Impresjonista - Kunzru Hari. Страница 55

– Bridgeman. Jak sie masz?

– Nie musisz tego lubic, ale ja lubie – mowi Gertler, ponownie siegajac po gitare.

– Mnie to nie przeszkadza.

– No to bedzie nam latwiej.

Gertler wraca do szarpania strun. Cwiczy te same akordy i ze zloscia bije piescia w pudlo, gdy zawodza go palce.

– A ty kim jestes?

– Nie rozumiem.

– Przypuszczam, ze anglikaninem. Jonathan kwituje te slowa milczeniem.

– Kto to? – pyta po chwili, wskazujac glowe z brazu. Po twarzy Gertlera przebiega usmiech.

– Towarzysz Wladimir Iljicz Lenin. Ja tez jestem komunista. Jesli chcesz, mozesz zmienic pokoj. Pewnie ci pozwola, a mnie wszystko jedno. Fender-Greene i tak chce sie mnie pozbyc. Stary Hoggart trzyma mnie tu tylko dlatego, ze mam bogatego ojca.

– Skoro masz bogatego ojca, czemu jestes komunista?

– Rownie dobrze moglbys spytac, czemu zyje. Wierze, ze wszyscy powinni byc rowni. Pieniadze nie powinny miec znaczenia. Maja, a nie powinny. Niespodzianka, co?

– Niespodzianka?

– Takie slowa w ustach Zyda.

Jonathan nie rozumie. Gertler posyla mu szyderczy usmiech.

– Ty w cos wierzysz?

– Nie – przyznaje Jonathan. Gertler prycha i wraca do gitary.

I tak zaczyna sie szkolne zycie. Rok w Chopham Hali uplywa Jonathanowi pod znakiem numerkow i list. Szkola jest fabryka wytwarzajaca poczucie przynaleznosci. Wszystko odbywa sie w grupach, od porannego prysznica po pisanie rozprawek w trakcie wieczornego odrabiania lekcji. Kazdy gest Jonathana w ciagu dnia jest ograniczony do funkcjonalnego minimum, wypracowanego w ciagu dwustu lat ewolucji szkoly. Ulepszona wersja systemu fabrycznej produkcji w wydaniu pana Taylora. Nawykly do calkowitej wolnosci, Jonathan czesto zastanawia sie, ile jeszcze zdola tu wytrzymac. W notesie zapisuje: „angielskosc = identycznosc” i „komfort jednostajnosci”.

Numerki i listy: lista obowiazujacych w szkole zasad, lista nauczycieli, lista starostow, lista pierwszej jedenastki i pietnastki, lista szkolnych barw, lista miejsc zakazanych, lista dat angielskiej wojny domowej i lista jej przyczyn. Kazda z nich Jonathan powinien recytowac na wezwanie. Czasem mu sie udaje. Czasem nie. Kara, jaka ponosi za pomylke, jest znacznie lagodniejsza niz w przypadku pierwszoklasistow, ktorzy dostaja rozgi za nieopatrzne umieszczenie waskiego zlotego paska w barwach druzyny rugby srednich klas albo danie pierwszenstwa panu Russellowi przed panem Hoggartem w hierarchii grona pedagogicznego.

Pan Hoggart to ow krzykliwy mezczyzna z poczerwieniala twarza. Zle wrazenie po pierwszym zetknieciu z Jonathanem pozostalo. A poniewaz pan Hoggart jest zwierzchnikiem internatu, stanowi to pewien problem.

– Bridgeman! Co to ma znaczyc?

– To, prosze pana? Buty, prosze pana.

– Buty, prosze pana? Buty! Nie! To wykroczenie! Naruszenie regulaminu!

– To lakierowana skora, prosze pana. Kupilem w Londynie.

– Regulamin szkoly! Stroj! Wszelka ekscentrycznosc stroju jest niedozwolona. Maja zniknac, Bridgeman. Zniknac.

