – Dziwna sprawa. Nie widze tu zadnych drzwi.
Bob spojrzal ponad jego ramieniem.
– Tam wyzej jest nastepna – powiedzial. – A nad nia jeszcze jedna.
Jupe zasmial sie krotkim chichotem.
– Znowu dalem sie nabrac. To nie sa zadne klamki od drzwi. To sa metalowe stopnie do oparcia stopy. Wlaze na niego.
Tuz za nim wdrapal sie Bob. Znalazlszy sie na gorze, Jupe podniosl jakas klape i przytrzymal w tym polozeniu, a potem spojrzal na dol. W najwyzszym zdumieniu, bezwiednie rozdziawil usta.
– To jest luk – szepnal do Boba. – Zostan tu na strazy, a ja zejde na dol, zeby sie rozejrzec, co tam jest w srodku.
Zaskoczony tym odkryciem Bob machinalnie kiwnal glowa. W jednej chwili Jupe znikl we wnetrzu smoka. Pokrywa luku zamknela sie za nim powoli.
Uszu Boba doszlo jakies gluche tapniecie. Chlopiec wzdrygnal sie mimo woli. Przelecialo mu przez glowe, ze smok polknal w koncu jego przyjaciela.
Ukradkiem zerknal w kierunku ciemnego wnetrza tunelu. Zapalil latarke i w jej swietle zobaczyl, ze tunel zakreca lagodnie w pewnym oddaleniu. Widoczne wyraznie tory zakreslaly rowniez krzywizne i ginely z pola widzenia. Sciany tunelu byly gladkie, tu i owdzie widac bylo jedynie stalowe ozebrowanie siegajace sklepienia, przedzielone platami betonu.
Uslyszal jakis szelest i drgnal.
Pokrywa luku uniosla sie.
– Bob, chodz rzucic okiem – powiedzial cicho Jupe.
Szybko podszedl do wlazu, w ktorym jeszcze raz znikla czupryna jego kolegi. Wymacal stopami szczebelki waskiej drabinki i zaczal po nich schodzic. Kiedy znalazl sie na dole, Jupe omiotl cale wnetrze swiatlem latarki.
– Fajowo tu, no nie? Z zewnatrz wyglada jak smok. Jezdzi po szynach jak pociag. Ale popatrz, co tu jest. Peryskop! A tam iluminator. Jezeli sie nie myle, to wiesz, Bob, ten smok jest w rzeczywistosci miniaturowym okretem podwodnym!
Bob postukal knykciami palcow w zaokraglone scianki smoka.
– Nie wiem, z czego to moze byc zrobione – powiedzial pocierajac palce wnetrzem dloni drugiej reki – ale twarde jak diabli.
Jupe kiwnal glowa.
– Powinno byc z zelaza albo stali, zeby moglo sie zanurzyc. Ale przypuszczam, ze to jakis inny material. Chodz, zajrzymy do maszynowni.
Obaj chlopcy przeszli przez waskie drzwi do przedniej czesci smoka.
– Dzwignia skrzyni biegow, tablica rozdzielcza, hamulce, pedaly! – wykrzyknal Bob. – Co to za podwodny wehikul!
Jupe strzelil palcami.
– Pamietam opis jednej z pierwszych lodzi podwodnych, jakie kiedykolwiek zbudowano. Jezdzila ona po dnie oceanu jak samochod. Wynalazca umiescil w bocznych sciankach iluminatory, zeby pasazerowie mogli wygladac na zewnatrz, i pobieral od nich oplate za udzial w rejsie. Byly tam tez specjalne komory powietrzne, dzieki ktorym lodz mogla wytrzymac cisnienie wody.
Konstruktor tego smoka mogl wzorowac sie na niej albo na platformach ze Swieta Rozy, ktore sa montowane na podwoziu samochodu i pokryte kwiatami. Moga jechac na niskim biegu, prowadzone przez kierowce ukrytego w srodku.
Bob zatarl w podnieceniu rece.
– Wlasnie w ten sposob smok posuwal sie po piasku, nie wykonujac pozornie zadnych ruchow. Mam na mysli to, ze nie przebieral nogami jak smok na filmie pana Allena.
– To zrozumiale – powiedzial Jupe. – Do rezyserowanego przez siebie filmu pan Allen potrzebowal smoka majacego bardziej realistyczny wyglad. A konstruktor tego tutaj chcial osiagnac tylko pewne podobienstwo. Takie, aby wystarczylo do nastraszenia widzow. Chcialbym wiedziec, w jakim celu i kogo zamierzal straszyc.
Nagle we wnetrzu smoka rozlegl sie niesamowity dzwiek.
– Aaaaaa… ooooo… ooo!
Przestraszeni chlopcy az podskoczyli.
– Co to bylo? – zapytal szeptem Bob.
Jupiter zawahal sie.
– Ten dzwiek dochodzil gdzies z tylu.
Bob spojrzal na przyjaciela.
– Jestes tego pewien? Wolalbym nie siedziec w jego brzuchu, gdyby nagle postanowil wykapac sie w oceanie.
Przeciagly, przejmujacy dzwiek, przypominajacy jeczenie, ozwal sie znowu.
– Aaaaaaaaaa… ooooooooo… oooo!
Bob zadygotal ze strachu.
– Nie podoba mi sie to zawodzenie.
Ku jego zaskoczeniu Jupe odwrocil sie i pobiegl waskim przejsciem ku tylnej czesci smoka. Zatrzymal sie. Dziwny jek dal sie slyszec znowu. Jupe zamienil sie w sluch, pochylajac glowe nisko nad podloga.
– Co to moze byc? – spytal zdenerwowanym glosem Bob, podchodzac blizej.
Jupiter nie odpowiedzial. Odwrocil sie i zaczal wodzic swiatlem swej latarki po wewnetrznej sciance dzialowej. Wreszcie, ku zaskoczeniu Boba, usmiechnal sie.
– Zdaje mi sie, ze rozwiazalismy w koncu te tajemnicza zagadke – powiedzial chichoczac.
– Naprawde?
– Posluchaj – powiedzial Jupe, a potem uniosl reke i uderzyl w sciane. Odpowiedzialo mu znowu tajemnicze zawodzenie.
– Aaaaaaaaaa… oooooo!
Bob pochylil glowe, starajac sie wsluchac w dziwne dzwieki.
– Slysze to wyraznie – powiedzial – ale wciaz cos mi sie nie podoba w tych jekach.
– To dlatego, ze strach przed smokiem zdominowal twoje zmysly – Dowiedzial smiejac sie Jupe, a potem otworzyl waskie drzwi i rzucil snop swiatla do pomieszczenia, przypominajacego duza szafe, albo schowek.
Zawodzenia przybraly na sile.