Przed powaznymi tarapatami ratuje Jonathana fakt, ze mimo marnych osiagniec, Gertler i tak jest zawsze gorszy od niego. Jonathan miewa problemy z mundurkiem, wlasciwa postawa, zaangazowaniem, zrozumieniem i innymi waznymi przymiotami, dzieki ktorym internat odpiera ataki barbarzynskich hord oblegajacych twierdze. Tymczasem Gertler aktywnie spiskuje, by barbarzyncow wpuscic. Podczas odrabiania lekcji czyta Marksa, odmawia udzialu w zajeciach z przysposobienia wojskowego i choc zwolniony z nabozenstw, wszem i wobec glosi smierc Boga i opanowanej przez upiory Europy. Tym sciagnal na siebie nienawisc Fender-Greene’a i stal sie obiektem szykan ze strony pozostalych mieszkancow internatu (za cichym przyzwoleniem Hoggarta). Koledzy zalewaja mu ksiazki atramentem, pluja na jedzenie przed podaniem talerza, podstawiaja noge, a od czasu do czasu Fender-Greene znajduje powod, zeby zafundowac mu chloste. Za kazdym razem nie posiada sie z wscieklosci, gdy Gertler reaguje smiechem na swist rozgi w powietrzu.

Jonathan skrzetnie notuje: „Dyscyplina uszlachetnia; szacunek dla religii, ale wiara nieobowiazkowa; sprawdzac talerz przed jedzeniem”, jego notatki dotycza wszystkich sfer szkolnego zycia, od zasad rugby po zasady przyrzadzania kanapki z dzemem. Tydzien po tygodniu rozumie coraz wiecej z otaczajacego go swiata, a biale plamy na mapie zapelniaja sie drozkami i punktami orientacyjnymi.

Kurs historii bylby dla Jonathana calkiem uzyteczny. Pozwolilby mu uzupelnic synchroniczne zrozumienie istoty angielskosci zrozumieniem diachronicznym. Niestety, podczas sennych lekcji pan Fox, namietny palacz fajki i niedzielny malarz, przedstawia historie nie tyle jako lancuch zmian, ile wieczna powtarzalnosc. W jego ujeciu historia ojczystej wyspy to seria patetycznych obrazow, podnioslych momentow pozwalajacych zrozumiec sedno, zasady i aksjomaty stworzone przez ten narod. Od Drake’a kleczacego przed krolowa Elzbieta po zgromadzenie na polu Runnymede, od Wolfe’a w Quebecu po koronacje Wiktorii na cesarzowa Indii, pan Fox maluje przeszlosc jako magme poteznych, lecz nieefektownych sil, ktore czasem nabieraja przejrzystosci, zastygajac na moment w statycznym ukladzie polyskliwych twarzy i imponujacych draperii. W modelu historii pana Foxa nawet ostatnia wojna, ktora zabrala jego uczniom wujkow i starszych braci, podlega temu dualizmowi. Walka przypominajaca sportowa rywalizacje, przeplatana dlugimi okresami wyczekiwania w blotnistych okopach. Bitwy i nastepujaca po nich proba cierpliwosci. Olejno-werniksowy patos zastyglych w bezruchu cial. Maki na polach bitewnych Flandrii.

Historia, jak i dzien wreczania nagrod, ma dawac impuls do dalszego dzialania, „do osiagania sukcesow w swiecie po ukonczeniu szkoly”. A absolwenci Chopham Hali odnosza sukcesy w dziedzinach tak roznych, jak bankowosc czy prowadzenie rancza w Argentynie. Jednak wzniosla tradycja szkoly, jesli w ogole mozna tu mowic o tradycji, jest przygotowanie chlopcow do sluzby w koloniach. W porannych mowach Hoggart lubi wymieniac miejsca, w ktorych sluza byli uczniowie. Zlote Wybrzeze. Hongkong. Bengal. Birma. Kapsztad. Bermudy. Pod obcym niebem cnota wiedzy, cierpliwosci i mestwa nabytego w grach zespolowych pomaga utrzymac brytyjska dominacje w swiecie. To dla Imperium trzeba popierac nowych starostow i dac z siebie wszystko, by w rozgrywkach pokonac chlopcow Frobishera i Hawkinsa.

Nieobecnosc Bridgemana na boisku szybko daje sie zauwazyc. W tym wzgledzie idzie w slady Gertlera. Jako ktos, kto w Chopham Hali przygotowuje sie tylko do pojscia na uniwersytet, Jonathan ma specjalny status, jednak ani Hoggart, ani Fender-Greene nie maja zamiaru mu tego uswiadamiac. Jonathan wzbudza ich podejrzliwosc. Jego jedynym plusem jest chec do nauki, sama w sobie rownie podejrzana. Jest w tym cos semickiego. Jakas zachlannosc i nadmierna gorliwosc.

Z nadejsciem ferii zimowych nad glowa Jonathana gromadza sie chmury.

Sam Jonathan, nieswiadom niczego, spedza pod okiem pana Spavina zimne i nudne Boze Narodzenie w Londynie. Czuje, ze obawy pierwszych miesiecy sa juz za nim. Przestaje zyc w ciaglym strachu przed zdemaskowaniem. Staje sie kims, kogo udaje. Prawda jest tak niewiarygodna, ze mimo dziwactw i sporadycznych potkniec Jonathana, nikt jej nie odkryje. Jonathan i jego cien zaczynaja sie schodzic.

?

Semestr wiosenny zaczyna sie spokojnie. Przez kilka tygodni Jonathan jest zadowolony, nawet uradowany swoimi postepami. Starania o Oksford ida gladko. Prace egzaminacyjne zostaja wyslane do dobrego przyjaciela doktora Noble’a, ktory w Barabbas College odpowiada za przyjecie nowych studentow. „Omow bledy – jesli takowe popelniono – w rozwiazywaniu kryzysu amerykanskiego w 1770 roku”. „Skomentuj nastepujace stwierdzenie: «Zloto, nie wojenne mestwo, leglo u podstaw hiszpanskiej potegi w XVI wie-ku»„. Wyplywa sprawa greki (a raczej nieznajomosci greki). Temat zostaje omowiony i zamkniety. Krotkie oczekiwanie i wreszcie nadchodzi informacja, ze kilku uczniow doktora, wsrod nich Jonathan Bridgeman, spodziewanych jest w Barabbas wraz z poczatkiem semestru po swietym Michale. Zwyczajowa butelka czerwonego wina przechodzi z rak do rak i doktor Noble moze juz zasiasc do pisania listow gratulacyjnych do rodzicow i opiekunow.

Zycie Jonathana jest lzejsze od powietrza. Jonathan wznosi sie ku gorze po luku doskonalym. Pewnego popoludnia w drzwiach jego pokoju staje maly zadyszany poslaniec.

– Czesc, Bridgeman. Mam dla ciebie wiadomosc.

Jonathan, grajacy role wladczego ucznia starszej klasy, opuszcza ksiazke i wzdycha na znak niewyslowionej nudy.

– Czego?

– Dyrektor szkoly mowi, ze przyjechala twoja stryjeczna babcia i czeka w jego gabinecie.

Jonathan chyba sie przeslyszal.

– Kto?

– Twoja stryjeczna babcia, Bridgeman. Przepraszam, czy zrobilem cos nie tak?

Gertler gwaltownie szarpie struny balalajki.

– Co ci jest, Johnny?

– Nic.

– Nie wiedzialem, ze masz babcie.

Jonathan tez nie wiedzial. Pan Spavin nigdy o niej nie wspominal. Byl przekonany, ze krewni nie zyja. Co powiedzial tamten Bridgeman? „Ostatni z rodu, stary”. Jonathan wydaje z siebie jek. Powinien byc przygotowany na taka niespodzianke. Usilujac uporzadkowac mysli, wywleka chlopca z pokoju i ciagnac go w strone pokojow dyrektora, kaze powtorzyc, co mowil Noble. Slowo w slowo. Z przejecia brak mu tchu. Maly poslaniec skamle: „Nic, Bridgeman, nic, naprawde”. Wleczony sila, potyka sie o wlasne nogi w wypolerowanych szkolnych trzewikach. „Bridgeman, to nie ja. Bridgeman, on naprawde nic nie powiedzial. Au! Bridgeman, to boli”, i tak przez caly czas az pod drzwi dyrektora, gdzie do Jonathana wreszcie dociera, ze chlopiec rzeczywiscie nic nie wie, a na dodatek jest tak przerazony, ze lada moment zsika sie w spodnie. Jonathan puszcza go wolno. Maly poslaniec zmyka co sil w nogach, rozcierajac po drodze ramie.

Jonathan puka do drzwi i natychmiast tego zaluje. Gospodyni dyrektora prowadzi go wprost do salonu. Mozg i cialo Jonathana krzycza: „Jeszcze nie! Za szybko!”. W salonie siedzi wiekowa dama, zakutana w przedwojenna krepe, w zaplesnialym kwiecistym kapeluszu na glowie przypominajacej ziemniaka. Ta glowa i male waskie oczka byly znakiem rozpoznawczym Bridgemana. Tego prawdziwego.